Tygodnik Solidarność

Opublikowano 31 stycznia 2003

0

Tygodnik Solidarność (31/01/2003)

„Prawdziwa historia Edyty”

Wielka fala plotek dotyczących Edyty Górniak załamała się. Stanowcze dementi pałacu prezydenckiego i polskiego menedżera artystki, jak się zdaje, wyjaśnia sprawę. Jednak całkiem niedawno na łamach prasy pojawiła się inna, tym razem jak najbardziej autoryzowana przez znaną piosenkarkę, historia.
Jakoś nie wzbudziła ona zainteresowania mediów, a szkoda, bo jest równie sensacyjna. Na dodatek więcej mówi o obyczajach towarzyskich w III RP niż setki artykułów w kolorowej prasie. Oto w pierwszym tegorocznym numerze magazynu Gala Edyta Górniak opowiada o szczegółach swojej znajomości ze znanym dziennikarzem Telewizji Publicznej Piotrem Gembarowskim. Nie zajmuję się zazwyczaj życiem towarzyskim gwiazd, ale tym razem nawet mnie, starego cynika, zatkało. Edyta Górniak opowiada w Gali jak to poznała Piotra Gembarowskiego w czasie wywiadu i jak to znany prezenter zrobił na niej dobre wrażenie: „Przez te chyba trzy miesiące znajomości nieustannie ujmował mnie tym, że np. dzwonił do mnie do domu, żeby zapytać, dlaczego płaczę, w chwili kiedy rzeczywiście płakałam”.

Edyta, jak wynika z wywiadu, uwierzyła, że znalazł się oto człowiek, z którym nawiązała nić empatii na granicy telepatii. Mężczyzna, który siłą uczucia uzyskał intuicyjną wiedzę o jej duszy. W miłości czasem się tak zdarza.
Wspomina, że znany prezenter potrafił przyjechać w środku nocy i powiedzieć: „Przepraszam, że tak nagle przyjechałem, ale czułem, że miałaś dzisiaj ciężki dzień”. I jak zaznacza artystka, zazwyczaj „rzeczywiście tak było”.
Niestety, w końcu prawda o domniemanej zaskakującej intuicji emocjonalnej Gembarowskiego okazała się równie trywialna i wulgarna jak Rywingate.
Jak wykryła artystka: „Pan Gembarowski rozpoznał kod mojego telefonu, który był wyposażony w system pozwalający usłyszeć z zewnątrz, co dzieje się w domu”. Jak wyjaśnia Edyta Górniak, jest to specjalna usługa stanowiąca zabezpieczenie przeciw potencjalnym złodziejom. Tak więc – jeśli wierzyć słowom artystki – dzięki swoistemu podsłuchowi, w jaki zamieniał się jej własny telefon, Piotr Gembarowski do woli mógł inwigilować domniemaną panią swojego serca.

W ten właśnie sposób, mówi pani Edyta: „wiedział kiedy płaczę, kiedy krzyczę, o czym rozmawiam ze swoimi gośćmi, bo zwyczajnie mnie podsłuchiwał”. Od ukazania się w kioskach numeru Gali z wypowiedziami pani Górniak minęły już ponad trzy tygodnie. W kolejnych numerach magazynu (a wyszły w tym roku cztery) nie znalazłem żadnego dementi czy choćby wyjaśnienia Piotra Gembarowskiego, więc nie mam jak na razie podstaw do wątpienia w jej słowa.
No cóż, historia godna pióra Balzaka czy w bardziej cynicznej formie – żyjącego w XVIII wieku kawalera Choderlosa de Laclosa – autora „Niebezpiecznych związków”. Laclos opisywał świat schyłku rządów królewskich we Francji, w którym podboje sercowe były okazją do operacji manipulacyjno-socjotechnicznych. Swoisty hazard emocjonalny, w którym libertyni zakładają się ze sobą, jak oszukać i w ostatecznej odsłonie skompromitować ofiary wierzące naiwnie w siłę uczucia.
Współczesnym emocjonalnym hazardzistom w sukurs idzie nowoczesna technika. Nieprzypadkowo w dziejącej się w dzisiejszym Nowym Jorku wersji „Niebezpiecznych związków” uwodziciel ujawnia zdjęcia in flagranti swojej ofiary, publikując je na powszechnie dostępnej stronie Internetu.

