Największa trasa koncertowa Edyty w całej jej karierze (27 koncertów) przeszła już do historii...
Myślę, że nie będzie przesadą stwierdzenie, że ta trasa była największym sukcesem artystycznym Górniak od początku XXI w. Na stronie Biletyny są niemal same zachwyty (można je sobie poczytać
tutaj), podobnie jest na Facebooku, na Instagramie, wreszcie u nas. Na naszym forum nie było ani jednej negatywnej recenzji któregoś z koncertów, a przecież my generalnie wysoko stawiamy Edycie poprzeczkę - i bardzo dobrze.
Edyta była na trasie akustycznej w naprawdę świetnej formie wokalnej.
Potwierdziło się, że im częściej ona śpiewa, tym lepiej śpiewa. Jej głos potrzebuje stałej eksploatacji - w okresie 2016-2017 miała dużo mniej występów i wtedy słychać było spadek formy.
Przed startem trasy Edyta naprawdę zagłębiła się w swoją dyskografię, tym razem postawiła na dużo dawno niewykonywanych piosenek, na perełki, wreszcie wróciła do śpiewania
Dotyku i
Kolorowego wiatru, z niewiadomych przyczyn przez ostatnie lata pomijanych. Tłumaczenie, że
Dotyk był dla niej zbyt intymnym utworem, by śpiewać go na koncertach, wydaje mi się mocno naciągane, bo przecież przed laty często wykonywała tę piosenkę. Szkoda, że na ostatnich 9 koncertach już z niej zrezygnowała - moim zdaniem,
Dotyk był jednym z najmocniejszych punktów trasy.
Wcześniej bardzo dobrym posunięciem była facebookowa ankieta na temat tego, które utwory mają się znaleźć na trasie. I faktycznie dużo piosenek z tej ankiety Edyta śpiewała później na koncertach - aż 11 (gdyby ktoś chciał sobie przypomnieć, które dokładnie kawałki były do wyboru, zapraszam
tutaj). Utwory z ankiety właściwie zdominowały setlistę... Pytanie tylko, czy Edyta ściśle kierowała się wynikami tego głosowania? Coś mi się wydaje, że nie, że ona po prostu nie chciała śpiewać
Whatever it takes na przykład...
Podobał mi się układ piosenek - na wejście mniej znane
Perfect heart (cały czas uważam, że koncerty biletowane powinny zaczynać się od nie-przeboju, by najpierw dać się nacieszyć publiczności tym, że koncert wreszcie się zaczął, że na scenę wyszedł wyczekiwany artysta), a na sam koniec - sztandarowa piosenka Edyty,
To nie ja jako wisienka na torcie. Szkoda tylko, że prawie zawsze na bis był tylko jeden utwór i że na paru ostatnich koncertach zabrakło TNJ.
Trochę się dziwię, że mimo że Edyta śpiewała już wcześniej
Jestem kobietą i
Your high w akustycznych aranżacjach, to jednak na tej trasie ich nie wykonywała...
Pamiętam, że przed "Love 2 Love" Edyta powiedziała w jakimś wywiadzie, że każdy koncert z tej trasy będzie dla niej tortem urodzinowym, a w 2018, przed startem trasy akustycznej - że zaprasza wszystkich do siebie na herbatę. Czyli podczas "Love 2 Love" każdy koncert to był tort, a teraz każdy koncert to była herbata.
Fakt faktem, że tort dobrze smakował, ale herbata - jeszcze lepiej.
Muszę też pochwalić organizację trasy akustycznej. Prawie wszystkie koncerty odbyły się zgodnie z planem - jedynie koncert w Wilnie został odwołany, a koncert w Kaliszu przełożono o tydzień (pierwotnie miał się odbyć 18 stycznia).
Oczywiście były też mankamenty tej trasy - przede wszystkim baaardzo wysokie ceny biletów.
Po drugie, Edyta na koncertach śpiewała tylko 12-16 piosenek. To mało, uważam, że wypadałoby wykonywać minimum 18 (już nie mówię, że co najmniej 27-28 jak Rodowicz czy Kozidrak, bo oczywiście rozumiem, że piosenki Edyty są bardziej wymagające wokalnie, no, ale skoro ceny biletów były tak wysokie, to 18-20 utworów jednak powinno być, jak na koncertach np. Mariah Carey czy Christiny Aguilery).
Po trzecie, aranżacje były piękne, ale nadal uważam, że z sekcją smyczkową, z saksofonem, z harfą mogłyby być jeszcze piękniejsze.
Po czwarte, zdecydowanie za dużo było na tych koncertach gadania. Wczoraj Edyta wrzuciła na InstaStory kilka grafik podsumowujących trasę i zwróciłem uwagę na słowa: "27 koncertów. 54 godziny muzyki". O, nie, nie, nie.
