Na wstępie wyjaśnię: rocznik 1979r. Ta data wiele tłumaczy.
Pamiętam schyłek PRL. W tym przedziale czasowym mocno utrwalił mi się nadmiar niedoboru w postaci:
![Obrazek](http://s17.postimage.org/hswhzvk4r/cukier_271x300.jpg)
Babcia i cukier są mocno z sobą powiązane. Babcia zabierając mnie z sobą na zakupy kazała mi iść najbliżej początku kolejki jak się da i ryć się bezwzględnie po ten rarytas. Pamiętam także, że zabronione miałam przekazywanie na zewnątrz informacji, że babcia ma w domu cukier.
Z czasami dzieciństwa (lata 80-te ale i początek 90-tych) kojarzą mi się wyroby czekoladopodobne:
![Obrazek](http://s17.postimage.org/wddkupf3f/P1070641x.jpg)
Syfiaste coś co udaje czekoladę. Jednego razu w tym smutnym okresie mieliśmy czekoladę mleczną z Czechosłowacji (nie pamiętam jakim sposobem trafiła się nam), była niesamowicie słodka i niesamowicie mleczna, opakowanie także było inne, piękna intensywna czerwień na śliskim papierze.
Połowa lat 90-tych to mocne skojarzenie z singlem Edyty To nie ja/Once. Samą Eurowizję z Edytą prawie nie pamiętam. Ale pamiętam za to doskonale, jak idąc codziennie do szkoły, mijałam malutki sklep z płytami/kasetami i tam na wystawie codziennie stał owy singiel. Wtedy nie wiedziałam nawet co to jest to "CD" i co się z nim robi. Niesamowicie podobała mi się Edyta z okładki. Chyba mam problem ze znalezieniem odpowiednich słów do opisania tego uczucia, ale to było takie wow, wielki świat, piękny głos, piękna kobieta, takie nowe cienkie (chodzi o opakowanie singla - to bardzo ważne!) coś, taki "zachód" co nagle się w Polsce zrobił....
Gumę Donalda także pamiętam. Historyjki to motyw przewodni wielu rozmów z rówieśnikami. Mniejszym zainteresowaniem (ale tylko odnośnie "wkładki") cieszyły się gumy Turbo.
Na wakacje do mojej sąsiadki przyjeżdżały wnuki z wielkiego świata. Stolyca przyjeżdzała z gumami kulkami przywożonymi z Czechosłowacji:
![Obrazek](http://s7.postimage.org/66bnohu5j/norm_gumy_kulki_1.jpg)
Niekiedy mnie miasto wojewódzkie ale jednak prowincjonalne częstowano ową gumą
![:D :D](./images/smilies/icon_zeby.GIF)
Pamiętam jak babcia-sąsiadka wyjmowała nożyce i ciach!
Wakacyjne koleżanki ze stolycy przyjeżdzały także uzbrojone w przedmiot pożądania każdej dziewczynki, nawet tej dużej, która teoretycznie już tego nie potrzebuje:
![Obrazek](http://s7.postimage.org/o0pj8r6qv/921_1.jpg)
Przedmiot pożądania był wtedy dostępny za dolary amerykańskie w wybranych sklepach
Zabawy z dziećmi to:
gra w gumę ( w szkole na przerwach grały w to wszystkie dziewczynki)
berek
i oczywiście eurobizness (komunistyczna podróbka monopoly)
PRL to radio odbierane na czymś takim:
Gierka:
![Obrazek](http://s7.postimage.org/oi2b5n2sn/47_rzeczy_PRL_img_6.jpg)
To mój numer jeden wśród gadżetów ever! Koniecznie wilk z jajkami! Żadna inna wersja! Nie lubię i nigdy nie lubiłam gier elektronicznych, to wyjątek od reguły, grałam w to do śmierci urządzenia.
![Obrazek](http://s7.postimage.org/651pv2sbr/110129988266650987.jpg)
Pamiętam, że go podjadałam.
![lol :lol:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Dziwnie smakował, ale coś kazało mi go konsumować
Zresztą tak po prawdzie, dzieciństwo mocno kojarzy mi się z jedzeniem. Babcia piekła świetne ciacha, za każdym razem jak nas odwiedzała (raz na miesiąc) przywoziła pyszności (mama nie piekła, brak czasu, poza tym nie lubi piec do dziś). Mogłabym mieć ksywkę głodomór - wiecznie głodna, nawet po posiłku, jem ile chcę, wcisnę każdą ilość, o każdej porze. Teraz może to dziwne, że trzydzistolatka tak żre i żre, ale myślę, że skromność czasów PRL i początku lat 90-tych jest zrozumiała odnośnie moich skojarzeń z jedzeniem. Cukierki ze świątecznej choinki też ożywiście zjadałam.
Szkoła podstawowa to lodowisko, każdej zimy, w soboty i niedziele meldowałam się na ślizgawce. Co za wspaniały okres. Oczywiście same dzieci i młodzież w tamtym czasie tam przychodziły, ale pamiętam jednego pana, starszego pana, co sobie wyczyniał niemal jak na zawodach w telewizji z jazdy figurowej.
Zima to łyżwy, ale i sanki:
![Obrazek](http://s23.postimage.org/83p056olj/sanki_80_cm_wiz.jpg)
Za moich czasów to było tak: osiedle na wzniesieniu, na którym mieszkałam, w związku z tym duża górka do zjazdów. Osiedle to dużo dzieci, duża górka i dużo dzieci to tłum! Czasem tak nas dużo było, że trzeba było czekać w kolejce do zjazdu, oj nie chciało się iść do domu jak mama woła, było ciemno, było mroźno, było dużo śniegu (takich zim już nie ma). Dzisiaj to zjawisko nie występuje (dzieciarnia się bawi razem). Jeżeli w ogóle, pojawi się motyw sanek, jest to dziadek z wnuczkiem, jednorazowa akcja zimowa.
Wyjątkowo miło wspominam swoją klasę i w ogóle okres szkoły podstawowej. Byłam trochę rozbrykana (teraz niestety jestem grzeczna), większość osób była rozbrykana w mojej klasie, było bardzo wesoło.
Jak szkoła, to oczywiście zeszyt lekcyjny:
Pamiętam także moją fascynację telewizją:
Uwielbiałam oglądać telewizję edukacyjną:
![Obrazek](http://s23.postimage.org/onmorfdvr/tv_edukacyjna.jpg)
teatr młodego widza
pamiętam także, że namiętnie oglądałam rano domowe przedszkole (jak miałam na drugą zmianę do szkoły):
![Obrazek](http://s23.postimage.org/82f2brmrr/921_1.jpg)
choć prawdę mówiąc, byłam już na to za stara
Szkoła była bardzo duża gabarytowo, do niej uczęszczało całe osiedle i jeszcze okolice, pękała w szwach tyle dzieci było w tamtym czasie, stąd system dwuzmianowy. Dziś nie ma już takich tłumów w szkołach.
jak szkoła to nieśmiertelny fartuszek z nieśmiertelną tarczą
W wieku siedmiu lat zapaliłam pierwszego papierosa (oj przesadziłam to była siódma klasa podstawówki)
moja ulubiona marka wtedy:
![Obrazek](http://s2.postimage.org/52y55x511/default.jpg)
Wspaniałe czasy, szło się do kiosku i wystarczyło powiedzieć: to dla mamy!
okres liceum nie był już tak kolorowy jak wczesne dzieciństwo, jakoś tak poważniej się zrobiło, czekoladę się jadło, ale już nie robiła takiego wrażenia.