Re: Natalia Kukulska
: 07 sie 2006, 20:36
Totez nie tylko za to ja cenimy. Vanity wyzej dobrze to ujela.Grzechu pisze:Nie przesadzajcie, przeciez wiekszosc matek polek umie polaczyc te dwie sprawy
Najstarsze forum dyskusyjne poświęcone Edycie Górniak
https://e-gorniak.com/forum/
Totez nie tylko za to ja cenimy. Vanity wyzej dobrze to ujela.Grzechu pisze:Nie przesadzajcie, przeciez wiekszosc matek polek umie polaczyc te dwie sprawy
Prosze bardzo. Ciesze sie, ze Ci sie spodobal artykul.Dziękuję Magdo za skany, nie miałem okazji przeczytać, a bardzo mi się podoba
To bardzo milo! Jeslis ie wybierasz na koncert, baw sie dobrze. Natalia gra duzo akustycznych koncertow, podobno sa swietne, z zupelnie nowymi aranzacjami piosenek, w tym tych starszych.Bob pisze:w tym miesiącu Natalka będzie na koncercie w moim mieście, strasznie się cieszę
Mamy cholernie profesjonalną dyr. Domu Kultury, zawsze super scena, swiatła i nagłosnienie.Poza Edytą , Budką, Marylą były juz u nas w mieście największe nazwiska.
Cos mi sie kojarzy rejon Polski, szkoda, ze taki tajemniczy.Bob pisze:tajemnica
Ooo, swietnie!Bob pisze:Cały koncert i kolejne są rejestrowane w związku z charytatywną akcja na rzecz domów dziecka, będzie mozna wkrótce kupic płytke
Brzmi to swietnie! Natalia faktycznie inaczej spiewa od czasow nauki w szkole w Los Angeles.Bob pisze:O dziwo bardzo dobrze, królowa rnb w tym kraju , ma i doły i górki, głos sie jej z latami wyrobił, fajnie, ze chórek nie stał gdzieś z boku czy zupełnie z tyłu ale potraktowany został jako równorzędny partner. Wyzbyła sie maniery jojczenia i przeozdabiania tam gdzie to było zbedne, chwilami myslałem, ze to spiewa jej matka.Część muzyków grało z Edyta w zespole jesli dobrze pamietam. Część aranżacji mocno rokowa, podobnie jak u Edyty na koncertach
Hehe, wiem o czym piszesz...Bob pisze:Byłem max wyluzowany , bo nie byłem zaopatrzony ani w kamere ani aparat, swietnie się dzięki temu bawiłem
A tu skany:Wiem, że teraz mogę wszystko
Strona 1 z 2
Ma sławę, kochającą rodzinę, spokojny dom i dorobek, którego nie powstydziłaby się gwiazda z o wiele dłuższym stażem. Jest kobietą spełnioną. Ale dla Natalii Kukulskiej to dopiero początek. – Czuję, że mogłabym góry przenosić – mówi.
Bez wahania zgodziła się pani pomóc nam ratować wzrok 9-letniego Mateusza, a także innych niewidomych dzieci.
– Zawsze mam wielką satysfakcję, gdy mogę swoją osobą wesprzeć jakiś szczytny cel. Jest to dla mnie niewyobrażalna tragedia – stracić wzrok czy słuch, zwłaszcza będąc dzieckiem, poznającym dopiero świat. Pamiętam, jak wielkie wrażenie zrobił na mnie film biograficzny „Ray” o Rayu Charlesie, który w dzieciństwie stracił wzrok, jak zmagał się z tą ułomnością.
Pani też w dzieciństwie miała kłopoty ze wzrokiem...
– To zupełnie nieporównywalne! Ja widziałam, tylko już jako dziecko musiałam nosić dość silne szkła korygujące wzrok. Ale miałam okazję poznać osoby niewidzące. Zwykle u takich ludzi wyostrzają się inne zmysły, są oni bardzo wrażliwi, uczuciowi i zdolni. Dostaję czasem listy od osób niepełnosprawnych, także niewidomych, i wiem, jak wszystko odbierają emocjami. Moją fanką od lat jest Kinga z Gdyni. Choć jeździ na wózku inwalidzkim i boryka się z tysiącem problemów z tym związanych, prowadzi mój fanklub Soul i jest pełna pozytywnych emocji. Zawsze gdy mam w Trójmieście koncert, jest na nim obecna. Ludzie pokrzywdzeni przez los powinni mieć równe szanse i perspektywy na lepsze życie. Wkrótce będę też brać udział w akcji Konwój Muszkieterów – wspomagania najuboższych i potrzebujących dzieci. Z tej okazji zostanie wydana specjalna płyta z kilkoma moimi piosenkami w nowych wersjach. Dochód z jej sprzedaży wesprze domy dziecka, które będę później odwiedzać.
Udziela się pani wakcjach charytatywnych, a jednocześnie dwukrotnie odmówiła pani udziału w telewizyjnym hicie „Taniec z gwiazdami”, który z gwiazd czyni megagwiazdy...
– Cóż, kieruję się swoimi prawdziwymi potrzebami i odczuciami. A hierarchię mam taką, że na pierwszym miejscu jest rodzina, na drugim muzyka, a wszystko inne jest daleko w tyle. Wprawdzie lubię próbować nowych rzeczy związanych z moim zawodem, np. aktorstwa, jak w musicalu „Miss Saigon”, taniec też mnie kręci i byłby wyzwaniem, jednak muszę postawić na priorytety, bo nie starczy mi na wszystko czasu. Teraz przygotowuję nową płytę, a taniec i tak mam niezły z moimi dziećmi...
