1. Ból i blask, reż. Pedro Almodóvar - również moje miejsce nr 1, Banderasowi dałbym Oscara
2. Złodziejaszki, reż. Hirokazu Koreeda => nie widziałem jeszcze
3. Faworyta, reż. Yorgos Lanthimos => nr 4
4. The Lighthouse, reż. Robert Eggers => nisko, nudziło mnie to, duże rozczarowanie po Czarownicy
5. Mowa ptaków, reż. Xawery Żuławski => nie widziałem
6. Historia małżeńska, reż. Noah Baumbach => nie widziałem jeszcze
7. Parasite, reż. Bong Joon Ho ==> nr 2 [/quote]
Nr 3 => Pewnego razu w Hollywood
Rozczarowały mnie:
- Jokker - ludzie w kinie poruszeni, a my z partnerem rozbawieni, straszne z nas dupki, zero wrażliwości
- Doktor Sen - tu tylko Rebecca Ferguson była znakomita, jej też dałbym Oscara za tę rolę, choć ogólnie film był beznadziejny, scenariusz daleki od powieści Kinga, bez sensu na rzecz niezrozumiałej dla mnie politycznej poprawności i umieszczenia w głównej roli czarnoskórej dziewczynki
- W deszczowy dzień w NY - znowu nudny Allen, choć z urzekającą Elle Fanning
Ten rok to też seriale:
- Sex education - nie mogę się doczekać 2 serii, premiera na dniach
- Grace i Frankie - może to nie arcydzieło, ale pokochałem bohaterów, robi mi się ciepło na sercu, gdy oglądam, i marzę, aby zamieszkać w Kalifornii
A nowy rok zacząłem "Judy". I choć nie w pełni zachwyciła mnie Rene, to sam film mnie wzruszył, wychodziłem z kina płacząc. Myślalem po nim sporo o Edycie. O tym, jak wygląda jej kariera i jak mogłaby wyglądać. Obudziła się we mnie empatia i zrozumienie. Pewnie nie na długo
Dodano po 12 godzinach 30 minutach 43 sekundach:
Cypix pisze:endeven pisze:
Przynajmniej fani Ed powinni kojarzyć. Pamiętamy, że proponował jej rolę w "Szamance", ale nie chciała scen ostrego seksu i zjadania mózgu kochanka
Górniak w "Szamance"
Nie dziwię się, że wziął naturszczyka
Pewnie żadna szanująca się aktorka nie chciała zagrać
Iwona Petry podobno przepłaciła tę rolę załamaniem nerwowym i nawet nie była w stanie przyjść na premierę. Sam film jest dość traumatycznym przeżyciem wizualno-dźwiękowym, jednak mimo wszystko polecam zmierzyć się z tym dziełem i ocenić indywidualnie. Ja w każdym bądź razie podczas słynnej sceny finałowej miałem torsje. Na szczęście żołądek był pusty, bo mogłoby być nieciekawie
Serio? Oglądałem to kilka lat temu, czyli wiele lat po premierze. W moim odczuciu nudne, takie pretensjonalne kino lat'90. Gdyby chociaż scena finałowa wzbudziła we mnie torsje, czułbym coś, a tak... film się skończył, a ja nie wiem, o co tyle szumu.
Bardziej interesujący był dla mnie fragment książki Gretkowskiej o Żuławskim. To oczywiście niby fikcja, ale jednak. Jest tam fragment, że zawsze gdy robiła mu loda, czuła zapach g**na. To mnie bardziej zniesmaczylo niż nudna Szamanka.
Dodano po 13 minutach 43 sekundach:
Flux pisze:
Byłem dzisiaj na seansie Jokera.
... Ukazuje też wpływ społeczeństwa na pogłębianie tego stanu.
Aspekt socjologiczny był dla mnie najciekawszy. To jak bardzo społeczeństwo potrzebuje bohatera i jak bardzo go kreuje, podrasowuje, aby tylko podczepic pod niego własne frustracje. Ten Jokker nie pragnął rozruchow na ulicach, był artystą, lubił to, co robił, chciał tym zarabiać, być docenionym. Koniec, reszta była nadinterpretacją rozszalałego tłumu.
Zaciekawiło mnie też, kto naprawdę zabił rodziców przyszłego Batmana.
Ta kreacja Phoenixa, aspekt psychologiczny i narodziny świra. Tym się wszyscy zachwycają, a po mnie to splynelo. Ten oszalały śmiech, nabijalem się z niego po seansie.
Ale podobalo mi sie jak tanczyl na slawnych teraz nowojorskich schodach.