Viva!

Opublikowano 23 lipca 2009

0

Viva! (23/07/2009)

„Wybrałam wolność!” – pierwsza rozmowa po rozstaniu

Musiałam odejść

Tylko Vivie, w ekskluzywnym wywiadzie Edyta opowiada o swojej ucieczce od Darka i koszmarach szklarniowego życia!

– Edyta, czy to już naprawdę koniec Twojego małżeństwa?

Edyta Górniak: Myślę, że tak.

– W oświadczeniu, które wystosowałaś do prasy, pisałaś, że dajecie sobie czas, by wszystko przemyśleć…

Edyta Górniak: Wyprowadziłam się z domu, bo wierzyłam, że zatęsknimy za sobą, stwierdzimy, że nie potrafimy bez siebie żyć. Ale stało się inaczej. Rozłąka pokazała, że jesteśmy zupełnie innymi ludźmi. Że jesteśmy szczęśliwsi, ale bez siebie.

– Ludzie myśleli, że jesteście z Darkiem idealną parą.

Edyta Górniak: Kasiu, a czy w ogóle istnieje idealny związek?

– Chyba warto w to wierzyć, prawda?

Edyta Górniak: Idealny związek to ten, w którym ludzie stanowią dla siebie inspirację i motywują się do walki z demonami. Wyobraź sobie, że już jako matka nie zrobiłam prawa jazdy i nie nauczyłam się gotować. Darek nie mówił: „Musisz spróbować! Będę przy tobie!”. Mówił: „Nie musisz umieć jeździć, będziesz miała kierowcę. Nie musisz umieć gotować, będziemy mieć gosposię. Nie musisz nic”. Poza tym dobry związek to ten, który pozwala wejść w świat partnera, ale pozostawia poczucie wolności. Wiesz, że ja przez te wszystkie lata nie byłam nigdzie sama?

– Wiem, bo kiedyś i mnie Darek nie pozwolił zostawić Cię samej w Galerii Mokotów. Był spokojny letni dzień, wyludnione centrum handlowe, miałaś tylko zrobić paznokcie…

Edyta Górniak: No właśnie. Dopiero reakcje ludzi uświadamiały mi, że pewne rzeczy są niewłaściwe. Kiedy zapisywałam Allanka do przedszkola lub byłam z nim u lekarza, zapytana o numer dowodu dzwoniłam do Darka…

– Aha, roztrzepana gwiazda zapomina dokumentów!

Edyta Górniak: Nie zapomina, mój dowód nosił Darek. Powiedział mi kiedyś, że ja nie muszę się legitymować, i zabrał go. Śmiałam się, bo miał rację. Ale wracając do idealnego związku, ostatnią rzecz ci powiem, może najważniejszą. Idealny związek to związek spontaniczny, roześmiany, ciągle zakochany. Zawsze pragnęłam mieć rodzinę, z którą na rowerach będziemy jeździć. Niby proste, ale przez siedem lat się nie udało.

– To dlaczego odeszłaś dopiero teraz?

Edyta Górniak: Cóż, pamiętaj, że Darek wniósł wielkie i piękne wartości do mojego życia. Przy nim się wyciszyłam, uwierzyłam w miłość. On odbudował wizerunek mężczyzny w moich oczach. Dopiero lata odsłoniły jego cechy, przy których zaczęłam gasnąć. Nie mogłam tego zobaczyć wcześniej. Pomnożone miesiące i lata spotęgowały to, co w małych dawkach nie było odczuwalne. Po drugie, nie odeszłam, bo Allanek był za malutki. Myślałam, że uczucia, które urodziły się we mnie ponad półtora roku temu, pobłądziły. Że stałam się przy Darku kimś, kim miałam się stać.

– To znaczy kim?

Edyta Górniak: Dojrzałą i odpowiedzialną żoną i matką. I wydawało mi się, że po to żyję. Że dotarłam do sedna i celu. Ale kiedy tam dotarłam, zbyt długo obciążało mnie uczucie, że to już jest koniec.

– Koniec czego?

Edyta Górniak: Marzeń, inspiracji, motywacji, chęci budowania, spontaniczności, szczerego śmiechu. A przez ostatnie lata w ogóle nie miałam marzeń. Zamknęłam się w marzeniach dotyczących jedynie zdrowia i bezpieczeństwa. I wszystkie rozmowy, nawet nasz ostatni wywiad, który zrobiłyśmy, traktował o chorobie Darka. Nie wybiegał dalej ani w sferze zawodowej, ani osobistej.

