Inni o Edycie

Znalazłeś w mass mediach coś na temat Edyty, zamieść to tutaj.
ODPOWIEDZ
MacLean
Impossible
Impossible
Posty: 1809
Rejestracja: 25 kwie 2009, 0:21
Lokalizacja: Warszawa

Re: Inni o Edycie

Post autor: MacLean »

Tego chyba jeszcze tutaj nie było.
Książki nie kupiłem, ale miałem okazję dorwać się do ebooka u kolegi. Proszę
Bomba, Alfabet polskiego show-businessu. Podrozdział Górniak Edyta.

We wstępie do książki ("O KKP powiedzieli") słynna wypowiedź:
Kochani, „Karolina z Piotrkowa” ma syndrom tak zwanej najbrzydszej dziewczyny
w klasie - rozumiecie, co mam na myśli. Wystartowała w dziennikarstwie mniej więcej równolegle z panią Olejnik, a zobaczcie, kim stała się pani Olejnik, a gdzie jest „Karolcia”. Zobaczcie, jak zawiść brzydko się starzeje. Nieurodziwa, bez partnera życiowego, bez dziecka. Jest agresywna, bo chce być widoczna. Nigdy nie będzie autorytetem. My już to wiemy. Ona jeszcze nie...
Edyta Górniak (Facebook, listopad 2012 r.)
:roll: :*
Sam rozdział:
GÓRNIAK EDYTA
Największy zmarnowany talent muzyczny w Polsce po 1989 roku. Na własne życzenie. Tak to jest, kiedy mentalnie nie dorasta się do decydowania o sobie. Ma niewiarygodny głos, wrażliwość, osobowość sceniczną i urodę. I co? Ano nic. Na oczach spragnionych jakiegokolwiek sukcesu rodaków działa się bajka jakby rodem z telenoweli. Górniak była naszą polską Isaurą i Esmeraldą w jednym, naszą makatką sławy. Trzeba przyznać, że to zdolny i urodziwy Kopciuszek z biednego domu, który marzył o sławie od dziecka. U szczytu kariery nie uprawiała seksu przed koncertem, o czym nie omieszkała wszystkich poinformować. Ku uciesze plotkarskich mediów, które dorastały wraz z nią, często zmieniała znanych narzeczonych, których potem na łamach gazet i w telewizji bezceremonialnie obrażała. Mogliśmy się dowiedzieć, że jeden ją podsłuchiwał, drugiego utrzymywała, jeszcze inny zaraził ją dziwną chorobą, a kolejny był gejem (→ geje). Czego w jej życiu nie było: były jakieś seksowne zdjęcia, które od szantażystów pomagał jej wydostać detektyw Rutkowski, był wyrok zakazujący publikacji nieautoryzowanej biografii (nie wiem, o co ten dym - czytałam, to bardzo słabo napisana książka) i była na okrasę historia z jej ojcem, który porzucił rodzinę, a z którym po chamsku usiłowały pogodzić ją tabloidy. Idę o zakład, że kiedyś na bazie jej życiorysu powstanie film i nikt nie uwierzy, że tak działo się naprawdę.
Dzisiaj to infantylna, oszpecona zbyt częstymi, deformującymi tę niegdyś piękną twarz zabiegami medycyny estetycznej (→ botoks) diwa, która swój byt medialny podtrzymuje udanie nie dzięki muzyce, a skandalom, sprzeczkom z byłym mężem, nawiedzonym wpisom na Facebooku i informacjom o nowym związku albo planowanej ciąży. Co jakiś czas czuje się w obowiązku udzielić łzawego wywiadu o kolejnej oficjalnej
wersji swojego życia i zrobić do tego sesję z wiekiem coraz bardziej rozbieraną, co daje efekt komiczny.
Ma od lat na pieńku z mediami, szczególnie odkąd umieściła na swej stronie internetowej zdjęcie syna Allana umazanego kupą i zadedykowała je „#CIACH# szczurom”, czyli dziennikarzom. Rzeczywiście, jej sytuacja po urodzeniu syna była dramatyczna, ale stało się tak na własne życzenie Górniak, która straciła kontrolę nad mediami i samą sobą, a jej mąż pełniący funkcję menadżera w kontaktach z dziennikarzami popełniał błąd za błędem.
