Blask

Opublikowano 4 stycznia 2001

0

Blask (04/01/2001)

Jak kobieta z kobietą. Edyta Górniak i Małgorzata Domagalik.

Widzę, że zapuszczasz włosy. Nie wiem, czy to prawda, że mężczyźni wolą blondynki, ale na pewno lubią, gdy kobiety ma długie włosy.

Od szczęściu lat nie widziałam w lustrze kobiety z takimi włosami i trochę się za nią stęskniłam.

Czy wiesz, co nas połączyło, zanim się poznałyśmy?

Wrażenie, jakie odniosłam, oglądając Twoje programy – że oto po drugiej stronie ekranu widzę podobnie silną kobietę, tylko że ona, w przeciwieństwie do mnie, ma już odwagę tę siłę manifestować…

… bo jest kilkanaście lat starsza. Miło słyszeć. Ale chodziło mi o wspólny zachwyt nad umiejętnościami naszej ukochanej wizażystki, Julity Jaskółki.

Ty też dzięki niej pewnego dnia zobaczyłeś w lustrze własne spojrzenie, o którego istnieniu wiedziałaś, ale jeszcze nie byłaś go pewna?

Tak, zobaczyłam kobietę. Jesteś już na tym etapie, że lubisz samą siebie?

Ta, od niedawna, co wcale nie znaczy, że teraz mam zawsze świetne samopoczucie. Ale z pewnością już polubiłam cechy, które mam. Przez lata wysłuchiwałam od różnych ludzi, jaka powinna być i co dla własnego dobra powinnam w sobie zmienić. Wystarczy.

Też byłam kiedyś bardziej otwarta na sugestie innych. Ale z czasem okazało się, że chciano zmienić we mnie to, co ja dzisiaj w sobie najbardziej cenię.

Tak, ludzie często sugerują nam, jakimi powinnyśmy być dla ich wygody. Chcą nas po swojemu ulepić. Wiesz, że ja ciągle własne słabości uważam za coś złego? A jeśli mam gorszy dzień, próbuję poradzić sobie sama ze swoimi smutkami, bo trudno jest mi prosić kogoś o pomoc. Czy to normalne?

Dzielić się sukcesami jest łatwo, gorzej gdy potrzebujemy zrozumienia porażek. Chociaż zapewniam Cię, że już gdzieś po świecie chodzi facet, który będzie dzielił z Tobą wzloty i upadki i będzie miał dla nich zrozumienie.

Byleby tylko nie miał brody! (śmiech)

Tego nie mogę Ci zagwarantować, chociaż Cię rozumiem. Kiedy byłam mała, to w wieczornym paciorku prosiłam, żeby dziadek Edek nie był łysy i żeby dziadek Bolek nie miał wąsów. Wiesz, że urodziłyśmy się niedaleko siebie, ja we Wrocławiu, a Ty...

… w Ziębicach. Natomiast we Wrocławiu uratowano mnie od kalectwa. Miałam obustronne zwichnięcie stawów biodrowych i prawie trzy lata spędziłam w gipsie.

Ja z tego samego powodu – zwichnięcie stawu biodrowego – kilkanaście lat spędziłam w gipsach, szynach na wyciągach i tak dalej. To wówczas, postanowiłam, że dostanę od życia więcej, niż ludzie, którzy nie mieli takich problemów.

Ja też nigdy z niczego nie robiłam w swoim życiu alibi. Nie urodziłam się w najbogatszym domu w Polsce i czy tylko dlatego mam nie umieć jeść nożem i widelcem? Nie, to nie jest moja filozofia życiowa.

Lubię być kobietą. A Ty?