– Mówiłaś za to smutnym głosem: „Mam obowiązki żony i matki”, a ja byłam przerażona.

Edyta Górniak: Właśnie. Kilka lat temu nie przyszłoby mi do głowy, że bycie żoną to mój obowiązek. I jeśli zaczęłam używać takich określeń, to znaczy, że coś się zmieniło.

– Ale przecież zawsze chciałaś być żoną!

Edyta Górniak: Kiedy poznałam Darka i jego wspaniałą rodzinę, dostałam w prezencie mamę, tatę, babcię, dziadków, wujków. Ilekroć siadałam do wigilijnego stołu, myślałam, że los wynagrodził mi to, że przetrwałam tyle lat bez rodziny. Ale mimo wielkiej miłości do mamy i taty Darka czułam, że ta rodzina jest dla mnie pożyczoną rodziną.

– Dlaczego to czułaś?

Edyta Górniak: Nie potrafię tego wytłumaczyć. Ja ją dostałam od losu na pewien czas. Nie na zawsze.

– A czy coś w ogóle jest nam dane na zawsze?

Edyta Górniak: Nie. To w pewnym sensie wyklucza sens istnienia. Bo jeśli coś jest na zawsze, to o co dalej się starać?

– Byłam na Waszym ślubie. Przepłakałaś cały. Z radości? Ze szczęścia?

Edyta Górniak: Ze szczęścia. Nie miałam żadnych wątpliwości, że Darek mnie kocha i zawsze będzie moją tarczą.

– To był dla Ciebie trudny czas. Nagonka prasy była niewyobrażalna. Patrzyłam na Was i myślałam, że jesteście całością, że mówicie jednym głosem.

Edyta Górniak: Tak wtedy było. Ale energia, która powinna być przeznaczona na budowanie relacji, rodziny i intymności, została spożytkowana na walkę ze światem. A kiedy już ją wygraliśmy, okazało się, że zapomnieliśmy, co nas połączyło.

– A co Was połączyło?

Edyta Górniak: Zrozumienie, wspólne marzenia, wyobrażenia o życiu.

– I wspólne doświadczenia chyba. Naprawdę dużo razem przeszliście. Ten konflikt z prasą, narodziny synka, odbudowywanie Twojej kariery. Przecież już nie chciałaś śpiewać.

Edyta Górniak: Byliśmy jednym. Połączyliśmy siły. Dlatego kiedy dotarło do mnie, że muszę zmienić swoje życie, byłam zdruzgotana, bo wiedziałam, że Darek nie będzie chciał pójść ze mną. Bałam się, że będę miała poczucie winy, że zostawiam kogoś, kto wiele dla mnie zrobił. Jestem mu wdzięczna za wszystko, ale prawda też jest taka, że przez 14 lat pracy zawodowej nie miałam takich konfliktów z mediami, jakie zaczęły się, kiedy oddałam Darkowi wszystkie decyzje. Ponieważ moje poprzednie związki nie udawały się, bo mężczyźni czuli się przy mnie gorsi, w cieniu, przysięgłam, że kiedy spotkam człowieka, który będzie tego wart, muszę odwrócić to za wszelką cenę. Postanowiłam schować siebie i wystawić Darka na piedestał. Chciałam, by czuł się mężem, głową rodziny. By czuł się mężczyzną. I mimo że podjął kilka złych decyzji, godziłam się na to. On mnie przekonał, że słuszne jest odebranie mediom prawa do mojego życia, które ja sama im dałam. Zawsze byłam otwarta. Nie kryłam się, nie uciekałam. Kiedy przed naszym domem Darek wybudował mur, musiał nastąpić bunt. Musiał. Pamiętasz, jak prasa się na mnie rzuciła, gdy urodziłam Allanka? Wiedziałam, że wystarczyło wyjść ze szpitala z dzieckiem na ręku, uśmiechnąć się i powiedzieć: „To jest nasz synek. Jesteśmy bardzo szczęśliwi”.

– A co powiedział Darek?

Edyta Górniak: Że nie pozwoli, by ktoś zarabiał na naszym dziecku. Przystałam na to, choć wiedziałam, że spowoduje to straszną walkę. Ta walka trwała półtora roku w prasie, a cztery w sądach.