Niedawno na YouTube pojawił się filmik zawierający wszystkie piosenki, które Edyta wykonała w grudniu w Gdańsku (link
tutaj), i okazuje się, że po wycięciu "gadaniny" koncert trwał zaledwie godzinę (ten filmik trwa 52 i pół minuty, ale jeśli doliczymy jeszcze śpiewanie z publicznością
Kasztanów i
Nie proszę o więcej oraz bis
I will survive, to powinna się uzbierać pełna godzina).
Po piąte, przerwa w trasie trwała 11 miesięcy, czyli prawie rok, więc było naprawdę sporo czasu, by przed koncertami z 2019 przygotować aranże jeszcze 2-3 piosenek dawno lub nawet nigdy niewykonywanych na żywo. Tymczasem na te ostatnie koncerty Edyta i zespół przygotowali dodatkowo tylko covery
I'll never love again i
I will survive (które i tak Diwa wykonywała już wcześniej) oraz
Króla i kawałek
My way. Szkoda, że na koncertach przed Świętami Edyta nie zaśpiewała np.
Pada śnieg,
Prezentów albo jakiejś kolędy czy świątecznego standardu (np.
Santa Claus is coming to town). Podczas noworocznego live na Insta powiedziała, że może na dwóch ostatnich koncertach pojawi się
List, w praktyce jednak nic z tego nie wyszło...
Kreacje Edyty na trasie akustycznej na pewno były lepsze niż na "Love 2 Love", ale tutaj też mam trochę zastrzeżeń. Tylko na pierwszym koncercie, w Gdańsku, Edyta miała jedną długą sukienkę, tę samą, w której wystąpiła w klipie do
Tylko Ty. Nie wiem, czemu później postawiła już tylko na krótkie (tym bardziej, że na akustycznych recitalach dla klasy biznesu chyba zawsze ma długie). W każdym razie dzięki temu mogła sobie wielokrotnie pozwalać na żart: "Nie mogę się schylić, bo mam za krótką kieckę".
Dużym minusem było to, że Edyta po koncertach nie wychodziła do fanów na zdjęcia i autografy. Rozumiem, że była zmęczona, że często następnego dnia miała kolejny koncert w innym mieście, ale skoro inne artystki, nierzadko od niej starsze i dające dłuższe koncerty, wychodzą, to myślę, że i Edyta powinna była to robić. Przecież publiczność na biletowanym koncercie to nie są przypadkowi widzowie, jak to często bywa na koncertach otwartych czy recitalach dla biznesmenów. To była szczególna publiczność - fani, którzy kupili drogie bilety, więc tym bardziej wypadałoby poświęcić im chwilę. A tak tylko nieliczni mieli szczęście zrobić sobie z Edytą pamiątkową fotkę czy dostać autograf. Po koncercie w Białymstoku Diwa udzieliła wywiadu dla brukowca "Fakt", a po koncercie w Kaliszu - dla "naczelnej plotkary TVN-u", ale przed fanami uciekała... Widziałem wczoraj na InstaStory, jak Sowa ostrzegała Edytę: "Myszko, uważaj, tam jest dużo fanów!".
Wywiad dla Agnieszki Jastrzębskiej był dla Edyty ważniejszy od spotkania z fanami, bardzo to przykre...
Kolejna sprawa to fakt, że na koncertach Edyty nie można było kupić żadnej jej płyty. To jest ewenement. Na biletowanych koncertach innych gwiazd właściwie zawsze można kupić ich krążki, ale u Edyty - nie. Jestem pewien, że gdyby były stoiska z jej płytami, byłby z tego niemały zysk. Można było przygotować wznowienie winyla z
Your high i
Glow on i sprzedawać go podczas trasy. Zresztą nie chodzi tylko o płyty - powinna być możliwość kupienia po koncercie zdjęć Edyty z autografem, a może nawet i różnych gadżetów z jej wizerunkiem. Cóż... Zabrakło chęci i u samej Edyty, i u jej dreamteamu, by się tym zająć.
Pytanie, co dalej z tym materiałem...
Czy jest jeszcze jakakolwiek szansa na płytę akustyczną? Słowa Edyty z ostatniego koncertu sugerowałyby, że tak, z drugiej strony - ona tę płytę zapowiada już od października 2018...
Program koncertów akustycznych mógłby posłużyć Edycie jako podstawa do "MTV Unplugged". Wtedy rozszerzyłoby się instrumentarium o sekcje smyczkową i dętą, zaprosiłoby się gości, w każdym razie "trzon" już jest...
Można by też zaprezentować ten materiał - w skróconej formie - podczas któregoś z telewizyjnych festiwali. Bardzo możliwe, że w tym roku Edyta będzie miała jubileuszowy recital / koncert w Opolu lub Sopocie, i może tym razem, zamiast stawiać na show z tancerzami, warto by było postawić na taki bardziej "intymny" występ...
Jeśli jednak nic z tego nie wyjdzie, to i tak pozostaną nam z tej trasy nagrania, a przede wszystkim piękne wspomnienia.