Boutique (01/06/2005)
Czasem myślę, że na świecie są dwie Edyty. Jedna – ta, o której słyszymy z obiegowych opowieści: kapryśna, humorzasta, obrażalska. I druga – ta, którą mam przyjemność znać: wrażliwa, mądra, spokojna, ciepła, kobieca, taka, z którą można porozmawiać na każdy temat…
Czy pamiętasz swoje pierwsze zdjęcie? Jak na nim wyglądasz?
Pamiętam, kiedy po raz pierwszy miałam świadomość, że pozuję do aparatu. To było w moje czwarte urodziny. Natomiast zdjęć z pierwszych lat życia nie mam wiele… Trochę szkoda.
A pierwszy, zakupiony za własne pieniądze, ciuch…?
Ojej, to były buty na średnim obcasie. Kupiłam je za honorarium, wygrane w konkursie piosenki.
Czym kierujesz się przy wyborze rzeczy w życiu prywatnym?
Jeśli idzie o codzienność, to zdecydowanie preferuję wygodę, dobrą bawełnę i sportową elegancję. Scena natomiast rządzi się swoimi prawami. Publiczność lubi nie tylko słuchać, ale i patrzeć, podziwiać… Staram się zawsze pamiętać o tym, wybierając kreacje sceniczne.
Rozumiem z tego, że sceniczna Edyta Górniak mocno się różni od tej, jaką można spotkać w sklepie na zakupach?
O, zdecydowanie tak! Ta w sklepie jest bardziej wstydliwa i mniej temperamentna. Lubi być niezauważona. Biegnie po pieluchy w domowych klapkach. Nie ma oprawy świateł, mikrofonu, makijażu ani świecącej biżuterii. Poza pierścionkiem zaręczynowym…
Jakie są Twoje ulubione kolory? Które Cię relaksują, które sprawiają, że czujesz się źle, a które uważasz za „swoje” barwy?
Chyba najmniej lubię beże i czerń. Uwielbiam za to błękity, róże, żółcie i pomarańcze.
Gdybyś miała opisać za pomocą kolorów swoją duszę, wnętrze, aurę – jakich barw być użyła?
Myślałem, że zdano mi już wszystkie możliwe pytania, no proszę… Hmm… muszę chwilę pomyśleć… Chyba byłyby to trzy kolory – błękit nieba w południowych Włoszech, czerwień wytrawnego wina z Francji i pomarańcz wypalonej w słońcu cegły.
Brzmi jak poezja… choć jest i trochę na przekór obowiązującym trendom. Tak przy okazji – śledzisz je? Mają dla Ciebie znaczenie?
Szczerze? Nie albo niewielkie. Chyba, że dotyczy to okularów przeciwsłonecznych, butów albo butelek lub smoczków dla dzieci (śmiech).
A propos dzieci… Jakie wartości uważasz za najważniejsze? Jakie chciałabyś przekazać synowi?
Chciałbym, żeby był mądry i czuły, ale tylko dla wybranych ludzi, nie dla wszystkich. Żeby dbał o naszą planetę i o dobrych, zwłaszcza starszych ludzi. Będę mu powtarzać, żeby traktował ludzi tak, jak sam chciałby być traktowany. Będziemy się razem z Darkiem starali nauczyć go, żeby nie był nigdy przykry dla otoczenia. I żeby nie bał się mówić nawet trudnej prawdy, bronić swoich poglądów i ludzi słabszych od siebie.
Fani nie darowaliby mi, gdybym nie zahaczył sprawy zawodowe… Czy masz nadzieje na kontynuację kariery międzynarodowej, nagrywając materiał w języku innym niż polski?
Zobaczymy. Czas pokaże…
A czy wystąpiłabyś znów na Eurowizji?
Raczej nie, zwłaszcza po tym, co zobaczyłam na tegorocznej. Konkurs Eurowizji dzisiaj to festiwal kiczu i to w najgorszym stylu. Stracił renomę kilka lat temu i myślę, że już jej raczej nie odzyska.
Refleksja po sesji dla „Boutique”?
Atmosfera na planie przypomniała mi, że moja praca bywa też miła, nie tylko stresująca. Rzadko zdarza się tak radosna a jednocześnie tak skupiona an pracy ekipa. Bywa tak, że miła atmosfera pracy powoduje rozkojarzenie na planie, a to zawsze przekłada się na jakość finalnego produktu. Wszyscy byli profesjonalni ale nie spięci. Troszczyli się o mnie bardziej niż to było konieczne. Po raz pierwszy pozowałam dla Krzysztofa Opalińskiego i jestem zdumiona jego kreatywnością, dynamiką pracy i uprzejmością. Jestem wdzięczna „Boutique”, że dał mi szansę poznania kilku wspaniałych fachowców, z którymi wcześniej nie pracowałam.
A ja dziękuję, że znalazłaś dla nas trochę czasu, sporo cierpliwości i dużo uśmiechu…
Rozmawiał Aleksander Rogoziński
Zdjęcia: Krzysztof Opaliński