– Kiedy poznałaś Darka, był muzykiem znanym tylko w jazzowych kręgach, który dostał w prezencie od losu wielką gwiazdę i najpiękniejszą kobietę w Polsce. Może sobie z tym nie poradził? Może chciał Cię mieć tylko dla siebie?

Edyta Górniak: Z jednej strony nauczył się dzielić mną z resztą świata, bo nieraz czekał po cztery godziny, gdy rozmawiałam z fanami po koncercie. Nawet nie mruknął. Rozumiał, że mam z nimi więź, że miałam ją przed nim i będę miała. Rzeczywiście tak jest, że kiedy spotkałam Darka, nie miał nic do stracenia.

– A Ty?

Edyta Górniak: Jak się potem okazało, poczucie wolności. I za tym zatęskniłam tak boleśnie, że zaczęłam topnieć. Zrozumiałam, że Darek zbudował mi kryształową klatkę. I kiedy sugerowałam mu, że czuję się ograniczana, że to nie jest sposób na życie, na mój temperament, na moją wrażliwość, zaproponował mi klatkę z bursztynu. Potem klatkę ze złota, z diamentów. Ale to nadal była klatka.

– Więc jak wyglądało Twoje życie przez te lata?

Edyta Górniak: Pierwsze lata były mi bardzo potrzebne. Uspokoiłam się, wyciszyłam. Darek odizolował mnie od wszystkiego, co mogło mieć na mnie jakikolwiek wpływ. Żyłam tylko w domu i wychodziłam wyłącznie do pracy. Jeśli gdzieś pojawiałam się, to tylko w jego towarzystwie. Nie chodziłam do kina, do restauracji, na siłę jeździliśmy na wakacje.

– To co robiliście?

Edyta Górniak: Siedzieliśmy w domu. Ja bawiłam się z dzieckiem. On – nie wiem. Zamykał się w swoim świecie, w studiu. Może trzeba to zwalić na to, że Darek jest domatorem. Ja gasłam. Zaczęłam myśleć o koncertach jako pracy. Dopiero niedawno odzyskałam radość bycia na scenie.

– Wszyscy to zauważyli! Wyglądasz lepiej niż kiedykolwiek, emanujesz inną energią, a Twoje ostatnie wystąpienia wywołują w ludziach emocje tak silne, jak kiedyś. Ale zawsze przedstawiałaś Darka jako ideał.

Edyta Górniak: Zbudowałam mu pomnik, bo wiedziałam, że ludzie nie akceptują mojego wyboru.

– Dlaczego?

Edyta Górniak: Wyobrażali sobie, że wyjdę za mąż za księcia z bajki, bo pewnie w ich sercach i świadomościach jestem kimś wyjątkowym. A ja wybrałam sobie zwykłego chłopaka z gitarą. I czułam, że ludzie Darka nie lubią. Postanowiłam więc zrobić z niego bohatera.

– Pokazywałaś mi pierścionek. „To od Darcia”, mówiłaś. Zegarek. „Od Darcia”. Nigdy nie powiedziałaś o nim inaczej niż „Darciu”. Ostatnim prezentem urodzinowym od niego, jak pisała prasa, był wyjazd z przyjaciółką do Londynu na zakupy…

Edyta Górniak: Kasiu, ten wyjazd to nie był prezent od Darka, tylko od Rinke Rooyensa, który chciał się odwdzięczyć za naszą dwuletnią współpracę przy „Jak oni śpiewają”. I był to prezent dla mnie i dla Darka. Ale Darek nie chciał jechać. Więc pojechałam z przyjaciółką.

– A karta kredytowa, którą od niego dostałaś?

Edyta Górniak: Po prostu przelał mi na prywatne konto pieniądze z firmowego konta, do którego, odkąd istnieje moja firma, nie miał czasu dorobić dla mnie karty.

– Nie miałaś własnych pieniędzy?

Edyta Górniak: Miałam, nie miałam jedynie dostępu do własnych pieniędzy.

– Jak się na to godziłaś?

Edyta Górniak: Z zaufania i z miłości.

– A jak chciałaś sobie kupić sukienkę?

Edyta Górniak: Mówiłam Darkowi, ile kosztuje i czy może mi przesłać pieniądze. Brzmi absurdalnie, wiem. Ale tak było. Żeby było jasne, zawsze przelewał. Zarządzał całym moim majątkiem. Tak jest do dzisiaj. Odeszłam, zostawiając wszystko.