Nie, chociaż to się powoli zmienia. Nawet jako mała dziewczynka nie lubiłam tych wszystkich dziewczyńskich kokard, świecidełek i ozdóbek. Jedyne, co kojarzy mi się ze zwrotem „mała kobietka”, to przepiękne, robione na szydełku przez moją Babunię „kręcące się” spódniczki. Musiały być tak szerokie, że kiedy tańczyłam przed rodziną, to cudowanie wirowały.
Chyba już od dziecka byłam „artystką”, ponieważ moje rodzinne popisy wokalne zawsze miały specjalnie ułożoną choreografię a Babcine sukieneczki były w nich ważnym rekwizytem. To jedyne momenty, kiedy czułam się kobietką. Babcia nauczyła mnie, jak ważne jest, by kobieta była skromna. Do dziś uważam, że zbyt bogata biżuteria odwraca uwagę od urody. Mam zegarek i niewielki pierścionek ze słonikiem na szczęście. Zawsze chciałam, żeby ludzie najpierw patrzyli mi w oczy, a potem na to, jak wyglądam.

Moja babcia zawsze powtarzała: pamiętaj, Małgosiu, gdziekolwiek się pojawisz, najpierw na być widać Ciebie, a dopiero potem to, w co jesteś ubrana.

To się nazywa klasa.

Tylko wiesz, jak to jest z klasą: albo się ją ma, albo nie. Nie jest do nabycia. Za żadne pieniądze.

I to jest jedna z niewielu sprawiedliwości na tym świecie. Przez pierwsze lata swojej kariery występowałam ubrana w rzeczy stonowane, ciemne, po to, aby nie rozpraszać uwagi widzów. Chciałam, aby ludzie słuchali, o czym śpiewam. Dlatego dopiero po kilku latach, kiedy fani upewnili mnie, że przychodzą na koncerty, aby mnie posłuchać, a nie popatrzeć, jaką będę miała kreację, pozwoliłam sobie na pewne ekstrawagancje.

A jaki był Twój dziecięcy repertuar, gdy tak wirowałaś przed rodziną?

Wymyślany!

Wiadomo, artystka! Ja zaś leżąc w małżeńskim łożu dziadków wyśpiewywałam na głos, w każdym razie taki mi się wydawało, repertuar Edith Piaf. Naturalnie po francusku, choć oczywiście języka nie znałam.

Nie! To niemożliwe! Mamy już tyle rzeczy wspólnych, że nikt w to nie uwierzy! Imię wybrała dla mnie babcia, która uwielbiała Edith Piaf. Dlatego zostałam Edytą!

Bardzo ważną osobą w moim życiu jest mama. Właściwie jesteśmy zupełnie inne, a mimo to ludzie dostrzegają w nas wiele podobieństw w sposobie mówienia, poruszania się… Co Ty przejęłaś po mamie?

Uśmiecham się, ponieważ jest kilka takich rzeczy… Niektóre są pozornie banalne, ale zabawne. Na przykład moja mama ma dwa wyraźne pieprzyki na ciele: na brodzie i na plecach – podzieliłyśmy się nimi z siostrą. Co do przyzwyczajeń, to nie mamy zbyt wielu podobnych, może dlatego, że od siedemnastego roku życia mieszkam sama. Od niedawna jednak zaczynam być wizualnie bardziej do mamy podobna. Gdy byłam młodsza, moja karnacja była ciemniejsza.

Wiesz, ile dziewczyn chciałoby mieć taką karnację? Pierwsza siedzi przed Tobą. Wracając do mamy, często ze sobą rozmawiacie?

Kilka razy dziennie.

Ja tak samo. Tata radzi, żebyśmy w ogóle nie odkładały słuchawki, bo i tak zawsze któraś z nas będzie po drugiej stronie.

Telekomunikacja robi na nas niezły interes! (śmiech) Ty masz szczęście, bo masz męża, który – jak sądzę z tego co mówisz – jest Twoim przyjacielem. Ale tak naprawdę mamy są jedynymi osobami, które żyją naszym życiem. Gdy ich zabraknie, ono już dla nikogo się nie liczy.

Dlatego, gdy myślisz o tym, z kim chciałabyś ułożyć sobie życie, zawsze powinnaś być pewna, że ten ktoś będzie Cię rozumiał i odczuwał na tym samym poziomie wrażliwości, co Twoja mama. Przynajmniej będzie próbował.