Regularnie i z ogromnym zapałem przez całą karierę informowała media o swych przygodach sercowych. Kiedy poznała swego męża, gitarzystę Dariusza Krupę, uczyniła z niego swego przybocznego okładkowego rycerza i celebrytę. Nie rozumiała, że jak się powie „A”, trzeba powiedzieć „B” i że jak się raz wpuści media do swego życia, nie ma odwrotu. Wyrzucone drzwiami, wejdą oknem. Plotkowano w redakcjach kolorowych gazet, że Górniak negocjowała kontrakt na sesję zdjęciową z dzieckiem, ustalano już stylizację i scenografię. Nic z tego nie wyszło, bo podobno za wiele żądała. Skończyło się na oblężeniu szpitala przez paparazzich i umazanym kupą Allanie. Dzielna mama w stanie histerii zapewniła wielce oryginalny debiut medialny swemu dziecku. Teraz tego zdjęcia nie ma. Zostało usunięte z sieci. Choć podobno w sieci nic nie ginie.
Edyta Górniak kompletnie nie rozumie, iż to, że z jakąś dziennikarką regularnie chadza na kawę i ploteczki, nie czyni z nich prawdziwych przyjaciółek, i że zawsze na końcu takiej przyjaźni jest czysty zysk - ma być wywiad, okładka, numer gazety ma się sprzedać. A czy odbędzie się to kosztem ośmieszenia się po raz kolejny w mediach, to inna bajka.
A Edyta Górniak niestety ośmiesza się regularnie, nie pamiętając na przykład na spotkaniu z fanami tekstów własnych piosenek albo wyrzucając kolejnych menadżerów i twórców strony internetowej. Zapomina tekstu piosenki na oficjalnym koncercie i winę zrzuca na publiczność. Nadal prowadzi wojny z gazetami, które według niej piszą o niej niepochlebnie. Publikuje kolejne, coraz bardziej kuriozalne oświadczenia na swoim profilu na Facebooku przeciwko tym, którzy odważą się napisać o niej prawdę. Nieustannie obraża się na media, krytykuje dziennikarzy, którzy zamiast klęczeć przed diwą, pytają o jakikolwiek artystyczny sukces.
Chciałoby się nią potrząsnąć i powiedzieć, żeby wzięła się wreszcie do prawdziwej roboty, znalazła jakiegoś producenta, który nie będzie głuchy i który z nią wytrzyma. Ale to chyba nie ma sensu. Doskonale funkcjonuje już bez muzyki, nieustannie odcina kupony od przebojów sprzed lat, a na koncertach śpiewa najchętniej covery znanych artystów, choć
niektóre masakruje jak ostatnio piosenkę Metalliki. Jej działalność artystyczna dotknęła nawet Chopina, bowiem dokonała brutalnego gwałtu na jego „Etiudzie rewolucyjnej”. Pewnie następna w kolejce jest „Bogurodzica”. Jako barwna bywalczyni imprez i kronik towarzyskich nadal generuje spore zainteresowanie mediów. Da się z tego nieźle żyć. Ona już to wie.
Kiedy Edyta Górniak nagra wreszcie dobrą płytę, spadnie liczba ateistów, bo będzie to najlepszy dowód na istnienie Boga. Na razie liczba ateistów nieustannie rośnie.
I trochę wyciągów z Ćwiartki.

O czasach "Metra"
Czy banał się starzeje? Owszem. Oglądane ponad dwadzieścia lat po premierze Metro poraża banałem i
zastanawiam się, o co, na miłość boską, w tym chodziło? Czy kiedyś byliśmy inni? Młodsi? Na pewno
był to pokoleniowy fenomen. Dziecko swoich czasów. Ale od początku.
Premiera Metra odbyła się w styczniu 1991 roku. Media genialnie podgrzewały atmosferę, informując,
że czeka nas pierwszy w Polsce musical z prawdziwego zdarzenia. Grażyna Torbicka wtedy mocno
wypłynęła, bo była wszędzie tam, gdzie było Metro. A interesowano się nim ogromnie. Producentem tej
nowości był polsko-zagraniczny, tajemniczy Wiktor Kubiak, który do skąpych nie należał, a w czasach
gdy wszyscy na dorobku, skąpców nie brakowało. Hojny Kubiak był jak Boże Narodzenie, taki
swojski Święty Mikołaj z nieodłączną puszką coca-coli w ręce. Mówiono nam, że jest na bogato i
wszyscy padną, kiedy to zobaczą, że po to są miesiące morderczych prób pod kierownictwem Stokłosy i
Józefowicza. Po mieście krążyły plotki, że zebrana w wyniku castingu młodzież dostała jakieś
niebotyczne warunki do pracy oraz takież gaże, no i że wszyscy są piękni, młodzi i genialni. Warszawa
oszalała. Polska oszalała. Orgazmotron emocji pracował na najwyższych obrotach, ale gdy spektakl
wyjechał na Broadway, poniósł klęskę. I sen o Ameryce skończył się kacem. Jednak my i tak przekuliśmy
to w sukces, bo wiadomo, głupi i niewykształceni, schamiali, jak by to dziś powiedział Józefowicz,
Amerykanie są złośliwi, zazdroszczą potencjalnej konkurencji i się nie poznali na namaszczonych idolach
znad Wisły.
