Marka Różyckiego. Publikacja z 1991 roku zawiera m.in. rozmowę z Violettą, którą pozwolę sobie przytoczyć w całości. Może kogoś zainteresuje, zwłaszcza że kwestia poruszona wyżej przez chłopaków również jest wspomniana:
- Wydaje mi się, że rozszyfrowałem Panią... Bliźniak drugiej dekady lubi wszystko, co modne, eleganckie, aktywne, żywe, dynamiczne, efektowne, błyskotliwe...
- ...już muszę zaprotestować! Nigdy nie goniłam za modą. To wymysły tych, którym wydaje się, że można ukryć za strojami pustkę wewnętrzną. Szokują, żeby zwrócić na siebie uwagę. Sposobem ubierania się - ulegającym ciągłym zmianom - starają się udowodnić, przede wszystkim sobie, że nadążają, że są tacy nowocześni, wspaniali i akuratni... A przecież styl to człowiek. Modę dostosowuję do siebie. Wybieram to, co ja uznaję za modne, co do mnie pasuje i w czym jest mi dobrze. Nie uznaję dyktatury - także w modzie...
- A zatem dalej weryfikujemy wyroki astrologów: Bliźniak nie podporządkowuje się - jest niezależny, ambitny, pielęgnuje cechy indywidualne. Posiada szczególne zdolności artystyczne - najlepiej ma wykształcony zmysł słuchu. Jest dobroduszny, delikatny, szczery, lojalny, posiada wdzięk, często wybitną urodę i zawsze gorące serce. Z usposobienia raczej opanowany i rozsądny - potrafi jednak wpaść w złość nie biorąc pod uwagę konsekwencji. Z tego względu spotyka go wiele przykrości i kłopotów... Zgadza się Pani z tym wizerunkiem?
- Czasem lubię się podporządkować - oczywiście, jeśli uznam, że jest to dobre, mądre i przemyślane. Fakt - serce mam gorące, ale kłócić się nie lubię. Człowiek mądry, doświadczony przez życie - ustępuje głupiemu. Nie traci sił na walkę z problemem, tylko stara się ponad niego wyrosnąć. Spojrzeć z innej perspektywy. Moją życiową dewizą jest autentyzm. Mam odwagę być sobą i tylko ja wiem, jak wielką cenę płacę za tę postawę...
- ???
- Zło tkwi właśnie w tym, że zbyt często pragniemy się za wszelką cenę przypodobać, podobać, naśladować, dostosować, dopasować. Rzadko kogo stać w dzisiejszych czasach na luksus refleksji - poznania, zgłębienia siebie samego. Jak może ktoś, kto nie rozumie samego siebie, dogadać się z bliźnimi, współżyć z otoczeniem? Jak może być prawdziwie?!
- !!!
- Wracając jednak do mojej charakterystyki astrologicznej - czasem wpadam w złość, gdy mam do czynienia z agresją, wrogością, złą wolą i negatywnym nastawieniem wobec mnie. Reaguję spontanicznie, ale oczywiście w granicach dobrego wychowania... Bywają także nieporozumienia i kłopoty, których nie da się w życiu uniknąć.
- Mówią, że jeśli kobieta ma zamiar rzeczywiście żałować za swoje grzechy - musi się przede wszystkim postarać o złą krawcową... Inaczej nikt jej nie uwierzy.
- Dobry dowcip, ale - jak już wspomniałam - dzisiaj nie przywiązuję wagi do ubioru. Musze panu powiedzieć, że w ogóle sprawy tego świata, które zaprzątają niejedną głowę, są mi obojętne. Oczywiście, cieszy mnie, że moja sytuacja się zmieniła i po latach milczenia znów mogę śpiewać. Ale powrót ten musiałam okupić cierpieniem.
- Czy mogę prosić Panią o trochę niedyskrecji z życia prywatnego? Przecież jest Pani z krwi i kości kobietą...