– Więc kim był dla Ciebie przez te lata? Mężem, menadżerem, zarządcą majątku, przyjacielem, kochankiem…

Edyta Górniak: Najpierw był moim chłopcem, potem ojcem mojego dziecka, potem moim mężem, a niedługo potem moim… tatą.

– Co to znaczy?

Edyta Górniak: To się zaczęło objawiać w prostych rzeczach. Zorientowałam się, że boję się go zapytać o zgodę na cokolwiek. Darek tak polubił rolę menadżera, że zaczął tracić poczucie granicy, kiedy rozmawia ze mną jako mąż, a kiedy jako menadżer. Dawał mi polecenia. To, co najbardziej mnie raziło, to ton, w jakim ze mną rozmawiał. Zapominał się.

– Pamiętasz, jak powiedziałam Ci, że jesteście razem non stop 24 godziny na dobę. Że nie można przenosić pracy do domu, do stołu, do łóżka, bo to wszystko się pomiesza.

Edyta Górniak: Pamiętam. Mówiłam ci wtedy, że się mylisz. Ale faktycznie, dom był wszystkim: biurem, studiem nagraniowym. Długo cieszyłam się tym, że przebywamy tyle ze sobą. Myślałam, że się dobraliśmy, skoro w ogóle się nie kłócimy. Dopiero niedawno zrozumiałam, że ja w pełni dostroiłam się do Darka. Kłóciliśmy się tylko w momencie, kiedy we mnie coś pękało. Pozwalałam sobie na to raz, dwa razy do roku.

– A rozmawialiście o tym, by ktoś inny zajął się Twoimi sprawami zawodowymi? Przecież Darek, który ma wielki talent muzyczny, przestał tworzyć.

Edyta Górniak: Ciekawa rzecz z Darkiem, bo mężczyźni najczęściej po pracy wychodzą do swoich kolegów, mają pasje, a kobiety nie mogą się doprosić, by wrócili na kolację. Ja miałam odwrotnie. Nie mogłam wypędzić go z domu. Przestał żeglować, jeździć konno, spotykać się ze znajomymi. Przestał tworzyć muzykę. I zasłaniał się tym, że moje rzeczy są ważniejsze. Myślę, że to była forma ucieczki, bo chyba zwątpił w swoje umiejętności, siebie samego…

– Ale dlaczego?

Edyta Górniak: Nie wiem. Jest genialnym gitarzystą.

– A może wolał być menadżerem?

Edyta Górniak: Twierdził, że nienawidzi tego. Nienawidzi trzystu telefonów dziennie, ale sądzę, że się od tego uzależnił, skoro chce następne osoby wziąć pod swoje skrzydła.

– Myślisz, że miał łatwe życie z Tobą?

Edyta Górniak: Cokolwiek bym odpowiedziała, nikt mi nie uwierzy. Ludzie mają tak silne przywiązanie do swoich wyobrażeń na temat tego, jak się żyje z gwiazdą, że nawet nie będę się starała przekonać, że może być inaczej. Sądzę, że i Darek, i ja dziś, gdy straciliśmy porozumienie, mielibyśmy różne wersje tego, jak naprawdę się żyło. Ale myślę, że ogólnie, i Darek temu nie zaprzeczy, byliśmy spokojną rodziną. Wyciszoną, żeby nie powiedzieć – nudną.

– Kiedy poczułaś, że coś jest nie tak?

Edyta Górniak: Było kilka takich momentów. Pierwszy, w zeszłym roku, gdy udało mi się wygospodarować czas na wakacje i Darek przez dwadzieścia dni nie mógł dojechać do mnie i Allanka na Mazury. W końcu dojechał. Na trzy dni. Po wielu kłótniach i przykrych dyskusjach. Allan był tak do niego przyklejony, że wchodził za nim nawet do toalety.

– A później?

Edyta Górniak: Dużo dały mi do myślenia sylwestrowe życzenia Darka. Na sylwestra ludzie mówią, co było piękne, o co warto zawalczyć w przyszłym roku. A jego życzenia polegały na podsumowaniu moich złych zachowań, z rodzajem wyrzutu, który brzmiał trochę jak rozliczenie ucznia przez nauczyciela na koniec roku szkolnego. Kulminacyjnym momentem jednak było, gdy uświadomiłam sobie, że jestem kontrolowana.