Nie załapałam się na pierwszy zachwyt Metrem, bo zwyczajnie nie było możliwości zdobycia biletów.
Byłam na przedstawieniu już po klęsce na Broadwayu z dwiema koleżankami. To było jesienią 1992. Nie
jestem podatna na przeróżne kulty, ale przyznaję − byłam pod wrażeniem. Bez przesady, czułam się
niemal jak na mszy w kościele. A że zawsze miałam cyniczne nastawienie do fanatyzmów,
obserwowałam to z rozbawieniem. Kiedy wybrzmiała słynna Litania, przy której co poniektórzy
wprawiali się niemal w stan lewitacji, poczułam, jakby to było jakieś Magnificat. Serio, nic, tylko paść
na kolana. A dla mnie to „tylko” piosenka. Czy rzeczywiście? A może ja, człowiek małej wiary, po prostu
nie zrozumiałam, o co w tym chodzi. Może dlatego, że zarabiałam na siebie od szesnastego roku życia,
nie miałam czasu na bytowe dywagacje i bunt, bo musiałam płacić rachunki. Może już wtedy byłam zbyt
świadoma i cyniczna. Albo mało podatna na romansowy banał o miłości Anki i Jana, serwowany w tej
historii o młodych ludziach zbuntowanych przeciwko otaczającej ich rzeczywistości, mających marzenia i
poznających realną siłę pieniądza. Na pewno idealnie poruszało jakieś czułe struny polskiej młodzieży
tamtego czasu, ale dla mnie to było i jest boleśnie banalne, jakby wycięte z gazetek o Barbie lub z działu
porad w stylu „Jak żyć?”. Jednak kicz jest sztuką szczęścia, a Metro wielu ludziom szczęście dawało i
daje nadal, bo na koncie ma już tysiąc trzysta przedstawień. I to jest dowód na sukces. Koniec kropka.
Widziałam młodzież, która z wypiekami na twarzy czekała po spektaklu na swoich idoli. Mieli kwiaty,
laurki, maskotki i kanapki dla wyczerpanych twórców. Widziałam rozgrzane do czerwoności lica moich
koleżanek, o których sądziłam, że będą naukowcami, a nie jakimiś rozemocjonowanymi groupies. To było
jak ospa albo różyczka, po prostu trzeba było przejść, zobaczyć, choćby dla higieny psychicznej, dla
zdrowia. Oddanie fanów Metra przeszło do historii i nie miało swego precedensu. To oni, fanatycy tego
przedstawienia, zbudowali jego sławę i sławę wielu występujących w nim wykonawców. Właśnie − to
wykonawcy najwięcej zyskali na byciu częścią tego spektaklu. Coś było na rzeczy. Ci młodzi ludzie na
scenie wyglądali, zachowywali się i tańczyli nie jak na festiwalu kiczu w Opolu, tylko, przynajmniej tak
nam się wydawało, jakby właśnie wrócili z Ameryki. To robiło wrażenie. Rozmach i fenomenalna
energia. Oni wnieśli do paździerzowatej i prowincjonalnej polskiej rozrywki coś zupełnie nowego,
bardzo profesjonalnego i światowego, zupełnie inny styl − i tego Józefowiczowi i Stokłosie nikt nie
zabierze, na zawsze odcisnęli w niej swoje piętno. Liczba nazwisk, które zawdzięczają sławę temu
musicalowi, jest spora. Metro było bowiem jak fabryka gwiazd, nowych twarzy, których polski showbiz
potrzebował jak kania dżdżu. Mam wrażenie, że gdyby przez scenę Metra przespacerowała się wtedy
krowa, ona też zostałaby gwiazdą i Torbicka zrobiłaby z nią wywiad, a „Sukces” okładkę, bo siła
kreowania gwiazd przez Metro był ogromna. Dzisiaj to niewyobrażalne. Na scenę medialną i zawodową
dzięki Januszowi Józefowiczowi i Januszowi Stokłosie, twórcom przedstawienia, weszli m.in. Katarzyna
Groniec, Robert Janowski, Monika Ambroziak, Mariusz Czajka, Barbara Melzer, Anna Mamczur i rzecz
jasna Edyta Górniak. Przez spektakl przewinęli się także Katarzyna Skrzynecka, Joanna Dark, Olaf
Lubaszenko, Bogusław Linda, Dariusz Kordek.
