Re: Anna Maria Jopek
: 08 mar 2017, 23:42
Minione faktycznie nieco senne, przynajmniej przy pierwszym zetknięciu trudno odróżnić kolejne utwory... Wymaga trochę czasu i uwagi. Na swoim fb album polecała m.in. Magda Umer, więc spodziewałem się albumu wybitnego, tudzież wybitnie nudnego (pięknego, nostalgicznego) W niedzielę wybieram się na koncert Ani, zweryfikuję na żywo
Dodano po 16 godzinach 52 minutach 35 sekundach:
Byłem w niedzielę na koncercie Ani, nie był to jednak koncert promujący nowe wydawnictwo tylko takie the best of. Spodziewałem się, że wykona kilka piosenek z albumu Minione, skoro to jej ostatnie dokonanie, jednak zupełnie pominięto ten materiał, może w obawie o uśpienie publiczności
Występ ogólnie udany, choć mam pewne zastrzeżenia. Przede wszystkim krótko, dużo za krótko. 1 h 10 min. z bisami to raczej niespecjalnie długo. Aż mnie trochę niedowierzanie wzięło, kiedy spojrzałem na zegarek. Większość piosenek pochodziła z krążka ID, co akurat mnie osobiście cieszyło, nie usłyszałem jednak ulubionego Skłamałabym. W prawdziwe osłupienie wprawiło mnie to, co Ania i towarzyszący jej muzycy zrobili piosence Szepty i łzy. Instrumentacja ledwo przypominała oryginał. Zupełnie zatarł się sens piosenki, kiedy Jopek szarpała melodię, urywała i powtarzała frazy a panowie skocznie jej przygrywali. Tak, skocznie... Nie do rytmu, nie do taktu, wsadź se... nie będę kończył Zdecydowanie też doskwierał brak Stańki, dokładniej zaś partii jego trąbki. Śpiewając Ale jestem AMJ raz puściła okrutny fałsz, który przeszył moje uszy. Więcej złego nie pamiętam, bo artystce towarzyszyła na scenie bardzo dobra energia, taką wysłała w kierunku publiczności i taki też był odzew, więc drobne potknięcia tracą na znaczeniu.
Ciekawe też było spotkanie po koncercie, bo Anka w ogóle nie roztacza wokół siebie aury gwiazdy, jest "zwykła" do granic, może nawet pospolita, w dobrym znaczeniu tego słowa. Jeansy, nieułożone włosy, jakaś niedbale narzucona apaszka, poliki tak pokryte różem, że sprawiały wrażenie nieco pucułowatych, kurze łapki przy oczach. Widać, że mocno rozdziela scenę od tego, co dzieje się poza nią. Potrafi tak mądrze prowadzić swoją drogę zawodową, że nie potrzebuje obecności mediów i nie musi nieustannie się pilnować, w obawie przez obsmarowaniem w prasie czy internecie. Nie dała się zwariować i zachowała zdrowe proporcje, niewiele w jej karierze takich "skoków w bok", jak reklama wody mineralnej. Brawo.
PS. nie mam pojęcia, jak Krzysztof Herdzin jest w stanie jednego dnia akompaniować Ani, następnego przygrywać Edycie Geppert, jeszcze kolejnego towarzyszyć Mietkowi Szcześniakowi. Prawdziwy człowiek-orkiestra, nie wiem jak on jest w stanie ogarniać grafiki i materiał tylu artystów. Szczerze podziwiam.
Dodano po 16 godzinach 52 minutach 35 sekundach:
Byłem w niedzielę na koncercie Ani, nie był to jednak koncert promujący nowe wydawnictwo tylko takie the best of. Spodziewałem się, że wykona kilka piosenek z albumu Minione, skoro to jej ostatnie dokonanie, jednak zupełnie pominięto ten materiał, może w obawie o uśpienie publiczności
Występ ogólnie udany, choć mam pewne zastrzeżenia. Przede wszystkim krótko, dużo za krótko. 1 h 10 min. z bisami to raczej niespecjalnie długo. Aż mnie trochę niedowierzanie wzięło, kiedy spojrzałem na zegarek. Większość piosenek pochodziła z krążka ID, co akurat mnie osobiście cieszyło, nie usłyszałem jednak ulubionego Skłamałabym. W prawdziwe osłupienie wprawiło mnie to, co Ania i towarzyszący jej muzycy zrobili piosence Szepty i łzy. Instrumentacja ledwo przypominała oryginał. Zupełnie zatarł się sens piosenki, kiedy Jopek szarpała melodię, urywała i powtarzała frazy a panowie skocznie jej przygrywali. Tak, skocznie... Nie do rytmu, nie do taktu, wsadź se... nie będę kończył Zdecydowanie też doskwierał brak Stańki, dokładniej zaś partii jego trąbki. Śpiewając Ale jestem AMJ raz puściła okrutny fałsz, który przeszył moje uszy. Więcej złego nie pamiętam, bo artystce towarzyszyła na scenie bardzo dobra energia, taką wysłała w kierunku publiczności i taki też był odzew, więc drobne potknięcia tracą na znaczeniu.
Ciekawe też było spotkanie po koncercie, bo Anka w ogóle nie roztacza wokół siebie aury gwiazdy, jest "zwykła" do granic, może nawet pospolita, w dobrym znaczeniu tego słowa. Jeansy, nieułożone włosy, jakaś niedbale narzucona apaszka, poliki tak pokryte różem, że sprawiały wrażenie nieco pucułowatych, kurze łapki przy oczach. Widać, że mocno rozdziela scenę od tego, co dzieje się poza nią. Potrafi tak mądrze prowadzić swoją drogę zawodową, że nie potrzebuje obecności mediów i nie musi nieustannie się pilnować, w obawie przez obsmarowaniem w prasie czy internecie. Nie dała się zwariować i zachowała zdrowe proporcje, niewiele w jej karierze takich "skoków w bok", jak reklama wody mineralnej. Brawo.
PS. nie mam pojęcia, jak Krzysztof Herdzin jest w stanie jednego dnia akompaniować Ani, następnego przygrywać Edycie Geppert, jeszcze kolejnego towarzyszyć Mietkowi Szcześniakowi. Prawdziwy człowiek-orkiestra, nie wiem jak on jest w stanie ogarniać grafiki i materiał tylu artystów. Szczerze podziwiam.