A ja napiszę sobie (wcale niekrótką, z góry ostrzegam
) recenzję koncertu Wilków dla MTV Unplugged. Wydarzenie niesamowite, a brać udział w takim koncercie… coś wspaniałego
Koncert zaczął się punktualnie o 20, scena przysłonięta czymś co przypominało firanki
. Mocno zasłaniało to co widać za nimi (zwłaszcza jak doszła do tego gra świateł), ale że siedziało się blisko sceny więc nie było źle. Zespół wszedł na scenę i zaczął koncert od piosenki „Fajnie, że jesteś” dedykując ją fanom na widowni. Może to inny odbiór na żywo, ale Robert nie fałszował, albo rzadko mu się zdarzało
. Śpiewał lekko, ale przyjemnie – miło się słuchało
. Zaraz potem ostatni singiel „Na zawsze i na wieczność” i – znane bardziej fanom – „Zostać mistrzem”.
Dopiero potem pora na coś starszego (a co za tym idzie bardziej wyczekanego
) – moje kochane „Eli lama sabachtani”, nagrodzone gromkimi brawami. No i powrót na „nowsze” śmieci – „Słońce pokonał cień”, „Atlantyda łez”, „Bohema”, „Love story”… I w międzyczasie gdzieś „Jeden raz odwiedzamy świat”, którego akurat Robert nie dał rady już wyciągnąć tak jak kiedyś…
No i pora na duet… Dostawiają taboret, mikrofon, gitarę… I na scenę wchodzi uśmiechnięta
Kasia Kowalska w kapeluszu. Robert zapowiada piosenkę, którą „zawsze chciał zaśpiewać z Kasią a ona właśnie sama ją wybrała” – zaczynają „Cień w Dolinie Mgieł”. Pierwsza zwrotka Kaśka, refren razem, potem drugą Robert i od połowy razem. Kaśka wymiatała wokalnie, dostała ogromne brawa
.
Potem Wilki zagrały jakąś nową piosenkę, jeszcze bez tytułu. Robert śpiewając, czytał tekst i sporo mu się mieszało, aż w środku piosenki „Cholera!!! Od nowa!!!” – btw, od nowa i tak się pomylił w tym samym miejscu, ale olał sobie
. Dalej było moje kochane „Bogowie zimni jak kamień” (czyli jak to ujął Gawliński – „piosenka, której radia nie chciały grać”… plus brawa
). No i „Folkowy” – w końcu publiczność wstała i skakała – to jedyna piosenka, na której można było robić zdjęcia (to ma być jakiś efekt reżyserki, migające flesze, jestem ciekawa co z tego wyjdzie… ). Robert się potem śmiał, że pozwolić ludziom na więcej to się dopiero wtedy dobrze bawią
.
Kolejny duet do „Beniamin” – całkowicie spieprzony (sorry za słownictwo) przez
Reni Jusis. Udziwniała jak się tylko dało i miny fanów wokół mnie odzwierciedlały to co myślałam ;] Następnie cover (nie znam oryginału, ale ta wersja mi się podobała) „Heart of gold” Neila Younga. Fani chcieli „Aborygena”, ale Robert – przepraszając, że nie ma tego na liście piosenek – zapowiedział… uwielbianą przez wszystkich „Baśkę” ;]. Wtedy było widać, że to koncert tylko dla fanów. Zero oklasków, zero śpiewania i radość, że już koniec, gdy on wreszcie nastąpił
. Było „Here I am”, „N’Avoie” (taka radość, energia – skakanie i śpiewanie, że aż miło
) i na zakończenie „Son of the blue sky”…
Po zakończonym koncercie kazali nam czekać na „bisy”, czyli piosenki, które nie wyszły i trzeba je nagrać jeszcze raz
. Po przedyskutowaniu z producentami zespół wyszedł i zaczął znów grać nową piosenkę. Przerwano im, bo „MTV jeszcze nie ustawiło wszystkiego” – my w krzyk że chcemy teraz Aborygena, a Robert sięga po gitarę… i zaczyna grać „Aborygena”
:D. Więc sobie poskakaliśmy i wyśpiewaliśmy spontaniczną piosenkę
. A potem były poprawki… W sumie „N’Avoie” zaczynali 4 razy (zaśpiewali 2), nową zaczynali aż 5x (z czego 3x w całości), plus powtórki z „Folkowego”, „Heart of gold”, „Eli lama sabachtani”… i baaardzo miłe uwagi Roberta odnośnie pani producent, której się ciągle coś nie podoba, i cytował wypowiedzi: „Było zajebiście, ludzie się świetnie bawili, mogło być lepiej” ;].
Ale ogólnie… cudo
:D:D:D I ja chcę już płytę
:D:D.
A jako bonus (proszę, by tego nie rozpowszechniać
) :
http://wyslijplik.pl/download.php?sid=AcS622tn – Wilki i Kasia Kowalska: Cień w Dolinie Mgieł (mp3)