Edyta bardzo dużo mówi, planuje, kreśli wizje, zapowiada, podgrzewa atmosferę, a na koniec okazuje się, że rozminęła się z prawdą, żeby nie powiedzieć - kłamała. Oczywiście są wyjątki, ale niestety trudno je znaleźć.
Ja nabrałem się tylko raz na informację, że koncert Edyty w Krakowie w Hali TS Wisła jest ostatnim na trasie koncertowej Love2Love... Pomyślałem, że może będą niespodzianki, które Edyta tak głośno zapowiadała... I co się okazało? Ostatni to on może był.. ale w ramach umowy z Royal Concert. To samo dotyczyło zapowiedzi, że na tym koncercie odbędzie się premiera utworu na Eurowizję 2016... "Grateful" było.. ale z taśmy... Podejrzewam, że nawet gdyby ten koncert był ostatni w ramach L2L, to i tak nic by się nie zmieniło. Nazywanie Edyty divą niestety często odnosi się w moim mniemaniu do negatywnej strony tego słowa. Na szczęście przedłużony weekend w pięknym Krakowie zaplanowaliśmy ze znajomymi tak, że koncert był tylko dodatkiem. W przeciwnym razie byłbym rozczarowany. To samo, jak widzę, dotyczy Arłamowa. Tam już się nie porwałem. Nasza
przygotowała na święta "Say something", więc i w Ustrzykach Dolnych musiała go zaśpiewać. Pewnie poodcinała się od swoich płyt, tak pozamykała rozdziały w swoim życiu, że zapomniała, że ma swój piękny repertuar. Lenistwo przykryła opowieściami o życiu, magii wieczoru itd. Naiwni znowu łyknęli, inteligentni ponownie poczuli się rozczarowani. To samo dotyczy nudnych już kłamstw związanych z wydaniem nowej płyty. Artysta istnieje, gdy tworzy. U Edyty proces twórczy zastygł. Najpierw opowiada, jak to bardzo jest zapracowana - fani czekają na efekty - a potem okazuje się, że to tylko opowieści-bajki, bo efektów pracy brak. Mam nadzieję, że tych naiwnych fanów z biegiem czasu będzie coraz mniej... Choć co tam po nadziei, skoro nasza Edytka pewnie już się nie zmieni.
Pozdrawiam wszystkich czytających.