Uroda

Opublikowano 1 lutego 2000

0

Uroda (02/2000)

Kosmetyczka pachnąca różami

Kiedy Edyta Górniak jako dziewczynka marzyła o sławie piosenkarki, za pomocą czekoladowych cukierków potrafiła wyczarować „sceniczny” makijaż. Dziś zapowiada, że za jakiś czas otworzy profesjonalną farmę piękności. Nie przecenia jednak roli kosmetyków uważając, że dobry wygląd kobiety zależy w dużej mierze od snu i… ukochanego mężczyzny.

Kobieta pięknieje, kiedy jest kochana. Dlatego czasem, również z powodu mężczyzny, czujemy się nieszczęśliwe i mało kobiece. Urodzie sprzyja sen; wiadomo od dawna, że regeneruje ciało i umysł. Kiedy jestem wyspana, mam lepsze samopoczucie, zyskuje też na tym moja skóra, włosy, oczy… Ideałem jest dla mnie ośmiogodzinny sen w nocy i godzinna drzemka w ciągu dnia. Niestety, rzadko mogę sobie na to pozwolić. Przy moim nieregularnym trybie życia bywają takie okresy, kiedy śpię 3-4 godziny na dobę lub pracuję 24 godziny non stop. Po takim maratonie przesypiam nawet 12 godzin.

Nie wyręczam skóry

Kiedy budzę się rano, moje włosy dziwnie się zachowują – każdy sterczy w inną stronę. Zupełnie jakby chciały odreagować to, że poprzedniego wieczoru w trakcie koncertu musiały być posłuszne lakierom i żelom. Pierwszym więc „zabiegiem” jest ułożenie fryzury. Przeczesuje je i stylizuje ręką. Przedziałek, wyczesuje grzebykiem do czesania brwi. Potem pije wodę niegazowaną o temperaturze pokojowej. Rano na ogół nie jestem głodna, czasami sięgam po owoce, ale dopiero po około dwóch godzinach, tuż przed wyjściem z domu. Twarz przemywam chłodną wodą i wycieram jednorazowymi, papierowymi ręcznikami – przykładam je do skóry i czekam, aż woda w nie wsiąknie. Jeśli czuję, że moja skóra jest napięta, sucha – a dzieje się tak zazwyczaj, jeśli poprzedniego dnia miałam sesje zdjęciową lub koncert (a wiec makijaż) – na twarz i szyję nakładam krem nawilżający Vichy Thermal S1. Jeśli wszystko jest w porządku, nie stosuję żadnego kremu, ponieważ wydaje mi się, że nie powinno się wyręczać skóry we wszystkim i kiedy tylko jest to możliwe, pozwolić jej zatroszczyć się samej o siebie.

Makijaż? Niekoniecznie

Najlepiej czuje się bez makijażu i jeśli nie muszę ukryć zmęczenia bądź nieprzespanej nocy, właściwie nie maluję się. Akcentuje tylko policzki różem Lancóme’a i to wszystko. Mam całą kolekcję różów tej firmy, ponieważ do makijażu scenicznego dobieram odcienie pod kolor kostiumów. Czasami jestem zmuszona nałożyć specjalny preparat na usta, ponieważ przygryzam je bezwiednie. Niestety, na razie nie udało mi się jeszcze zwalczyć tego nawyku, wiec czasami moje wargi wyglądają okropnie, a w dodatku źle się na nich trzyma szminka. Żeby się zniechęcać do ich przygryzania, a tym samym poprawić ich wygląd, smaruje je maścią na bazie miodu, która kupuje w aptece lub kremem do warg Blistex.