Rzeczywiście, masz rację. Nigdy wcześniej nie pomyślałam o tym. Mój ojczym, kiedy mama zachorowała na raka, jeździł codziennie przez osiem tygodni do oddalonego o 80 kilometrów szpitala. Zaniedbywał pracę, zdrowie, pozbawiał się wszelkich oszczędności, po to, by mama wiedziała, że nie jest w chorobie samotna. Bardzo mi wtedy zaimponował… Wielu mężczyzn opuszcza kobiety w tej sytuacji.

Też mam ojczyma-tatę, którego kocham i, co równie ważne, szanuję. Nigdy nas nie zawiódł.

Małgosiu, błagam Cię, powiedz, że coś nas dzieli, bo inaczej nikt nam nie uwierzy.

Jak się rozmawia szczerze, to nikt nie wierzy? Od momentu, w którym moja mama zachorowała na raka, ja również inaczej zaczęłam patrzeć na świat. Wszystko się w nim przewartościowało.

Kiedy dowiedziałam się, że mama ma rozwiniętą chorobę nowotworową, w stadium, w którym dziesięć kobiet na osiem umiera…

Poszła do lekarza za późno…

Nie! Wyobraź sobie, że była pod stałą opieką najlepszej pani doktor w Opolu! Kiedy zawiozłam mamę do kliniki onkologicznej w Gliwicach i usłyszałam, jaki jest jej stan, nagle poczułam w sobie wielką siłę. Wiedziałam, że nie dopuszczę do żadnej tragedii. Wiedziałam, że muszę być silna za nią, za siostrę i za ojczyma. To zresztą dla mnie typowe, że w skrajnie trudnych sytuacjach dostaję kopa do działania i gdy wszyscy tracą głowę, ja podejmuję rozsądne decyzje. Żałuję, że tylko w największym stresie dokonuję najlepszych wyborów.

Co masz po swoim ojcu? Ja niespożytą energię i całkiem niezłe usta.

Rzeczywiście są niezłe. Podobieństw ze swoim ojcem mogę doszukiwać się tylko na zdjęciach, które po nim zostały. Mam jego kolor oczu, a poza tym muzykalność i zamiłowanie do podróży. Lubię ciągłe zmiany miejsca. Lubię się pakować i rozpakowywać.

Kiedy dorosłaś?

Pamiętam dwa momenty, w którym załamał mi się świat dzieciństwa. Pierwszy kiedy po wizycie Świętego Mikołaja znalazłam w koszu jego brodę…. A drugi – kiedy opuścił nas tata.

Ile miałaś wtedy lat?

Chyba sześć czy siedem.

Masz dzielną mamę, dałyście sobie radę.

No tak. Jej mama zresztą już wcześniej przewidziała koniec tego małżeństwa, przestrzegała ją, ale…

… ale takie matczyne przestrogi są z reguły skazane na niepowodzenie, same musimy się sparzyć. Gdybyśmy słuchały własnych matek…

Ponieważ mama jest osobą dumną, to przez bardzo długi okres nie przyznała się babci do tego, co się stało, i nie prosiła o pomoc. To były dla nas ciężkie lata.

Zawsze mnie wkurzało, gdy słyszałam, jak krytykowano Cię za to, że na tle tych wszystkich bardziej lub mniej wymyślonych na publiczny użytek historyjek o życiu szczęśliwym, Ty miałaś odwagę mówić prawdę.

Po pierwsze, ja naprawdę bardzo nie lubię kłamać. A po drugie, chcę dodać siły tym wszystkim, którym dzisiaj jest pod górkę, którzy mają kiepski start w życiu, bo na przykład mają opcja alkoholika albo mieszkają w domu dziecka. Pokazując własny przykład, chcę ich przekonywać do starań mimo wszystko, do marzeń na przekór, do pracy nad sobą… Chcę, by wierzyli, że wszystko zależy od ich woli i chęci. Cieszy mnie, że mam bardzo wielu fanów w domu dziecka.

