Mialem okazje byc dwukrotnie na jej koncertach i wierzcie mi, ze to co widac na video w niczym nie oddaje atmosfery sali koncertowej. Takiej publicznosci nie ma chyba nikt. Dla zainteresowanych wklejam moja recenzje koncertu Lary z Casino de Paris z 2006 r, ktorą kiedys umieścilem na polskim forum Lary.
Nie byl to koncert z trasy, ale specjalny koncert charytatywny dla fundacji, ktora Lara wspiera. Kilka tygodni przed koncertem na oficjalnym forum pojawila sie prosba Lary o podanie tytulow piosenek, ktore chcielibysmy uslyszec i zdecydowanie wziela sobie te prosby do serca.
--------
Casino de Paris
Zanim na scenie pojawiła się Lara, na scenie rozgrzewała publiczność Claudia Meyer.
Gdy rozsunęła się kurtyna, po krótkiej przerwie, na scenie oprócz fortepianu, była również czerwona kanapa z poduszkami, oraz dwa krzesła umieszczone przed fortepianem od strony widowni. Minimalistyczną oprawę podkreślały lampy dające ciepłe domowe światło, oraz ciąg lampionów zawieszonych nad kanapa.
Lara pojawiła się na scenie w burzy braw, ubrana w czarne spodnie (jak na mój gust zbyt obcisłe) i biała koszulę (dla odmiany zbyt dużą). Oczywiście jej pojawienie się wywołało totalne szaleństwo na widowni i nie mogła wśród takiego aplauzu rozpocząć śpiewania. W końcu jednak pianista zagrał intro do ‘Je suis malade’. Pomyślałem wtedy, że to będzie wyjątkowy koncert. Jadąc tam marzyłem o usłyszeniu tego utworu na żywo, a tutaj już pierwsze minuty koncertu spełniają małe marzenie. Piosenka wykonana perfekcyjnie, czy można chcieć czegoś więcej? Po utworze owacja na stojąco, jak później się okazało, było tak niemalże po każdej piosence. Ale czy można się temu dziwić skoro Lara prezentowała idealną formę?
Kolejnym utworem okazał się ‘Mistral gagnant’! Kolejna piosenka z listy tych najbardziej przeze mnie ulubionych, tym razem jednak wykonana przez Larę na leżąco. Kiedyś słyszałem, że źle się moduluje głos w takiej pozycji. Nic bardziej mylnego, przynajmniej w przypadku Lary. Nie jest dla niej problemem leżąc na plecach, na kanapie, z mikrofonem położonym na klatce piersiowej odśpiewanie w świetny sposób tego utworu.
Następnie usłyszeliśmy piosenkę ‘Angel’, którą uwielbiam od wielu lat, ze ścieżki do ‘City of Angels’. Lara uparcie robi w swojej wersji błąd gramatyczny, ale można chyba jej to wybaczyć.
Później przyszedł czas na utwory po hiszpańsku ‘Hijo de la luna’ oraz ‘Mujer contra mujer’ z repertuaru grupy Mecano. Ciekawe czy znajdą się najbliższej płycie studyjnej. Mam nadzieję, że tak, bo Lara zdecydowanie w nich brzmi niesamowicie.
‘Tango’ okazało się wyjątkowym pokazem erotyzmu w wykonaniu Lary, powietrze zdawało się być przesycone żarem…
‘Il existe un endroit’ zaśpiewany z udziałem publiczności, stworzył coś w rodzaju rodzinnej atmosfery. Lara przed nim wspominała o swojej ukochanej Sycylii. Jej głos w trakcie śpiewania zdawał się sprawiać wrażenie, że na sali zaświeciło się południowe słońce…
Rozrywające ‘Parce que tu pars’ i pewność, że ten koncert na pewno należy do tych niezapomnianych.
‘La différence’ zostało zaprezentowane w klasycznej wersji, którą osobiście uwielbiam, oczywiście wraz z gorącym udziałem publiczności.
‘J’ai zappé’ to kolejny utwór z tych które potrafią przywoływać przeszłość. Jakby był znowu czas ‘Pure.’
Nic jednak nie przygotowało mnie na ‘Addio del passato’ wykonane tak idealnie, że zacząłem się zastanawiać czy to nie jest tylko sen.
‘Summertime’ zaskoczyło mnie porządnie, bo kilka dni przed wyjazdem słuchałem go w różnych wykonaniach i myślałem jak zaśpiewałaby to Lara. Miałem okazję się przekonać. Wyszło ciekawie, choć utwór był odrobinę przekombinowany, ale z urokiem.
Od czasu obejrzenia jednego z dokumentów dodanych do DVD Lary marzyłem o usłyszeniu ‘My Funny Valentine’ w jej wykonaniu, fragment znajdujący się na DVD zdecydowanie mi nie wystarczył, więc gdy rozbrzmiały pierwsze takty utworu byłem pewny, że mi się to wszystko na pewno śni. Lara w tym wykonaniu dała popis czułego i romantycznego wyznania, które kierowała pod adresem swego pianisty.
A później było jeszcze lepiej (jeśli to w ogóle możliwe).
‘Perdere l’amore’ spełniające kolejne muzyczne życzenie, a wykonane z taką pasją, że przestałem chyba wtedy oddychać. W momencie gdy śpiewała „…stracić miłość, gdy włosy koloruje srebro…” chwyciła się za pukiel włosów na prawym ramieniu i mimo to, że opisywane wydaje się banalne i teatralne, tak w tamtym momencie było w tym coś przejmującego.
‘Caruso’ powalił mnie całkowicie.
Kolejne ‘I Guess I Loved You’ również nie pozwoliło mi na odzyskanie zdrowych zmysłów.
A następujące po nim ‘Calling you’ wydało mi się idealnym dopełnieniem ‘I Guess I Loved You’, choć na początku wydawało mi się dziwne, że Lara dodawała do oryginalnego tekstu ‘falling’, więc wychodziło coś w stylu ‘calling, falling’, dopiero pod koniec utworu, gdy osunęła się na ziemię po wyśpiewaniu ‘falling’, uznałem, że to był to nawet dobry pomysł. Tym właśnie utworem zakończył się koncert.
Na bis zaśpiewała ‘Aime’. I gdy oklaski nie ustawały i zapaliły się światła na sali, stało się jasne, że drugi bis nie był przewidywany…
Szkoda, że koncert nie był nagrywany, bo tak idealnie wykonanych utworów chętnie bym słuchał i słuchał. Mam nadzieję, że Lara jeszcze wielokrotnie dostarczy mi takich wrażeń!
-----