Piotr Gembarowski – jak wynika z relacji Edyty Górniak – sięga po tzw. technikę operacyjną, którą posługują się zazwyczaj służby specjalne i agencje detektywistyczne. Bardzo ciekawi mnie odpowiedź na pytanie, w jaki sposób dotarł do sposobu złamania kodu dostępu do telefonu komórkowego pani Edyty Górniak. Takie sprawy załatwiają specjaliści o bardzo specyficznej reputacji i nie są to ludzie, do których można trafić ot tak z ulicy.
Przypomnę, że rozmawiamy o osobie publicznej. Dziennikarzu, który w imieniu TVP przeprowadza wywiady w studiu „Gościa Jedynki”. O ile mi wiadomo, Telewizja nie uznała, że relacja pani Górniak stawia jej frontmana w jakiejś dwuznacznej sytuacji.
Ktoś powie, że pani Edyta powinna znać wilcze obyczaje panujące w tak zwanym towarzystwie i że sama powinna mieć tyle oleju w głowie, by widzieć kim jest Piotr Gembarowski.

Być może, ale jak się okazuje pani Edyta płaci za to niezwykle wysoką cenę.
Jeśli piszę o relacji Edyty Górniak, to dlatego, że jej ponure doświadczenia jakoś idealnie komponują mi się z atmosferą przebijającą z nagrania rozmowy Lwa Rywina z Adamem Michnikiem. Piękna fasada i odpychające kulisy. Skrzyżowanie „Love Story” z Big Brotherem. Nieznośna wulgarność bytu III Rzeczypospolitej.

Tekst: Piotr Semka

***

„O wyższości dolara nad…”

Plotki, jeżeli nie okazują się prawdziwe, są zazwyczaj rozpuszczane w konkretnym celu. Zeszłotygodniowa wieść o dymisji Grzegorza Kołodki spowodowała gwałtowny spadek kursu złotego wobec euro i pozwoliła zbić majątek tym, którzy dobrze wiedzieli, iż nie kryje ona w sobie cienia prawdy. Co i kto mógłby zyskać na plotce dotyczącej zażyłych kontaktów prezydenta Kwaśniewskiego i Edyty Górniak?

Jak kraj długi i szeroki krąży po nim „obrzydliwa” plotka. Mówi ona o lutowych narodzinach dziecka mającego być owocem upojnej nocy Aleksandra Kwaśniewskiego z bynajmniej nieobrzydliwą Edytą Górniak. Powtarzający tę sensacyjną wiadomość przypominają zaskakujące pojawienie się naszej gwiazdy na Mistrzostwach Świata w piłce nożnej, jej przylot prezydenckim samolotem i jej autorskie wykonanie hymnu. Zaskakujące w dwójnasób, gdyż od dawna jedynym wykonawcą miał być włóczący się od ponad roku z kadrą tenor Torzewski. Do zmiany miało ponoć dojść na prośbę prezydenta…
Jedni rozbudowali plotkę o wizję prezydenta tulącego piosenkarkę załamaną reakcjami po wykonaniu hymnu. Drudzy ją tylko powtarzali. Wszystko zgrabnie połączono z jesiennym rozstaniem Górniak z jej partnerem i zarazem agentem oraz cytatami z wypowiedzi piosenkarki o tym, że „nie może śpiewać nazajutrz po dobrym seksie”. Plotkę podbudowało dodatkowo zniknięcie z pierwszego planu nieodłącznej do tej pory małżonki prezydenta Jolanty, która nie pojawiła się ani podczas wizyty w USA (wytknął to Kwaśniewskiemu nawet G. Bush), ani podczas konkursów w skokach w Zakopanem, gdzie miejsce prezydentowej godnie zajął minister Kołodko.

Plotką zajęło się też kilka tytułów prasowych, często odsądzających od czci i wiary dziennikarzy „wypisujących podobne bzdury”, sugerujących, iż powtarzając je, środowisko dziennikarskie skaże się na pogardę, jaka jest dziś udziałem polityków. Cóż, poważniejszych powodów, dla których polski świat mediów zasługuje na pogardę, jest akurat bez liku i powtarzanie plotek zaszkodziłoby mu chyba akurat najmniej…
Rzecz stała się na tyle poważna, że pojawiły się oficjalne dementi: Kancelarii Prezydenta i przedstawiciela wytwórni Pomaton-EMI. W końcu zabrał na ten temat głos także sam A. Kwaśniewski, ochrzaniając dziennikarzy za powtarzanie „niegodziwości”, które sprawiają przykrość jemu, małżonce, córce, piosenkarce i połowie świata. Nieco podniecony tematem rzucił też kilka uwag o „etyce, która powinna cechować tak polityków, jak i dziennikarzy. Mówię to jako wasz były kolega”. Cóż, muszę ci powiedzieć „mój były kolego”, że człowiek z twoją przeszłością i dość pokaźną listą „przeprosin” mógłby etyki nie tykać…