- Wszyscy żerują na sensacjach, a kiedy okazuje się, że ich nie ma - zawiedzeni pytają: "Co pani robi, że ma pani takie bujne włosy?..." Odpowiadam: smaruję naftą... Tak, tak, piję tez kozie mleko... Przez wiele lat prowadziłam pustelnicze życie - cenię samotność i niezależność. Znalazła swoją własną receptę na pogodę ducha, radość życia, młodość. Dopracowałam się własnej życiowej filozofii. Cóż mogę powiedzieć więcej? Jestem życzliwa ludziom, chętnie pomagam im - nawet obcym. Wiem, że często wykorzystują moją łatwowierność... Kocham zwierzęta, naturę. Lubię też jeździć na motorze - takim małym... To ten, którym przyjechałam na nasze spotkanie...
- Istnieje teoria, że aby uniknąć cierpień - należy stać się obserwatorem swojego życia. Czy tak poznała Pani i odnalazła siebie?
- Rozczarowania, zawody, upokorzenia, zwątpienia, zdziwienia, mają w dużej mierze swój rodowód w fakcie nieposiadania przez nas wiedzy o nas samych. nawet jeśli już uciekamy - to nie przed sobą, a przed niewiedzą o nas samych. Dlatego też dzisiaj interesuje mnie kontemplacja, rozmyślania w samotności. Tak, najpłodniejsza okazuje się samotność, w której każdy może odnaleźć swoją twarz prawdy. Jakże innego wymiaru nabierają w takim oświetleniu nasze - i każdego z osobna - problemy dnia codziennego. Tak więc inny rodzaj spraw jest dzisiaj dla mnie ważny.
- Zatem mylił się ten, kto sądził, że mężczyzn można analizować, kobiety zaś tylko podziwiać...
- Wszystko się odmieniło, bo obecnie żyję duchem a nie ciałem, zmysłami, karierą. Owszem, ocieram się o nią, ale nie jest dla mnie ważna, nie jest celem samym w sobie. Bardzo trudną walkę stoczyłam ze sobą samą, by pokonać wszelkie zło: zmysły, namiętności, skłonności i wady. Pragnęłam, żeby mój duch rządził mną, a nie ciało i zmysły - źródła wszelkiego zła i zdrożnych pokus.
- Rozumiem: nieokiełznane zmysły i słabe ciało...
- Nie akceptuję tego, co się dzisiaj dzieje na świecie. Świat jest chory. Ileż zawiści, bezinteresownej złości, nieposkromionych oczekiwań. Ludzie chcą BYĆ tylko poprzez MIEĆ i to za wszelką cenę. Dlatego między innymi na wiele lat wybrałam samotność. Był to świadomy wybór. Tak było lepiej i mądrzej; przy tym wiele dobrego mogłam uczynić dla innych. Zdecydowałam się złożyć ofiarę z siebie i jestem szczęśliwa. Jawi mi się inny - tak piękny i fascynujący - świat, że gdyby ludzie zechcieli go poznać (choć to trudna sztuka), nie pragnęliby niczego innego. Znaleźliby ukojenie, ład serca, a swemu życiu nadaliby sens.
- Czy dzisiaj - z perspektywy czasu - inaczej pokierowałaby Pani swoim życiem, karierą?
- Nie sądzę, żeby człowiek miał aż taką władzę, by mógł tak do końca pokierować swoim losem. Życie można przyrównać do teorii prób i błędów. Ważne, by w czas wyciągnąć wnioski i nieustanie uczyć się życia. Patrząc wstecz - nie widzę niczego takiego, czego musiałabym się wstydzić. Zawsze byłam osobą skromną. uciekałam od towarzystwa, nigdy nie bawiło mnie " światowe życie". Po koncertach wracałam do domu, gdzie zawsze było wiele zwierząt, którymi uwielbiałam się opiekować. Gdybym nie była śpiewaczką - chciałabym zostać pielęgniarką, opiekunką najciężej chorych i poszkodowanych przez los, ułomnych ludzi. Tak bardzo chciałabym im pomóc, pocieszyć, zaopiekować się, ukoić, zaśpiewać... Na pewno inaczej rozłożyłabym akcenty w swoim życiu. Nie marnowałabym cennego czasu na niepotrzebne, puste rozmowy, zbędne spotkania, życie między płytkimi, bezwartościowymi, a jednocześnie mocno zadufanymi w sobie ludźmi. No cóż, żeby śpiewać - musiałam zaistnieć w różnych kontaktach międzyludzkich, w rozmaitych środowiskach... Strwoniłam wiele czasu na bzdury i to dziś boli najbardziej.
