Nie ma takiej opcji, by Edyta pojechała z
My way na Eurowizję.
Po pierwsze, TVP nie wysłałaby na ten konkurs piosenki promującej show TVN.
Po drugie, to, że niedawno Edyta mówiła w wywiadach dla Polskiego Radia Londyn i dla Jastrząb Post, że nie wyklucza, że pojechałaby na ESC z Gromee'em, tak naprawdę nic nie znaczy. Edyta lubi, kiedy piszą o niej portale plotkarskie, i dobrze wie, co powiedzieć, by artykuły się klikały. Jej ponowny udział w Eurowizji to po prostu dobry temat do clickbaitowych nagłówków. Przecież w krajowych preselekcjach Edyta by już drugi raz nie wzięła udziału, a komisja konkursowa TVP nie wybrałaby jej - z różnych powodów. Pomijam już to, o czym pisali przedmówcy - kolejny udział w ESC nie jest Edycie absolutnie do niczego potrzebny.
Po trzecie, piosenka
My way nie wzbudza zainteresowania - ani na YouTube, ani na Spotify, i radia też jej nie grają. Od premiery minęło już 12 dni, to wystarczająco dużo, by ocenić, czy utwór "chwycił" czy nie.
W październiku Wieczorek napisał na Insta, że premiera piosenki będzie w następnym tygodniu, a tymczasem premiera była dopiero 18 grudnia.
18 grudnia Wieczorek napisał na Insta, że
My way pojawi się na YouTube 23 grudnia, a tymczasem 23 grudnia utwór pojawiał się i znikał (niczym śliczny taki mister of America), a na dobre pojawił się dopiero 27 grudnia.
Lyric video jest słabe, obejrzałem 2 razy i stwierdziłem, że pozostanę tylko przy słuchaniu na Spotify. Ten różowy kolor liter to nawiązanie do czołówki programu "My way"?
Natomiast sama piosenka nie jest zła.
My way to dla mnie lekki, pozytywny kawałek, taka Edytowa wersja
Tempa Margaret czy
Za krokiem krok Cleo. Z pewnością nie jest to utwór, który zapisze się w historii polskiej fonografii, ale cieszę się, że wyszedł. Szkoda tylko, że jego wydaniu towarzyszył taki cyrk.