Dziwić może, że sam prezydent zajmował się plotkami i to podczas konferencji w Sejmie. Oficjalne dementi wywoła wszak tylko kilka kolejnych złośliwych uwag. Ludzie już dodają od siebie, iż o wykształceniu przekonywał Kwaśniewski do samego końca. „Clinton też upierał się, że do niczego nie doszło” – mówią. Bez dementi plotka żyłaby, aż w lutym, okazując się „niepoważną”, zdechłaby sama z siebie. A tak pojawiła się kolejna plotka, mówiąca o wyprowadzeniu się Joli-małżonki z Pałacu Prezydenckiego. Czekamy na oficjalne dementi, być może tylko wyszła na spacer z walizkami.
Plotka zrodziła się ponoć w „środowisku Leszka Millera”, wielu komentatorów zdążyło ją więc zaliczyć na konto wewnętrznej walki na lewicy. W kuluarach klubu SLD już dziś snuje się hipotezy o tym, iż Miller przewidziany jest tylko do referendum, po czym rząd zmieni kierowcę i pojedzie dalej. Uzasadniałyby to spadające na łeb notowania rządu i premiera (przy podobnych wynikach Buzka Miller sam wzywał go do rezygnacji) oraz równoczesne stabilne bądź wręcz ponownie rosnące poparcie dla SLD. Millerowcy mieliby zatem dokonać dzieckiem Górniak zamachu na pozycję prezydenta.

Hipoteza ta ma jednak poważną wadę. To, czy ta plotka okazałaby się prawdziwa czy też nie, nie ma wszak tak naprawdę żadnego znaczenia dla polskiego życia publicznego, układu sił na scenie politycznej bądź pozycji prezydenta. Kwaśniewski jest niestety fenomenem naszej sceny politycznej, stosunek społeczeństwa doń przypomina zaś bezrefleksyjną postawę rosyjskich chłopów wobec cara. Kwaśniewskiemu nie zaszkodziły wszak kłamstwa z wykształceniem, wakacje w Cetniewie, goleń prawa i podejrzane interesy. W oczach narodu nie zaszkodziło mu nawet przyznanie, iż jest oszustem i zachęcanie do parodiowania papieża. Co tam nie zaszkodziło… Wygrał w pierwszej rundzie! W cokolwiek wdepnął, czegokolwiek się dotknął, pozostawał czysty. Czy komuś tak niezatapialnemu mogła zaszkodzić plotka o nieślubnym dziecku z Edytą Górniak? Śmieszne. Jemu nie zaszkodziłyby wszak nawet potwierdzone wieści o dziecku i ślubie z Ryszardem Kaliszem.
Bardziej prawdopodobne wytłumaczenie mogłaby stanowić próba odwrócenia uwagi od afery Rywin-Michnik. W jej kontekście pojawiają się wszak nazwiska Millera, Kwaśniewskiego i całego SLD. Nieustannie mamy też do czynienia z rozmywaniem afery, z próbą zepchnięcia dyskusji na boczny tor. A to z jakimiś oskarżeniami wyskoczy Stonoga, a to SLD zaczyna mieszać w ustawie antyaborcyjnej, IPN lub odwoływać ministrów… Obyczajowy skandal, nawet z udziałem głowy państwa, odwróciłby jednak zapewne uwagę społeczeństwa na krócej niż rezygnacja z winiet ministra Pola. Po latach brukowce i tak zaczną porównywać zdjęcia, kolor oczu, skłonność do tycia… Naszych rodaków o wiele bardziej pasjonują jednak afery związane z pieniędzmi i polityką. Polacy to nie Amerykanie. Pieniędzy zawsze tu był deficyt, pięknych kobiet zaś dosyć na co dzień. O co więc chodziło naprawdę?

Tekst: Mirosław Skowron

Tygodnik Solidarność, nr 5 (750)



Komentarze




Dodaj komentarz

W górę ↑