– Przez ten cały czas nigdy nie przyszłaś do mnie sama, zawsze z asystentką czy ochroniarzem. Coś chyba było nie tak?

Edyta Górniak: Nie wydawało mi się, że jest nie tak. Te wszystkie rzeczy, które Darek stworzył, powiedziałby, dla mojego dobra, z miłości i troski, bo takie miał motywacje i nie chcę myśleć o innych, działy się krok po kroku. Nie od razu poczułam, że to jest niewłaściwe. Dopiero po kilku latach. W pierwszej chwili posądziłam się o przewrażliwienie. Co w tym nienaturalnego? Chodzi o moje bezpieczeństwo. Ale zrobiłam eksperyment. Kazałam się zawieźć do fryzjera, a potem powiedziałam, że chcę się napić soku ze świeżych owoców. I gdy asystentka pojechała po sok, zamówiłam taksówkę i uciekłam. Schowałam się w hotelu na trzy godziny. Przez ten czas wszyscy dzwonili lub nagrywali się po sto razy z ogromnym przejęciem: „Edi, gdzie ty jesteś, ochrona cię szuka, wszyscy cię szukają!”, „Edi, Darek cię szuka, jest zdenerwowany!”. Powstało takie zamieszanie, że byłam przerażona.

– Darek zatrudniał ludzi do firmy? Byłaś pewna, że są lojalni wobec Ciebie?

Edyta Górniak: To ja znajdowałam ludzi do firmy. W kilku przypadkach te decyzje były bardzo słuszne, w kilku bardzo się pomyliłam. Okazało się, że moi współpracownicy sprzedawali mnie do prasy. W białych rękawiczkach, pisząc anonimy. Wiem o tym od zaprzyjaźnionych dziennikarzy.

– Kiedy poczułaś, że jest bardzo źle, rozmawiałaś z Darkiem na ten temat?

Edyta Górniak: Poprosiłam Darka o chwilę rozmowy. Nie pytaj, co czułam przed tą rozmową. Wyobraź sobie tylko, że pytając Darka, czy mogę pojechać na targ z teściem, byłam sparaliżowana, bo bałam się słownego uderzenia: „Po co jedziesz? Po co ma ktoś cię oglądać? Może chce ci ktoś krzywdę zrobić?”. Nie zdając sobie sprawy, zasadził we mnie poczucie strachu. Więc i tu byłam przerażona. Powiedziałam, że od jakiegoś czasu mam poczucie, że jestem osaczona. I może powinnam wynająć po sąsiedzku jakieś mieszkanie, by mieć trochę własnej przestrzeni.

– Co powiedział?

Edyta Górniak: Wziął moją rękę i przyłożył ją sobie do piersi, bym poczuła, jak wali mu serce. Ale potem stwierdził, że skoro da mi to szczęście, można tak zrobić. I to była jedyna sensowna rozmowa na ten temat. A potem nie było już ani jednej.

– Skąd wzięłaś siłę, żeby odejść? Edyta, to mężczyźni odchodzą, nie kobiety.

Edyta Górniak: Miałam ogromne wątpliwości. Wiedziałam, że muszę to zrobić, zachowując opanowanie. I że muszę być konsekwentna. Nie cofać się. Ale, pomijając własne uczucia, byłam przekonana, że świat tego nie zrozumie. Stworzyłam tak idealny obraz rodziny, że może on stanowi inspirację dla innych? Pamiętam, jak się rozpadł związek Nicole Kidman i Toma Cruise’a. Byli dla świata idealną parą. Myślałam: Skoro im się nie udało, to komu ma się udać? Inna wątpliwość, która mną targała: Jak mogę odejść od Darka, skoro tak naprawdę nie wydarzył się żaden dramat. Nikt nikogo nie zdradził, nie oszukał? Podjęłam wtedy ostatnią próbę sprawdzenia swoich przekonań. Pojechałam na tygodniową izolację do seminarium buddyjskiego. Przez ten czas nie miałam kontaktu ze światem. Pomyślałam, że muszę spotkać się z samą sobą, w małym pokoiku, dwa na dwa, by zobaczyć, kim dzisiaj jestem i czego naprawdę potrzebuję. Po kilku dniach, kiedy nie miałam przy sobie kogoś, kto przez 24 godziny na dobę programuje mój umysł, mówi, czego mam się bać, jak mam funkcjonować, kim mam być, jak mam się zachowywać, okazało się, że jestem inną osobą.