Kiedy mam tzw. oficjalne spotkania, staram się, aby makijaż był delikatny i naturalny. Najczęściej sprowadza się to do tego, że różem akcentuje już nie tylko policzki, ale także powieki. Jeśli mam nie najlepszy dzień, jestem przemęczona bądź przygnębiona, dodaje sobie otuchy nakładając więcej kolorów. Mam ulubione cienie japońskiej firmy Shu Uemura, której nie ma jeszcze na polskim rynku. To bardzo dobra, ale, niestety, droga marka. Cienie Shu Uemura w palecie maja bardzo intensywne kolory, ale położone na powieki dają jedynie delikatna pastelowa poświatę. Lubię tez cienie IsaDory i Bourjois. Najbardziej mi odpowiada makijaż typu „smoky” (przydymiony), czyli taki, w którym cienie nakładane palcem, pędzlem albo gąbką są dobrze roztarte. Dzięki niemu oczy zyskują większą głębię. Nie używam żadnych kredek do oczu. Makijaż profesjonalny dziele na dwa rodzaje: sceniczny i sesyjny. Różnica między nimi polega na intensywności nakładania podkładów i kolorów. I tak kiedy przygotowuje się do koncertów, podkład firm Lasting Performance Maxa Factora lub Screen Face (profesjonalny dla charakteryzatorów) nakładam wilgotną, chłodną gąbką – musi bowiem wytrzymać intensywne światła reflektorów, zmienną temperaturę, a czasem przeżyć wilgoć i wiatr. Do sesji zdjęciowych wystarczy cieniutka warstwa podkładu nałożona sucha gąbką. Zawsze do zdjęć maluje mnie ta sama wizażystka Julita Jaskółka – i to ona decyduje ostatecznie o charakterze i tonacji makijażu. Już od czterech lat niezmiennie jej ufam i tuż przed wyjściem z garderoby jej ostatnie spojrzenie jest dla mnie bardziej wiarygodne i cenne niż zerkniecie w lustro. Do malowania rzęs używam zawsze czarnego tuszu IsaDory na przemian z tuszem firmy Lancóme. Ze szminek najbardziej lubię pomadki Mac i Screen Face, ponieważ nie wysuszają ust. Moimi ulubionymi kolorami szminek są złotopomarańczowy i głęboki odcień czerwonego wina. Używam tez jednej jedynej konturówki do ust Body Shop, której kolor dopasowuje się do niemal każdego koloru pomadki. Od momentu, kiedy makijaż przestaje nas zdobić, jest nieświeży, należy go jak najszybciej zmyć. Ja robię to za pomocą chusteczek do demakijażu i mydła w żelu Vichy. Nie stosuje żadnych maseczek ani kompresów, ponieważ nie mam na to czasu. Na noc nakładam krem, również Vichy.

Lubię masaże

Bardzo lubię chodzić do kosmetyczki i staram się przynajmniej raz w miesiącu odwiedzać warszawski klub Magnum, gdzie pracuje pani Ania Laskowska – moja ulubiona kosmetyczka. Oprócz zabiegów leczniczo-odżywczo-regeneracyjnych pani Ania robi mi relaksujący masaż twarzy i szyi, który uwielbiam. W ogóle kocham masaże i jeśli tylko mam trochę wolnego czasu, pierwsze, co robię, to wykręcam numer telefonu do hotelu Sheraton w Warszawie, gdzie mam swoich ulubionych masażystów. Niestety, z braku czasu nie uprawiam żadnych sportów. Jeśli udaje mi się utrzymywać formę, to tylko dzięki koncertom. Kilka razy próbowałam zapisać się na indywidualne treningi z instruktorami, a potem odwoływałam je w ostatniej chwili, bo, jak zwykle, spotkania zawodowe i wyjazdy wygrywały z rozsądnym harmonogramem. Ponieważ przy moim trybie życia nie jestem w stanie niczego zaplanować, kupiłam sobie do domu specjalne urządzenie, coś w rodzaju bieżni do chodzenia i biegania. Na razie, od trzech miesięcy, czeka na rozpakowanie…

Tęsknię za długimi włosami…

Moje włosy maja naturalny kolor, nie farbuje ich i właściwie oprócz szamponu Elseve LOreala nie aplikuje im żadnych kosmetyków, nawet odzywki. Za to bardzo często je myje. Nawet jeśli rano brałam prysznic, to wchodząc wieczorem do wanny muszę je przynajmniej zmoczyć. Inaczej mam wrażenie, że nie jestem czysta. W Polsce strzyże mnie Tomek Pyza z salonu fryzjerskiego Figaro i robi to naprawdę idealnie. Choć lubię zarówno długie, jak i krótkie włosy, to czasami tęsknię za długimi. Może dlatego, że lubię się nimi bawić, lubię je czesać i w ogóle lubię strukturę włosów. Niestety, na razie nie udaje mi się ich zapuścić, bo ze względu na rozmaite zobowiązania nie mogę sobie pozwolić na tzw. okres przejściowy.