- Zdarzenie, które utkwiło Pani w pamięci...
- Pamiętam takie wydarzenie ze średniej szkoły muzycznej, które - być może - zadecydowało o mojej karierze. Miedzy innymi uczył nas tam gry na puzonie wiekowy profesor. Ponieważ był biedny, instrument posiadał stary i wysłużony. Jego wielkim i - wydawać by się mogło - nieziszczalnym marzeniem było posiadanie wysokiej klasy puzonu "conna 48", którego cenę można było przyrównać do ceny samochodu. Stało się już tradycją, że nasz profesor mówił na zajęciach o swoim marzeniu, wzdychał, po czym wyciągał swój stary, zniszczony instrument... W tym czasie prosiłam go bardzo, by choć raz zabrał mnie do radia na przesłuchanie. Molestowałam go wielokrotnie i zawsze słyszałam: "Ty masz głos operowy i piosenkarką nie będziesz!" W końcu, po którejś z rzędu mojej prośbie, dał się ubłagać. Zgodził się na odczepnego, żebym przyszła wieczorem, kiedy już jego muzycy zbierali się do domów. Kiedy weszłam - biednie ubrana, z warkoczem, w bereciku, stremowana - orkiestra Klimczuka zaczęła się śmiać: "Oho, nowa gwiazda..." Zobaczyli prowincjuszkę i zaczęli chować instrumenty. Kiedy na rozgrzewkę zaśpiewałam "Cygańską miłość" - zapanowała cisza, wymowne milczenie. Sam Klimczuk usiadł przy klawiaturze i zbadał skalę mojego głosu. Orkiestra przestała się pakować... Mój profesor dumny, jak paw: "A nie mówiłem panom, że ona ma głos..." Tak rozpoczęła się moja kariera. Kiedy po sukcesie wracałam ze Stanów w glorii chwały - nie zapomniałam o profesorze, który tyle razy wypędzał mnie z radia... Wysiadłam z samolotu trzymając puzon "conna 48"... Wśród tłumów witających mnie na lotnisku był i mój profesor... Popłakaliśmy się oboje.
- Proszę o tak zwane pierwsze skojarzenia. Podaję hasła: Sens życia...
- ... to swoista mądrość, która przychodzi w ciszy, w samotności, w odosobnieniu, kiedy człowiek kontempluje i analizuje siebie.
- Szczęście...
- ... mieć czyste i dobre serce, czyste ręce i twarz; mieć czyste myśli.
- Wiara...
- ... jednie wiara w Boga - to jest cud prawdziwy, zwycięstwo, objawienie, prawdziwe szczęście.
- Nadzieja...
- ... wiara, szczęście, nadzieja - to się wszystko ze sobą wiąże, a nadzieja pochodzi właśnie od szczęścia i od wiary.
- Miłość...
- ... interesuje mnie wyłącznie miłość czysta - nie zbrudzona ziemskimi układami.
- Sukces...
- ... prawdziwy sukces musi chodzić w parze z pokorą.
- Szczerość...
- ... to otwartość serca.
- Funkcjonuje opinia, że jedynie powodzenie rozstrzyga o słuszności danej sprawy...
- Niektórzy opacznie rozumieją, że zwycięzców nikt nie sądzi. A przecież nie może być zwycięstwa, gdy postępuje się niegodnie, nikczemnie. Nie uważam, by cel uświęcał środki. Zawsze i wszędzie trzeba być człowiekiem i kierować się ludzkimi odruchami. Powodzenia, sukces, który nie zna ciosów twardej ręki, upokorzeń, łez, bólu, cierpienia, upadku, poobijanych kolan i nóg - jest marnym i wątpliwym osiągnięciem. Nie ma swojej wartości; jest bezbarwny i nieprawdziwy.
- Stało się już obyczajem, że każdy efektowny sukces przysparza wrogów. Trudno o dobre samopoczucie, gdy ślepi rozprawiają o kolorach, a głusi poprawiają nam akcent. Czy potwierdza Pani tezę, że niezgodność krytyków między sobą dowodzi zgodności artysty ze sobą?