– Edytą sprzed lat?

Edyta Górniak: Mam nadzieję, że mądrzejszą. Trochę bardziej opanowaną, i to dzięki Darkowi. Ale byłam zszokowana. Bałam się, że gdy zostanę sama z sobą, rozpadnę się, bo całą siłę i mądrość mam od Darka. Że sama bez niego już nic nie znaczę i nie potrafię.

– Powiedziałaś Darkowi: „Wyprowadzam się” i co wzięłaś?

Edyta Górniak: Trzy książki i trochę ubrań.

– Było ciężko odchodzić z domu w Milanówku? To był jedyny dom, jaki miałaś.

Edyta Górniak: Trochę. Ale wyłącznie ze względu na Allana. Dom to jest uczucie, nie budynek. Wiem, że Allanek jest do niego przywiązany i chciałabym, by pozostał rodzinnym domem, choć ja i tak nigdy nie miałam do niego kluczy. Zresztą po mojej wyprowadzce zamki zostały zmienione. Wiesz co, Kasiu, naprawdę wierzyłam, że to wyprowadzka na chwilę. Ale kiedy wynajęłam dom, Darek sam spakował moje rzeczy i zorganizował przeprowadzkę, o której wiedział tylko on i o której następnego dnia dowiedziała się cała Polska.

– Dlaczego nie rozstaliście się w zgodzie? Ludzie się rozchodzą, to normalne. Boli, ale nie ma kogoś, kto tego nie przeżył. Wy powinniście z podniesioną głową przejść przez to i nie dać prasie pożywki. A tu nagle Wasze rozstanie zamieniło się w serial. Dlaczego?

Edyta Górniak: Może Darek chciał mi pokazać, jaki był mój świat, gdy miałam go po swojej stronie, a jaki będzie, gdy będę go miała przeciw sobie.

– Skąd prasa dowiedziała się o Waszym rozstaniu? Wiedziały dwie osoby. Trzy może. I tak dziwiłam się, że ponad dwa miesiące, gdy już nie byliście ze sobą, jest cisza.

Edyta Górniak: Wydostały się na światło dzienne rzeczy, które były omawiane przy stole tylko między nami. Pozostawiam to bez komentarza.

– Boli Cię, gdy teraz czytasz te gazety?

Edyta Górniak: Nie, boli mnie to, że Darek nie podjął ani jednego dnia próby walki o nas, a jedynie ze mną.

– A Ty byś wróciła, gdyby walczył?

Edyta Górniak: Gdyby walczył i zaczął słuchać, gdyby przystał na kilka zmian…

– Jakich?

Edyta Górniak: Żebym mogła mieć przyjaciół, żebym mogła umawiać się z przyjaciółkami do kina. Żebym miała własną przestrzeń i czas dla siebie. A Darek pomyślał, że wypełni mi wszystko. Będzie moją przyjaciółką, mężem, menadżerem, rodzicem. Wszystkim. Ponieważ nigdy mnie nie skrzywdzi, oszczędzi mi to rozczarowań.

– Ale nie można z mężem rozmawiać, banalnie powiem, o paznokciach.

Edyta Górniak: Można, mój mąż zna wszystkie najnowsze wzory i kolory lakierów.

– Jak się poczułaś, gdy zamieszkałaś sama? Nie miałaś nawet dwóch krzeseł i dwóch jednakowych kieliszków.

Edyta Górniak: Tyle razy przecież sama mieszkałam. W Londynie, w San Francisco, w New Jersey, w Lizbonie. I nie miałam mężczyzny, który przybiłby mi gwóźdź. Przez parę tygodni jadłam na plastikowych talerzykach, na podłodze. Porcelanę zostawiłam w Milanówku. I choć przyzwyczaiłam się do luksusu, to, że miałam własną przestrzeń, było bezcenne.

– Ale nie uważasz, że to nieco dziwne? Po trwającym siedem lat związku nie masz nawet widelca?

Edyta Górniak: Trochę po kryjomu wzięłam (śmiech). Kilka ulubionych talerzy, kilka kieliszków i wazę do zupy.

– Musisz zaczynać wszystko od nowa?

Edyta Górniak: To cudownie. Mąż oddał mi toaletkę, kanapę. Mam dwa krzesła. Niedawno zaczęłam dokupować rzeczy i trochę się ogarnęłam.