Jakie one są?
– Cudowne! Jasio ma 6 lat, jest bardzo dociekliwy i zadaje tysiące mądrych pytań. Coraz częściej, by na nie odpowiedzieć, sięgamy z Michałem po encyklopedię (śmiech). Ania ma rok i dwa miesiące i wygląda jak mały amorek z obrazka. Ale moje macierzyństwo to nie są same łatwe chwile. Choć dzieci są na ogół grzeczne, to nieraz nieźle dają mi w kość. Staram się nie dać im odczuć, że jestem zdenerwowana, gdy spada na mnie za dużo. A spada często. W domu robię wszystko – gotuję, sprzątam. Gdy się jest w takim młynie, trzeba umieć znaleźć w sobie równowagę wewnętrzną.
I pani ją znajduje?
– A skąd! Ale cały czas się staram. Na szczęście dawno pogodziłam się z tym, że nie da się być idealnym.
Kiedy ma pani chwile dla siebie?
– Łapiemy je z mężem późnym wieczorem, kiedy dzieci już pójdą spać. Wtedy nareszcie możemy spokojnie usiąść w ogrodzie z lampką wina. Ale prawdę mówiąc, najwięcej wolnych chwil mam w podróży, kiedy jadę na koncert. Wówczas wyciszam się, mogę pozbierać myśli.
I o czym pani wtedy myśli?
– Porządkuję się wewnętrznie. Myślę, co poszło dobrze, a co mi w chaosie dnia umknęło. Planuję sobie, nadrabiam zaległości telefoniczne, słucham muzyki.
Dużo pani koncertuje, ale fani czekają na pani nową płytę.
– Rzeczywiście, minęły trzy lata od mojej ostatniej solowej płyty. Po drodze, w 2005 roku, pojawił się album specjalny poświęcony pamięci mojej mamy „Po tamtej stronie” – płyta bardzo osobista, kosztowała mnie wiele emocji. To był magiczny czas – na świat miała przyjść moja córeczka. Ale teraz już nie mogę się doczekać, kiedy wejdę do studia. Płyta powinna się ukazać w przyszłym roku.
Jaka ona będzie?
– Bogatsza o moje nowe przeżycia, bo jestem w innym momencie niż kilka lat temu. Za to od strony muzycznej chciałabym, by była bardzo przejrzysta i oszczędna, jeśli chodzi o środki aranżacyjne. By nie było natłoku dźwięków. To nieproste, bo łatwiej jest dodawać niż świadomie rezygnować. Cały czas się uczę. W marcu skończyłam 30 lat i sprowokowało mnie to do pewnych podsumowań. Moje dotychczasowe życie było bardzo bogate. Nagrałam 5 solowych płyt i kilka projektów specjalnych, zagrałam mnóstwo koncertów, śpiewałam w duetach z niezwykłymi artystami. Życie osobiste zaowocowało cudowną rodziną: mam wspaniałego męża i dwójkę dzieci. Czuję się spełniona. Ale jednocześnie czuję, że to dopiero początek. Bagaż tych lat sprawia, że wiem, czego chcę, i wiem, że mam skrzydła, by jeszcze dalej pofrunąć.
O czym może marzyć kobieta spełniona?
– Wciąż marzę, ale nie są to już marzenia nastolatki. Biorę swoje życie w garść i nie boję się. Cokolwiek się zdarzy, ja dotknęłam już nieba. Teraz mam takie poczucie, że mogę wiele. Ale też i do szczęścia nie jest mi już tak wiele potrzeba. Chciałabym tylko, by wszyscy moi bliscy byli zdrowi.
Ma pani pewnie szczególnie na myśli ojca. Co jego choroba zmieniła w pani życiu?
– Świat stanął w miejscu. Nic się nie liczyło, bo choroba była dla taty śmiertelnym zagrożeniem. Na szczęście trafił w ręce genialnego kardiochirurga, prof. Andrzeja Bochenka. W tych trudnych chwilach byliśmy bardzo blisko siebie. To był najgorszy czas w moim życiu. Tata, choć wygląda teraz świetnie, wciąż zmaga się z chorobą. We wrześniu czeka go kolejna trudna operacja.
Takie przeżycia potrafią przewrócić życie do góry nogami, przewartościować.
– To prawda. Mnie nauczyły jednego – warto cieszyć się chwilą tu i teraz, umieć dostrzegać i doceniać to, co daje los. I, jak to ktoś już wcześniej ładnie powiedział, żyć tak, jakby to miał być ostatni dzień życia. Nawet jeśli to byłby dzień zasłużonego lenistwa.
Czy jest coś, czego pani żałuje?
– Los postawił mnie w takim miejscu, że od dziecka byłam na świeczniku. Nawet moje dojrzewanie, popełnianie błędów działo się na oczach wszystkich, było nieustannie komentowane. A przecież każdy człowiek powinien mieć szanse „zabłądzić w szuwarach”, dostać baty, popełniać błędy, by móc je naprawić. Ja cała składam się z radości, której doświadczyłam, i bólu, który przeszłam. Gdyby zabrakło tego w moim życiu, byłabym uboższa, mniej silna. Byłabym innym człowiekiem. Nie będę więc żałować.
Rozmawiała Urszula Zubczyńska