Dbam o dłonie

Musze przyznać, że o ręce dbam chyba bardziej niż o twarz. Zawsze mam przy sobie pachnący różami balsam w sprayu Lancóme’a i po każdym umyciu rąk nacieram nim dłonie. To samo dotyczy ciała. O ile na twarz nie zawsze kładę krem, o tyle ciało po każdej kąpieli muszę posmarować balsamem Vichy lub Fenjal, bo inaczej skóra jest nieelastyczna i bardzo napięta. A wracając do dłoni – chętnie się nimi zajmuję, lubię robić sobie manicure, obcinać skórki. Mniej więcej raz w miesiącu chodzę do pani Eli Chys – manikiurzystki i pedikiurzystki zarazem. Podążam za nią od kilku lat, tak jak zmienia zakłady (obecnie pracuje w Olimpie w warszawskim City Center). To jest jedyna manikiurzystka, której pozwalam dotknąć swoich stóp. Bardzo długo krępowałam się oddać je komuś do pielęgnacji. Pani Ela przekonała mnie i od kilku lat to ona dba o nie. Uwielbia swój zawód i wykonuje go z prawdziwą starannością, przy tym jest bardzo delikatna. Mam tylko dwa ulubione kolory lakierów do paznokci – czerwone wino lub prawie bezbarwny z delikatnym odcieniem różu. Myślę, że jeśli kiedyś przestanę wykonywać swój zawód, to zajmę się… kosmetyką i otworzę „farmę piękności”, ponieważ wydaje mi się, że wiem, co należałoby zaproponować kobietom, zwłaszcza tym intensywnie pracującym. Jak pomóc im zadbać o urodę, uwolnić je choć trochę od stresu i zmartwień, pomóc zatrzymać młodość.”

Leczy mnie słońce

Nie mam specjalnych problemów z cerą. Kłopoty pojawiają się wtedy, kiedy dużo czasu spędzam w samolotach, zmieniam klimat, dietę, wodę. Kiedy na przykład skończyłam promocję swojej poprzedniej płyty w Europie, Afryce i Azji, moja skóra była bardzo zmęczona, wysuszona, zdarzały się wypryski… Powrót do równowagi zajął mi kilka miesięcy. Najbardziej pomogły mi w tym kosmetyki Dermiki. Za namowa pani Ani przez kilka tygodni używałam tylko preparatów tej firmy: od mydła do zmywania makijażu, poprzez tonik, mleczko, kremy, aż po kredki tuszujące defekty cery – one wyleczyły mi skórę. Bardzo lubię opalać się, nie tyle dla efektu – choć faktem jest, że troszkę opalona skóra wygląda ładniej i zdrowiej – ile dla samego wygrzewania się na słońcu, które uwielbiam. Już od dziecka jestem zmarzluchem. Nawet latem wszędzie zabieram ze sobą sweter. Kocham wiec odpoczynek w egzotycznych krajach, gdzie jest piękne słońce, cieple morze, i gorący piasek – to najlepsza kuracja dla duszy i dla skóry. Wtedy potrzebuje jedynie kremów z filtrem.

Nie myślę o diecie

Nie stosuje żadnej specjalnej diety. Nie przepadam jednak za potrawami pikantnymi, owocami morza i nie lubię ciemnego mięsa. Uwielbiam natomiast zupy, naleśniki i w ogóle potrawy mączne. Dla urody pije dużo niegazowanej wody mineralnej, dla zdrowia – rumianek, dla przyjemności herbatę z dzikiej róży. Mimo że dużo podróżuję, to w przeciwieństwie do mojej mamy, która uwielbia wszystko próbować, staram się trzymać znajomych smaków.

Pachnę dla innych

Moje perfumy to „She” Giorgio Armaniego z tandemu He/She Emporio. Mam swój sposób dobierania perfum. Jeśli użyję jakiegoś zapachu i po kilku czy kilkunastu minutach nie przestaję go czuć na sobie, to znaczy, że nie jest to mój zapach. Bo mój, to ten, który mnie nie rozprasza, nie drażni i już po chwili w ogóle przestaje go „zauważać” na swojej skórze. Wcześniej przez kilka lat używałam „Escape” Calvina Kleina, a jeszcze wcześniej, w dzieciństwie… waniliowego zapachu do ciasta. Jako mała dziewczynka marzyłam o tym, żeby zostać zawodową piosenkarką, a wiec chciałam wyglądać jak piosenkarka. Ponieważ moja mama nie używała kosmetyków i nie mogłam ich od niej „pożyczać”, radziłam sobie inaczej. Szczotka do włosów tarłam policzki, żeby były czerwone, usta smarowałam czekoladowymi cukierkami i… czułam się jak piosenkarka…

notowała Grażyna Borkowska-Morawska
foto Edyty Górniak Marcin Tyszka
foto kosmetyków Rafał Meszka
makijaż Julita Jaskótka/lsaDora
fryzura Grzegorz Bloch
realizacja Marta Gosk



Komentarze




Dodaj komentarz

W górę ↑