Będąc boleśnie szczera, muszę przyznać, że czas bardzo ostro zweryfikował talenty z Metra. Patrząc z
perspektywy ponad dwudziestu lat, gołym okiem widać, że na scenie zostali: Edyta Górniak, największa
obecnie diva polskiej estrady, Katarzyna Groniec, wydająca regularnie piękne, poetyckie płyty, i Robert
Janowski, znany ostatnio głównie z burzliwych spraw rozwodowych, sądowej walki o dzieci i
narzeczonych o ciekawych hobby... Zawodowi aktorzy występujący w musicalu gościnnie, jak
Skrzynecka, Kordek, Lubaszenko czy Linda, i tak dali sobie radę. Kogoś pominęłam? Wiele nazwisk
zaginęło zupełnie. Pojawienie się wtedy na scenie Metra było jednak wyróżnieniem (każdy wiedział,
że Józefowicz byle kogo na scenę nie wpuszcza), a także gwarantowało sławę i pieniądze. Była to
pierwsza w powojennej Polsce prywatna produkcja teatralna i bez względu na to, ile w nich prawdy,
plotki o wysokości gaż były bajeczne.
Mnie Metro nie powaliło. Ale jeśli ktoś chce zrozumieć fenomen lat 90., nasze sny, marzenia i
aspiracje, obowiązkowo powinien to zobaczyć, bo − choć może zabrzmi to mentorsko i boleśnie banalnie
− to już nieodłączna część historii polskiej kultury. I obyśmy doczekali się zapowiadanej od lat wersji
filmowej przedstawienia. Bo to byłoby coś.

Zakładka "MUZYKA" r. 1994
To jest rok, kiedy na wielką scenę wkracza znana wtedy tylko z Metra Edyta Górniak. Jedzie na
Eurowizję i piosenką To nie ja zdobywa drugie miejsce. Europa jest pod wrażeniem nowego głosu z
Polski. „Pojawiła się nowa artystka z Polski o wyglądzie i głosie anioła”, pisano. Polska też szaleje, jest
wreszcie jakiś sukces, media padają na kolana, a Górniak z dnia na dzień awansuje na megagwiazdę.
Ładna dziewczyna, w co trudno uwierzyć, z naturalną, nieoszpeconą zabiegami medycyny estetycznej
twarzą, fajnie ubrana, z wrażliwością, talentem i głosem, staje się pupilką wszystkich. Rok 1994 był jej.
Piosenka To nie ja została jednym z największych przebojów 1994 roku. Górniak podpisała kontrakt z
niezależną wytwórnią fonograficzną ORCA, której właścicielem był Wiktor Kubiak – producent musicalu
Metro, w którym stawiała pierwsze kroki na zawodowej scenie. Został jej menedżerem w latach 94−98.
To dzięki jego obrotności i sile przebicia Górniak zadebiutowała singlem Once in a lifetime/To nie ja,
który sprzedawany był jesienią 1994 w Polsce, Szwajcarii, Austrii i Niemczech. Mało która artystka
mogła się wtedy pochwalić takim sukcesem. Pamiętam, jak po Eurowizji przyszła do Radia Kolor i już
wtedy miała tę rzadką umiejętność zmuszania wszystkich, aby jej usługiwali i nosili na rękach. Ja jej na
rękach nosić nie mogłam, bo siedziałam w reżyserce. Ale aurę wielkiej gwiazdy roztaczała wokół siebie
już wtedy, a wszyscy z jej otoczenia jeszcze ją w jej gwiazdorstwie umacniali i latali z jakimiś ziółkami,
które wtedy piła.
Wtedy jeszcze nie znamy kulisów jej kariery, nie plotkuje się o niej tak oficjalnie, a ona, choć to tylko
kwestia czasu, nie zaprasza mediów do swojego życia. Górniak A.D. ’94 jest optymistyczną
zapowiedzią czegoś bardzo ciekawego. Rozczarowanie przyjdzie później.