- Zgadzam się z tym twierdzeniem. Trzeba być mocnym i nie zważając na nic iść swoją drogą. Jest takie przysłowie o karawanie i psach, które szczekają... Tak więc powtórzę raz jeszcze - trzeba mieć wielką odwagę, aby być sobą. Ale silny i przygotowany na przyjęcie ciosów może być tylko ten człowiek, ten artysta, którego duch jest czysty i podporządkowany tej jedynej idei talentu, na służbę którego się zaciągnął.
- Ktoś zauważył, że gazety starają się czasem nakłonić publiczność, by osądzała ona na przykład rzeźbiarza nie według jego rzeźb, lecz wedle tego, jak traktuje swoją żonę, malarza - według jego majątku, a poetę - według koloru jego krawata...
- ... pocieszam się, że obojętność jest zemstą świata wobec miernot. A skoro tak wiele mówią... Niech mówią!... Ludzie piszący o mnie przyczynili się do tworzenia wielu mitów, zmyśleń, nieporozumień, kłamliwych opinii wokół mojej osoby. trzeba umieć rozróżniać wartości, zadać sobie minimum trudu, by poznać drugiego człowieka zanim wyda się opinię na jego temat. Zauważyłam, że ludzie lubią produkować laurki bądź donosy na okoliczność "poznania" bliźniego. Bardzo doraźne, przykrojone na miarę i akuratne - zgodnie z wymogami chwili... Tyle bowiem czasu poświęcają sobie nawzajem. I tylko krzywdzą i ranią bezmyślnie. Dzisiaj wiem już, że te oceny, krytyki, bajeczki na mój temat biorą się stąd, że ci, którzy o mnie piszą, nie rozumieją mnie. Nie odczuwają, nie przeżywają tego co ja. Dusza ludzka ma wiele strun, które trzeba umieć poruszyć, by na nich zagrać. Jakże ktoś ubogi duchem - nawet jeśli mnie prześcignął w wykształceniu, skończył uniwersytet - może o mnie wydawać wyroki i sądy ostateczne. On nie pojmuje, nie ogarnia, nie przeczuwa nawet tego, co jest we mnie. Ja nadaję na innym zakresie fal, których on nie jest w stanie odebrać. Wtedy najlepiej zamilknąć i nie prowokować napaści, bezrozumnych ataków. Ten, co tak pisze - daje świadectwo własnej niedojrzałości. I nic więcej, nic więcej... czasem myślę, że posiadam najpiękniejszą tajemnicę: tylko ja wiem, jaka jestem naprawdę...
- Funkcjonuje opinia, że wielki artysta nie rozumie, że można pokazywać życie lub piękno w jakikolwiek inny sposób, niż on to robi...
- W swoim życiu poznałam wielu wielkich ludzi, artystów cenionych na całym świecie i muszę panu powiedzieć, że ci naprawdę wielcy byli skromni, pełni pokory, a nawet obaw. Mądrość zaś polega na tym, by nie tracić bezrozumnie sił na tym targowisku próżności, nie rozdrabniać swego talentu. Bywa, że ci wielcy nie przebijają się, wolą usunąć się w cień, ale przecież i tak są wygrani. Mają talent. W końcu zwyciężają...
- Czy uważa Pani, że talentom należy pomagać?
- Tak, pomagać, ale w miarę - rozsądnie, bez przesady. Zagłaskiwanie talentu może rozbudzić złe skłonności i wypaczyć osobowość. Takie postępowanie nigdy na dobre nie wyjdzie, "nie zaowocuje" jak należy, nie odwdzięczy się...
- Powiedziała Pani, że "mądrości nie znajduje się w tłumie", uzasadniając wybór samotności, ucieczki do natury, obcowania z samą sobą. Poświęciła się Pani rozmyślaniom nad sensem życia, przemijaniem, względnością pojęcia sukcesu i porażki. Ale przecież najlepszym lekarstwem na człowieka jest człowiek...
- Oczywiście, że człowiek ale n i e t y l k o człowiek. Ludzie inni - artyści - mają utrudnione życie. Za dużo na ich drogach znajduje się takich ludzi, co pragną wszystko uczynić, aby tylko przeszkodzić w dojściu do celu. Nie potrafią wspomóc, zrozumieć, kochać i wybaczać...
