Muszę przyznać, że to był naprawdę niezły koncert. Myślałem, że będzie gorzej.
Koncert zaczął się ok. 18.20-18.25. Czyli spóźnienie naprawdę niewielkie. Było 15 piosenek (tak jak pierwotnie Edyta zapowiadała) i były całkiem fajne stylizacje (nie podobały mi się tylko tęczowe skrzydła i bluzka z królikiem, w której Edyta wyszła na bis). W stosunku do pierwszego koncertu w Kielcach jest postęp - wówczas było tylko 13 piosenek, intro z Allanem opowiadającym o naleśnikach zwanych pankejkami oraz "List" i "Nie proszę o więcej" śpiewane w podartych jeansach. Czyli Edyta jeśli chce, to potrafi.
Podobało mi się "On the run". Myślałem, że ta piosenka już na dobre wypadła z setlisty, a tu taka miła niespodzianka... Przed "Nie zapomnij" Edyta powiedziała, że jej największą pasją wcale nie jest muzyka, tylko uszczęśliwianie ludzi. Pomysł na duet z Eweliną Łuszczek był miłym gestem ze strony Edyty, ale nie ma co ukrywać, że Edyta w zestawieniu z tą dziewczyną wypadła nieporównywalnie lepiej. Później "Szyby" - dla mnie najbardziej emocjonalny punkt koncertu. Przyznam się, że nawet uroniłem łzę.
Mnie bardziej podobała się pierwsza część "Szyb", zaśpiewana delikatniej. Niemniej jednak, po tym, jak Edyta "pocisnęła" w drugiej zwrotce (niestety znów była tylko połowa drugiej zwrotki), dostała owację od publiczności. W "Teraz-tu" pojawili się tancerze i tancerki - 3 pary. Po "Szybach", "Niebo to my" i "Nie proszę o więcej" Edyta śpiewała refreny z publicznością. Przed "Nie było" powiedziała, żeby się nie zbliżać, bo scena zaraz się zapali.
Bardzo się cieszę, że mogłem usłyszeć tę piosenkę na żywo, to był jeden z najmocniejszych punktów koncertu. I faktycznie, o ile Glaca śpiewał "Odrzucam Boga, dogmaty", o tyle Edyta śpiewała tylko "Odrzucam dogmaty". Na bis był tylko fragment "To nie ja", drugi raz "Your high" w całości i fragment "Gangnam Style". No szkoda, że "To nie ja" tylko we fragmencie...
Pod względem wokalu było naprawdę dobrze. Edyta wciąż ma silny głos. Ja najbardziej lubię, kiedy śpiewa delikatnie i takich momentów też było sporo. "Oczyszczenie" wolę jednak w wersji studyjnej.
Bardzo mi się podobały niektóre wizualizacje - szczególnie ta do "Nie zapomnij" (z zegarami) i do "Szyb" (z kawałkami potłuczonych szyb). Zdziwiło mnie, że Edyta wykorzystuje na tej trasie zdjęcie z koniem pochodzące z sesji dla "Vivy!" z 2008 roku (z pamiętnego wywiadu "Bałam się, że go stracę" - o Darciu).
Edyta mówiła sporo - i w większości nie było to żenujące. Rzuciła pytanie: "Czy nie gramy za głośno?", a kiedy widownia chóralnie krzyknęła: "Nieee!", zapytała jeszcze: "A może za cicho?" - i wtedy dominowały głosy: "Taaak!". Edyta odpowiedziała: "To ja tak drę ryja, a wy mówicie, że za cicho?".
Powiedziała, że z Łodzi pochodzą niektórzy jej współpracownicy (jak to usłyszałem, od razu przyszedł mi na myśl Błażej Szychowski i przez chwilę się zastanawiałem, czy może się pogodzili) - później okazało się, że chodzi o perkusistę - Przemka Kuczyńskiego, a także o Marcina Wieczorka. (Czemu Wieczorek pochodzi akurat z mojego miasta?
) Na widowni obecni byli rodzice Wieczorka i to właśnie z dedykacją dla nich Edyta zaśpiewała "Kasztany". Edyta powiedziała też, że lubi Łódź, lubi rynek Manufaktury, podoba jej się to, że latem jest tam plaża - nie mogła sobie jednak przypomnieć nazwy "Manufaktura", dopiero ktoś z publiczności jej podpowiedział. Wyznała też, że kiedyś przyjechała z Allanem do tajskiej restauracji na rynku Manufaktury i - ku jej miłemu zaskoczeniu - nikt jej wtedy nie "sprzedał" paparazzim. Nic nie wspomniała, że w zeszłym roku miała koncert na rynku Manufaktury - chyba nie pamiętała. I podobnie, jak wtedy, tak i teraz poprosiła, by podniosły ręce osoby z Łodzi, a potem osoby spoza Łodzi - przyjezdnych w Atlas Arenie było dużo, dużo więcej. Allan też był obecny na widowni - Edyta w pewnym momencie zwróciła się do niego z pytaniem, co sądzi o jej stylizacji, na co gdzieś z tyłu doleciał głos: "Mega!". Edyta w pierwszej chwili zrozumiała "Zwiewna", ale fani wyprowadzili ją z błędu. Wspomniała też, że Allan, kiedy nie był świadomy, kim z zawodu jest jego mama, został przez kogoś zapytany o to, czym zajmują się jego rodzice, i odpowiedział: "Tata gra na gitarze, a mama sprząta w kuchni".
A później powtórzyła to, co mówiła już u Jakóbiaka - że siedziała z Allanem na kanapie, w telewizji leciała "Dumka..." i Allan zapytał: "To ty jesteś Edyta Górniak?". I że kiedy to potwierdziła, poczuła się, jakby "ukradła jabłko z sadu".
Oczywiście było też trochę typowych Edytowych "mądrości życiowych" - np. że przeszłość i problemy są jak rośliny, których nie należy podlewać. Powiedziała też, że kiedyś napisała list do swojego anioła stróża z przeprosinami za to, że była smutna, przygnieciona problemami. I ten jej anioł stróż płakał wtedy razem z nią.
I było też rzucanie misiami, wycałowanymi wcześniej przez Edytę. Później zaprosiła wszystkie osoby, które złapały misie, na scenę do wspólnego selfie.
Koncert był fajny, cieszę się, że na nim byłem. Ale gdyby miał on miejsce 10 lat temu, przeżywałbym go dużo mocniej - to już "zasługa" Edyty. Niemniej jednak, dobrze, że są koncerty. Widać, że Edyta jest szczęśliwa, kiedy stoi na scenie i śpiewa dla swojej publiczności. Może więc będzie to robić częściej...