Halo!

Opublikowano 29 marca 1999

0

Halo! (29/03/1999)

Jest szczęśliwa, że postawiła na karierę i przyjaciół. To jej przyjaciele sprawiają, że czuje się szczęśliwa.

Wśród polskich wokalistek jest zjawiskiem wyjątkowym. Mimo swojej wrażliwości i kruchości, miała odwagę podjąć próbę podbicia światowego rynku muzycznego. Ma wszystkie atuty gwiazdy wielkiego formatu: urodę, piękny głos i wytrwałość.

Śpiewa już od dziesięciu lat. Jest pierwszą polską wykonawczynią, której piosenka znalazła się na szczytach list przebojów w kilku krajach świata. Jej talent sprawia, że porównywana jest z samą Celine Dion.

Gdy pojawiła się przed dziesięciu laty w musicalu „Metro”, wywołała dawno nie spotykane emocje. Jedni widzowie pokochali ją wielką, bezgraniczną miłością. Inni mówili, że jest zbyt wrażliwa, płacze w czasie występów, a w przerwach między piosenkami za dużo mówi… Ale wszyscy byli dumni, gdy pięć lat temu na festiwalu Eurowizji zajęła drugie miejsce, śpiewając piosenkę „To nie ja”.

W 1994 roku odeszła z „Metra”. Rok później wydała solową płytę „Dotyk”. W ciągu dwóch miesięcy sprzedano jej sto tysięcy. Płyta stała się Platynowa. Za ten debiutancki krążek dostała Fryderyka.

Gdy rozpoczęła pracę w Londynie, przepowiadano, że nic z tego nie wyjdzie. Tymczasem nagrany w Anglii album „Edyta Górniak” otworzył jej drzwi do światowej kariery. Szwajcarski tygodnik „Cash” napisał o niej: „Narodziła się piosenkarka 2000 roku”. Wszędzie, gdzie promowała płytę, chwalono głos artystki, muzykę, teksty i serce, które wkłada w każdy utwór. U nas jednak ubiegłoroczne Fryderyki odebrali inni wykonawcy.

W 1998 roku, na Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu zaskoczyła wszystkich, występując z cygańskim zespołem. Z temperamentem, jaki przystoi córce Cygana, zaśpiewała „Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma”, studząc dyskusję wokół swojego pochodzenia.

Dziś piosenkarka pracuje z najlepszymi w branży fachowcami. Producentem jej płyty jest Chris Neil, ten sam, który pracował z Celine Dion i Cher.

Edyta już nie płacze na koncertach. Pobyt za granicą bardzo jej posłużył: okrzepła, dojrzała, nabrała pewności siebie, choć nadal pozostała skromną osobą.

Gwiazda znalazła czas na spotkanie z halo!, choć jej kalendarz wypełniony jest po brzegi.

Porównuje się Panią z takimi sławami piosenki jak Celine Dion czy Mariah Carey. Recenzje z Pani płyty nazwanej po prostu „Edyta Górniak” są bez wyjątku entuzjastyczne. Co czuje artystka, czytając te opinie?

Właściwie trudno to sprecyzować. To mieszanka uczucia radości, wątpliwości, czy aby na pewno dobrze zrozumiałam. I strachu. Oczywiście każda dobra opinia na mój temat czy mojej płyty mobilizuje mnie do dalszej pracy, dodaje mi sił i wiary w to, co robię i czemu poświęciłam całe swoje życie.

Zważywszy na tempo, w jakim żyje Pani od roku, można rzeczywiście mówić o poświęceniu.

Kiedy rok temu zobaczyłam plan promocji przewidziany dla płyty „Edyta Górniak”, byłam bardzo podekscytowana.. Wtedy – czytając kilkadziesiąt stron maszynopisu, a potem rozmawiając z przedstawicielami EMI International podczas konferencji w Londynie – nie potrafiłam sobie wyobrazić, co to wszystko będzie oznaczało w praktyce. Jakiego wysiłku i poświęcenia ode mnie oczekiwano. Promocja płyty w tylu krajach jednocześnie to niewyobrażalne tempo życia, ciągły wyścig z czasem, możliwościami i wytrzymałością.