– Przez ostatnie lata częściej chyba można było zobaczyć na ulicy w Polsce Michaela Jacksona niż Edytę Górniak. A teraz chodzisz sama do sklepów po krzesła i pietruszkę. I co? Nic się nie stało? Nikt Cię nie zabił?

Edyta Górniak: Jakoś widzisz nie (śmiech). Zdarzyło się, że ludzie, widząc mnie na ulicy, spontanicznie podchodzą mnie przytulić. Przepraszają potem, ale mówią, że byłam częścią ich życia i tak im się miło zrobiło, że mnie zobaczyli. Mówią, że chcieli zrobić to tyle razy, ale zawsze byłam otoczona świtą, ochroną, nie mieli odwagi. A teraz stoję w kolejce z Allankiem, rozmawiam z innymi mamami. To cudowne być blisko ludzi.

– Co będzie z Allankiem?

Edyta Górniak: Allan potrzebuje mamy i taty, i my oboje go potrzebujemy. I będziemy dzielić ten czas, tak by Allan zawsze był uśmiechnięty. Przez ostatnie miesiące dzieliliśmy się po równo. Tydzień Allanek był ze mną, tydzień z Darkiem. Jak uspokoją się emocje, będziemy się spotykać we trójkę.

– Czy myślisz, że spotkasz w życiu jeszcze kogoś, kogo pokochasz?

Edyta Górniak: Jest tylu fascynujących ludzi na świecie, których warto kochać. Ale kiedy się otworzę i będę gotowa, i czysta emocjonalnie, by znów pozwolić komuś wejść w swoją przestrzeń, nie wiem.

– Podobno powiedziałaś, że spotkałaś swoje przeznaczenie? To prawda? Czy chodzi o mężczyznę?

Edyta Górniak: Zapytana przez dziennikarzy, czy wrócimy do siebie z Darkiem, powiedziałam, że się jeszcze nie poddaję, ale: „Wierzę w przeznaczenie”. To trochę zmienia postać rzeczy.

– Czyli jesteś sama?

Edyta Górniak: Nie. Z Allankiem.

– A umiesz żyć bez mężczyzn?

Edyta Górniak: Umiem. Ostatnio ktoś mi powiedział, że nie ma mężczyzny na całe życie, są mężczyźni na pewne etapy. Spotykasz kogoś na etap ucieczki, szaleństwa, wyciszenia, opieki, samodzielności. I oni są dani na ten właśnie czas. A potem się to kończy. I to nie jest tragedia. Bo spotykasz kolejną osobę, z którą przeżywasz kolejny rozdział.

– A na jaki etap był Darek?

Edyta Górniak: Na wyciszenie chyba.

– A Ty dla niego?

Edyta Górniak: Nie mam pojęcia, kim tak naprawdę byłam dla niego. Inspiracją, jak pokazały te lata, nie byłam, bo gdybym była, tworzyłby swoją muzykę. To dość bolesne, że nie byłam wystarczająco motywująca, by wrócił na scenę po tym, jak urodził się Allanek. Zbyt rzadko czułam, że jest przy mnie szczęśliwy. Jestem przekonana, że będzie szczęśliwszy beze mnie, nawet jeśli teraz jeszcze o tym nie wie. I tak był dzielny, że tyle ze mną wytrzymał. Z tymi legendami, które narosły wokół mojej osoby, z bagażem moich doświadczeń, moją popularnością. I zawsze będę go kochać.

– Edyta, i co teraz będzie?

Edyta Górniak: Nie wiem. I to jest fantastyczne.

Rozmawiała Katarzyna Przybyszewska
Zdjęcia Iza Grzybowska/Makata
Stylizacja Jolanta Czaja
Asystentka stylisty Agnieszka Dębska
Makijaż Eryka Sokólska
Fryzury Marek Sierzputowski
Produkcja sesji Ela Czaja i Maciej Bieliński
Asystent Wojtek Wożniak
Retusz Zbyszek Rudomino

Ekipę gościł PARADIS HOTEL&GOLF CLUB należący do BEACHCOMBER HOTELS na Mauritiusie, www.paradis-hotel.com, [email protected], tel. (00 230) 4015050.
Za pomoc w organizacji sesji dziękujemy SAFPOL TRAVEL

Viva!, nr 15



Komentarze




Dodaj komentarz

W górę ↑