Beata i Bajm, wczoraj,
Wrocław, Hala Ludowa zwana też Stulecia.
Jak mi się podobało?
Dobrze się bawiłem, ale jestem bardzo zadowolony, że wygrałem bilety i nie płaciłem za nie, ponieważ... bardziej odpowiadał mi koncert tegoż zespołu z okazji święta Chleba i Piernika w Jaworze, w sierpniu.
Niby Bajm zagrał więcej utworów, dlatego też zdecydowałem się wybrać na trasę, ale miałem wrażenie, że w małej powodzi utworów z przestrzeni aż 40 lat można miejscami stracić wiatr w żaglach i ugrzęznąć na mieliznie.
Solowe utwory mało pasowały mi do bajmowych. Skoro już je dołączono, to szkoda że praktycznie pominięto bardzo znane i przebojowe piosenki z pierwszej płyty Beaty, z drugiej zresztą też.
Po świetnie zaśpiewanej i zagranej, dynamicznej
Białej armii (moim zdaniem najlepszy fragment koncertu, no i, co by tu nie pisać, sprawdzony pewniak) i podobnie żwawych
Nagich skałach koncert powinien rozkręcać taką energię. Tymczasem poszło parę lekko rozmemłanych ballad miłosnych. Drugi taki moment pod koniec koncertu, przed bisami. Wolałbym zamiast jednej z aż kilku takich snujących się, mniej znanych utworów,
Dziesięć przykazań,
My,
Dzień za dniem, a jak już spokojniej, to
Noc po ciężkim dniu i
Różową kulę.
Przy licznej reprezentacji utworów z bardzo popularnej
Szklanki wody przydałaby się chociaż jedna wstawka z ostatniego studyjnego albumu grupy. Można odnieść było wrażenie, że
Krótka historia z 2008r. to ich ostatnia piosenka.
Bardzo rozczarowały mnie
Dwa serca, dwa smutki. Zagrano je w jakby filmowej aranżacji, która mnie w ogóle nie chwyciła za serce tak, jak wersja z Jawora, bardziej intymna i surowa, wg mnie najmocniejszy punkt tamtego koncertu.
Beata wydawała się przez sporą część koncertu lekko na fochu, kontakt z publicznością łapała dzięki zachęcaniu ludzi do śpiewania (ale przez to brakowało mi jej głosu w niektorych piosenkach) i odniesieniach do pobytu we Wrocławiu - i z kolei chwilami za dużo było gadane, za mało grane.
Oczywiście nie mogę wyłącznie narzekać, bo ogólnie mi się podobało i muszę docenić zarówno świetne wykonania live, formę samej Beaty (wizualnie - do schrupania, wokalnie też nie mam uwag), chórek, tancerzy, muzyków i bardzo dobrą oprawę stylistyczną. Podobała mi się szczególnie odsłona koncertu w orientalnych klimatach, bliżej końca. Mało podobał mi się śpiew towarzysza Beaty w piosence
Tyle chciałem ci dać, szkoda że nie był to ktoś o lepszym wokalu, godnym zastąpienia oryginału.
Koniec koncow...Nie wiem, może w plenerze byłoby ciekawiej? Hala, przy całym swoim uroku, jednak trochę dusi energię koncertu, takie miewam wrażenie czasami. Na pewno jednak nie było źle i pobyt na tym koncercie obudził mój apetyt na kolejną dekadę nowych piosenek Beaty i Bajmu i może za 10 lat jeszcze ciekawszą trasę z okazji pięćdziesięciolecia