- Przecież kochała Pani...
- Tak. Kiedyś. Mężczyzn spod znaku Koziorożca. Są zaborczy, zazdrośni, dumni...
- ... ale lojalni, wierni, uczciwi, konsekwentni, nieustępliwi, cierpliwi...
- Skąd pan to wie?
- ... właśnie jestem spod tego znaku...
- Fatum jakieś, czy co?... Zaczynam się pana obawiać... Najlepiej będzie, jak skończymy tę rozmowę...
- A zatem uważa Pani, że ten dąży do celu najszybciej, kto idzie samotnie?
- Mówię z własnego doświadczenia. O sobie. Smutne to i gorzkie zarazem. Nie dopuszczano mnie tam, gdzie powinnam być, gdzie powinnam wyjeżdżać - reprezentować Polskę; tam, gdzie powinnam i miałam wszelkie predyspozycje ku temu, by błyszczeć - byłam bezwzględnie skreślana. Dlaczego? Dlaczego nie ma moich płyt?! Dlaczego nie mam nawet jednej złotej płyty?!... Gdy raz od święta radio wyemituje moją piosenkę - cała Polska wrze, dostaję setki listów i wiele dowodów uznania. A inna pani "chodzi" i piętnaście razy na dzień, także w TV - choć jej występ nie ma takiego oddźwięku... Dlaczego?! Gdy moi wielbiciele głośno domagają się płyty - owszem, wytłoczą 150 tysięcy, żeby nazywało się, "że płyta wyszła" - i na tym koniec! po pół godzinie płyty nie ma. Dlaczego?! i utrzymuje pan, że najlepszym lekarstwem na człowieka jest człowiek...
- Nie bez przyczyny pytam o rolę miłości w Pani życiu, skoro właśnie miłość potrafi nadać mu sens, działa motywacyjnie, kształtuje inne uczucia. To "coś nieokreślonego", ta drobnostka niepodobna do ujęcia w słowa porusza całą ziemią, królami, wojskami, całym światem...
- Tej czystej, bezinteresownej, wzniosłej miłości prawie nie ma, wyszła z mody, została skażona, zbrudzona, spodlona. Wszystko to teraz stało się takie wulgarne, przyziemne, niskie. Gdybym spotkała takiego mężczyznę, którego mądrość mieszka wysoko, uczucia są czyste i szlachetne serce - to nie powiedziałabym nie... Ale dzisiaj ludzie wstydzą się serca, prawdy, szczerości; wstydzą się i obawiają okazywać uczucia! Wszystko to, co wartościowe, okrzyknięto zacofanym, niemodnym, głupim, prymitywnym, infantylnym. Dlaczego?! Przecież bez serca upadają przyjaźnie, małżeństwa, nawet całe narody. Wszystko potrzebuje miłości! Tam, gdzie nie ma serca, ziemia staje się jałowa, króluje wyrachowanie, cynizm, podłość i szyderstwo. W sercu jest cała tajemnica zawarta - to jest wielka tajemnica i odpowiedź zarazem. Ludzie zaś bezrozumnie degradują serce, poniżają, ośmieszają... Ale nie wszyscy dają się oszukać. Dlatego dobrzy ludzie mnie rozumieją i bardzo lubią, źle - nienawidzą. Ja śpiewam sercem, które umie najpiękniej przemawiać do ludzi.
- Czy zgodzi się Pani, żeby przesłaniem naszej rozmowy była myśl Czechowa: "Gdzie sztuka, gdzie talent, tam nie ma starości, ani samotności, ani chorób, a nawet sama śmierć nie taka straszna"?
- Do tych pięknych, mądrych słów dodałabym tylko... serce. Bo i cóż z talentu, gdzie nie ma serca, które mądrze tłumaczy, umie doradzić, poprowadzić. Artysta bez serca buduje świątynię bez Boga... Właśnie w sercu mieszkają słowa proste, ciepłe, zwyczajne, nieskomplikowane. Dlatego kocham prosty, zwyczajny język, bo to co proste, jest takie piękne, takie bliskie i zrozumiałe dla wszystkich ludzi, którzy na nowo muszą nauczyć się porozumiewać między sobą. Porozumiewać i nawzajem się rozumieć...