Nie dziwi mnie to, ponieważ jesteś dla nich wiarygodna. Wiesz o życiu niemało. Powiedz, czy mężczyźni, których kiedyś wybrałaś, i dzisiaj mieliby u Ciebie szansę?

Nie. Kiedyś myślałam: mój Boże, dlaczego ja zawsze trafiam na bezdusznych, pozbawionych wrażliwości facetów? I wiesz co? Patrząc z perspektywy czasu, jestem pewna, że sama doprowadziłam siebie do różnych trudnych i przykrych momentów. To był mój wybór. Przecież my same wybieramy sobie facetów na życie, prawda? Chyba chciałam sobie udowodnić, ile jestem w stanie udźwignąć i wytrzymać.

Znam to! Nie rozwijać tematu powiem Ci tylko tyle, że z perspektywy czasu uważam, że to wszystko było niepotrzebne. Każda z nas mogła sobie zaoszczędzić wystawiania siebie na próbę.

Cóż, pogodziłam się już z tym, że niezgoda na taki stan rzeczy oznacza samotność. Wiem o tym, nie boję się i za to się lubię.

Kiedy uświadomiłam sobie, że nie potrafię w sobie ponownie przywołać miłości, która umarła, poczułam się dorosła, ale i wolna…

Całkiem od niedawna towarzyszy mi niezwykle silne przekonanie, że miłość jako wrażenie chwilowego uniesienia nic dla mnie nie znaczy. Chciałbym, żeby wiązała mnie z mężczyzną głęboka przyjaźń. Dziś już wiem, że ja swoich mężczyzn kochałam, ale ich nie lubiłam. Nie potrafiłam się z nimi przyjaźnić.

Czy znów mam do Ciebie przemawiać jak subtelna staruszka i przekonywać, że prędzej czy później stanie przed Tobą mężczyzna, który da Ci jedno, i drugie? Rozejrzyj się! Wokół nas jest coraz więcej facetów, którzy kochają i szanują kobiety za to, że są samodzielne, mają pasje, osiągnięcia…

Naprawdę? A Twój mąż nie ma przypadkiem brata? (śmiech)

Nie, ale ma o siedem lat młodszego od Ciebie syna (śmiech)

Teraz znajduję się w stanie jakiejś dziwnej śpiączki. Jakbym została zamrożona. Nawet nie jestem zniecierpliwiona czekaniem na miłość. Nie czuję ani kobietą, ani mężczyzną. Chwilowo jestem wolna od miłosnych oczekiwań, słabości i wątpliwości. Wiesz, jakie to błogie uczucie?

Też miałam kiedyś takie wrażenie, ale pewnego zimowego dnia wsiadłam do samolotu i się „odmroziłam”.

Jakie to były linie? (śmiech) Jestem pewna, że całe moje życie będzie polegało na walce emocji z rozsądkiem. I może dlatego, gdy patrzę w niebieskie oczy mężczyzny, to najpierw widzę w nich niebo. A potem…

A propos nieba, właśnie spada z niego gwiazda. Poprosiłam to aby moim najbliżsi byli ze mną jak najdłużej. Zawsze.

Ja chciałbym mieć dziecko.

Nie mam dziecka, chociaż z pewnością nie z sugerowanego mi czasem powodu, że bardziej zależało mi na robieniu programów telewizyjnych.

Mnie z kolei pytają o to, czy chciałbym założyć rodzinę. Tak, chciałbym jutro po południu o siedemnastej. Wolałabym mieć córeczkę, bo jak będzie chłopiec, to nie będę przewijać. (śmiech)

To najlepiej, aby tatuś był pielęgniarzem. Wiesz co? Jak ktoś zobaczy nasze wspólne zdjęcia, nie uwierzy, że także przypadkowo ubrałyśmy się w zielone bluzki. Czy nie jest prawdą, że to, co łączy wszystkie kobiety, to bycie kobietą?

Czyli co? Jednak jestem kobietą?



Komentarze




Dodaj komentarz

W górę ↑