Ostrzeżenie: jeśli ktoś ma uczulenie na moją osobę lub posty, niech lepiej daruje sobie lekturę
Ech, nie jest dobrze. Nie jest dobrze. Kolejny po
Andromedzie bełkot słowno-muzyczny. Wracamy do tradycyjnego u Górniak schematu. Przeciętna muzyka, mierny tekst i wokal, który nie jest w stanie zrekompensować reszty braków.
Co to za przekład i ten wtręt "to me you're so hot"? W lot można pojąć jedynie, że niezbyt fortunny pod względem językowym. Jak to się ma do późniejszych belo i mon cheri, wyznawania uczuć w stu językach? Jak to się odnosi do oryginału? Raczej nie tak był nacechowany. Zresztą zabawnie brzmiących zwrotów jest tutaj więcej ("ty masz to coś, od razu to przyznam, niepowtarzalny z ciebie mężczyzna").
Bei mir bist du schoen zostało potraktowane bardzo frywolnie, to tylko punkt wyjścia, luźna inspiracja. Muzyka sugeruje poważną treść i jest dysonans, kiedy słyszy się z ust 46-letniej kobiety wersy, które z powodzeniem mogłyby wyjść spod pióra ucznia niedawnej klasy gimnazjalnej. Edyta robi, co może, żeby podciągnąć to do jakiejś rangi, ale nadal zgrzyta. Słowa wyrażają jej własną kochliwą naturę, kolejnego niepowtarzalnego mężczyznę, który spadł jej z nieba.
Nie jest to jednak w piosence miłość tylko romantyczna. Śpiew Edyty doskonale oddaje zalotność, flirt, kokieteryjność, namiętność a nawet erotyzm. Nie brakuje napięcia w jej głosie. Mam tylko nadzieję, że jeśli już dojdzie do wykonania na żywo, Edyta nie przerobi tego na marsz żałobny jak zrobiła to z jasnym przesłaniem
Grateful. Wokal studyjny jest w punkt, oby tego nie przedramatyzowała. Ciężko będzie też to odtworzyć ze względu na bogactwo wokaliz w tle. To rzadkie zjawisko u Edyty, zazwyczaj poza główną linią wokalu w tle mało się dzieje. Tutaj chórki, szeptanki, przeciągnięcia i nakładanie się fraz naprawdę robią świetną robotę.
Sama kompozycja jest bardzo mało zajmująca. Taka muzyka środka. Nie odpycha, nie przyciąga. Bardzo prosta, wręcz banalna struktura. Bez wyrazu, nie przykuwa uwagi. Nie wyobrażam jej sobie jako motyw przewodni filmu, raczej jako ilustrację pod napisy końcowe. Teledysk - ładny obrazek, ale kadry z filmu trochę gryzą się z ujęciami Edyty. Niektóre gesty i grymasy diwy wypadają lekko groteskowo, ale nie jest ona aktorką, więc straszna ujma to nie jest. Może lepiej by to wyglądało, gdyby partnerował jej jakiś przystojny statysta. Naturalniej, mniej statycznie. Generalnie da się wyczuć, że to jej wizja artystyczna - powiewanie chustą, kręcenie kierownicą zaparkowanego auta
Stylizacja ładna, aczkolwiek na premierze wyglądała po prostu zniewalająco i szkoda, że w takim wydaniu nie została uwieczniona w klipie.
Reasumując: nie mam zastrzeżeń co do poziomu wykonawczego Górniak. Włożyła wiele starań, żeby zrobić coś z niczego. Tylko po co? Żaden przebój z tego nie będzie, piosenka nie zostanie z nami na lata. Przepadnie jak wiele przed nią. Promocję położono już na starcie, nawet nie ma o czym mówić. Podejście gwiazdy znamy. Szczerze, gdyby śpiewał to ktoś inny, nie pochyliłbym się nad tym dziełem więcej niż raz. Wybiorę się do kina z ciekawości, jak sprawuje się na wielkim ekranie. Może trochę załagodzi słabe wrażenie. Dziwi mnie niezmiennie, że ktoś, kto artystycznie zmarnował tyle lat, dalej trwoni je na coś tak wątpliwej wartości. To ładowanie energii twórczej w próżnię.