Podczas wyjazdów ma Pani czas na zwiedzanie czy zakupy?

Jeśli chodzi o zwiedzanie, to zwiedziłam chyba większość studiów telewizyjnych i radiowych w Europie (śmiech). Na zakupy mam, niestety, coraz mniej czasu. Właściwie co kilka miesięcy spotykam się z moimi stylistami, wtedy planujemy, ile potrzebuje kreacji koncertowych czy koktajlowych. Najczęściej styliści robią zakupy sami, ale czasem zdarza mi się wygospodarować jeden dzień wolny, wtedy biegamy po sklepach razem.

I co Pani kupuje najczęściej?

Buty. Mam ich więcej niż sukienek.

A gdzie miejsce na przyjemności – kino, lekturę, prywatność?

Właściwie nie ma. Moją lekturą są listy od fanów, do kina chodzę coraz rzadziej, a życie prywatne… Cóż, przy moim stylu pracy najtrudniej jest ocalić stały związek. To chyba najwyższa cena, jaką płacę, wykonując ten zawód.

Gdzie w takim razie jest dom Edyty Górniak?

To zależy. Jeśli ma pani na myśli miejsce, w którym spędzam najwięcej czasu, to będzie to samolot. Jeśli jednak chodzi o miejsce, za którym najbardziej i najczęściej tęsknię, to wszystkie te, gdzie są moi przyjaciele. Może trudno to zrozumieć, ale dom, czyli miłość, spokój i bezpieczeństwo zapewnia mi ich przyjaźń.

Mimo że prowadzi Pani bardzo aktywny tryb życia, wygląda olśniewająco. Stosuje Pani jakieś specjalne zabiegi?

Cierpienie uszlachetnia. A poważnie mówiąc – to nie tylko moja zasługa, ale również całej ekipy, która dba o to, bym dobrze wyglądała: charakteryzatorki, fryzjera, stylisty i fotografa. Dzisiaj kobietom coraz trudniej jest dbać o siebie. Ciągle brakuje im czasu. Każda nieprzespana noc robi swoje. Do tego codzienne stresy, czasem brak wsparcia u partnera i już wystarczy, żeby unikać lustra.

Powinniśmy jednak, choć nie do końca leży to w nasze naturze, pamiętać przede wszystkim o sobie. Starać się dbać o całe ciało, nie tylko o twarz. A przede wszystkim dbać o nasze samopoczucie i zdrowie psychiczne, bo to emanuje z nas najbardziej. Wiem, że uśmiech wywołany szczęściem czy radością przykryje każde zmęczenie lepiej niż makijaż.

W tym roku mija 10 lat Pani pracy artystycznej, licząc od pierwszego występu w zespole „Metra”. Czy będą jubileuszowe obchody?

Oczywiście. Mam wiele pomysłów i wiele planów. Chciałabym, aby ten rok był bardzo uroczysty, zwłaszcza dla tych, którzy są ze mną od samego początku. Pierwszą niespodzianką w tym roku była piosenka śpiewana w duecie z Mietkiem Szcześniakiem do filmu „Ogniem i mieczem”. Mamy nadzieję, że udało się nam tą dumką uradować serca słuchaczy. Następną niespodzianką będą moje spotkania z polską publicznością (po raz pierwszy od 1995 roku) podczas trasy koncertowej, którą rozpoczynamy po świętach.

Podczas tej trasy będę chciała zarejestrować płytę koncertową i wydać ją w połowie roku. Potem na jakiś czas zniknę, żeby przygotować kolejne dwie płyty: drugą anglojęzyczną i kolędy – obiecywane od kilku lat moim najwierniejszym fanom.

Rozmawiała Anna Kaczmarczyk



Komentarze




Dodaj komentarz

W górę ↑