Wprost

Opublikowano 12 grudnia 2004

0

Wprost (12/12/2004)

„Zniżyłam się do poziomu wroga”

„Wprost”: Przez panią wróciła do Polski cenzura?

Edyta Górniak: Zakazu pisania o mnie nie wydałam ja, lecz dwa sądy, i to wobec dwóch odrębnych gazet: „Faktu” i „Super Expressu”. Przedstawiliśmy 25 stron materiału dowodowego i to przekonało sąd. Przecież tej decyzji nie wymogłam płaczem ani histerią.

– Zakaz pisania o konkretnej osobie publicznej to jednak w Polsce nowość.

– Kolejna manipulacja dziennika „Fakt”. Sąd nie wydał zakazu pisania o mnie, lecz o moim życiu intymnym. W żadnej mierze nie zakazał informowania o mojej działalności artystycznej. Poza tym zakaz dotyczy konkretnych gazet, które – moim zdaniem – nadużyły wolności słowa, i obowiązuje do czasu zakończenia procesu.

– Dziś sąd zakazuje pisania o pani, a jutro być może będzie tak chronił skorumpowanych polityków.

– Rozumiem takie obawy. Proszę jednak pamiętać, że nie pełnię funkcji publicznej, jestem jedynie osobą popularną. A wizerunek żadnego innego artysty w Polsce nie został tak bardzo zniszczony. Skoro zaczęto do mnie strzelać z ostrej amunicji, nie mogłam stać z podniesionymi rękami i krzyczeć: „strzelajcie”!

– Pani też strzelała. Na swojej stronie internetowej pisała pani o dziennikarzach per „szczury”.

– Uznałam, że na armaty nie można iść z szabelką. I postanowiłam użyć tej samej broni. Zniżyłam się do poziomu wroga, użyłam nawet niecenzuralnych słów.

– Żałuje pani teraz?

– Mój błąd polegał na tym, że nie zaznaczyłam, o które konkretnie gazety mi chodzi. W konsekwencji mój list zranił wielu przyzwoitych dziennikarzy. Za to ich przepraszam.

– Kiedyś sama pani wpuszczała dziennikarzy na swój teren prywatny, a teraz krzyczy: „wynoście się!”

– Zawsze byłam otwarta na ludzi, w tym na media. W życiu udzieliłam więcej wywiadów, niż zaśpiewałam nut. Nie obrażałam się też na krytykę. Gdy po występie w Korei szargano moje dobre imię, przyjęłam to z pokorą. Bo odróżniam moją działalność publiczną od życia prywatnego. A na tak dogłębną lustrację mojego życia intymnego nigdy nie wyrażałam zgody.

– Dlaczego wcześniej mówiła pani o swym życiu prywatnym, a nawet o intymnych szczegółach związków?

– To jeden z dziesiątek przykładów manipulacji, której mnie poddano. Przychodziły do mnie dziennikarki i ze łzami w oczach mówiły: „Pani Edytko, spotkałam się z panem A. i panem B. Co oni o pani wygadują?! Może by się pani jakoś obroniła?”.

– Dała się pani nabrać?

– Jak dziecko, wstyd się przyznać. Wyjaśniałam, że to nie takie proste. Że jeden pan mnie zdradzał, a drugi podsłuchiwał. Potem te dziennikarki szły do moich byłych partnerów i mówiły te same kwestie, kwocząc pytaniem: „Co pan na to?”. W ten sposób powstawały artykuły oparte na sztucznym wywołaniu gniewu. Przez takie doświadczenia straciłam zaufanie do ludzi. To mój pierwszy wywiad prasowy od dwóch lat.

– Na muzyczną scenę też pani wróci?

– Nie mam wyjścia. Mój ukochany mnie straszy, że jak nie wrócę, to będę musiała sprzątać w domu i wynosić śmieci.

Rozmawiali: Rafał Pleśniak, Marcin Dzierżanowski

Wprost, nr 50 (1150)



Komentarze




Dodaj komentarz

W górę ↑