Muzyka r. 1995
8 maja 1995 roku Edyta Górniak wydaje swoją debiutancką płytę pt. Dotyk. Na niej m.in. piosenka
tytułowa, ale też piosenki Brela, Młynarskiego, Kofty oraz słynna Litania z Metra. Miszmasz po całości,
ale zakochani w dziewczynie, która była wtedy bardziej zapowiedzią wielkiej artystycznej przygody niż
jej spełnieniem, kupilibyśmy wszystko. Ta płyta, co widać po latach, była po prostu składanką w stylu the
best of, ale wydaną na początku kariery. I to chyba nie był dobry ruch artystyczny. Marketingowo −
doskonały, płyta sprzedawała się jak ciepłe bułeczki, ale nie tylko kasa się liczy. Nie ma tu żadnej
artystycznej deklaracji, jest zaledwie dowód na to, że dziewczyna świetnie śpiewa, ma ogromną
muzyczną wrażliwość, ale w porównaniu ze startującymi równolegle na muzycznej scenie Nosowską,
Lipnicką, Kayah czy Bartosiewicz widać było jedno − mamy do czynienia z wybitnie uzdolnionym
odtwórcą, który będzie uzależniony od innych, od autorów piosenek, tekściarzy, którzy albo dostarczą
dobry utwór, albo nie. Z perspektywy prawie dwudziestu lat wiemy, że wielkich utworów zbyt wielu jej
nie dostarczono. A szkoda.
Plotki '95
Plotkuje się (dokładnie w 4. numerze „Elle”) o tym, że szejk arabski ofiarowywał za Edytę
Górniak w Marrakeszu pięćdziesiąt wielbłądów. Jak na tamten przelicznik walutowy to sporo. To się
nazywa międzynarodowy sukces.
:lol3: :lol3: :lol3: :lol3: :lol3: Tego nie wiedziałem :lol3:

Ze wspomnienia filmu Ogniem i mieczem
Film promował wielki hit, czyli Dumkę na dwa serca w wykonaniu Edyty
Górniak i Mieczysława Szcześniaka − jedną z piękniejszych polskich piosenek filmowych. To był
naprawdę taki moment, że skacząc po stacjach radiowych, nie sposób było nie usłyszeć tej piosenki; była
wszędzie, tak jak i reklama Ogniem i mieczem. Media oszalały i słusznie − było warto.
Wspomnienie sesji zdjęciowej z Robertem
W ostatnim numerze „Vivy” w 1999 roku ostra zapowiedź mentalnej masakry mediów i narastającej
chorobliwej głupoty naszych gwiazd w nowym stuleciu − Edyta Górniak jest topless na okładce,
uśmiecha się uroczo, a w środku masakruje publicznie byłych narzeczonych − Piotra Kraśkę i
Roberta Kozyrę − w sposób, który zapiera dech w piersiach. Fotografuje Marcin Tyszka. Zdjęcia są
przepiękne, Tyszka zna się na rzeczy, ale tekst to epokowy hardcore. Oto przykłady: „W związku z
Piotrem w którymś momencie postanowiłam przestać denerwować się, że ósmy tydzień pod rząd spóźnia
się na kolację o pół godziny. Przestałam martwić się o to, że jest mu zimno, przestałam być czuła,
przestałam reagować na kłamstwa, ale on nie zauważył, niestety, w moim zachowaniu żadnej różnicy. W
związku z Robertem przestałam zwracać uwagę na to, że nie perfumami zdobywa się miłość i uznanie
kobiety. Przestałam przypominać, że stanowisko dyrektorskie nie zwalnia z używania słów «dziękuję» i
«przepraszam». Słabym mężczyznom, choć brakuje sił, to nie brakuje tupetu i umiejętności
manipulowania kobietami, zwłaszcza wrażliwymi i uczuciowymi. Czasem sprytnie udaje im się skupić na
sobie naszą uwagę, a potem szantażują nas emocjonalnie. (...) Zarówno Piotrek, jak i Robert tak się
zachowali. Obaj doprowadzili mnie do granic wytrzymałości, ale widocznie potrzebowałam takiej lekcji.
Wtedy myślałam, że gdyby były więzienia, którymi karano by ludzi krzywdzących psychicznie, obaj
dostaliby dożywocie”. Prawda, jak milusio? Dopiero teraz widać, że to nie Michał Wiśniewski, nie
Doda byli medialnymi pionierami w chamskim wylewaniu na swoich byłych ton szlamu,
ekshibicjonistycznym i żenującym gmeraniu w swoim życiu intymnym na łamach. Pionierką w tej
dziedzinie była już w 1999 roku Edyta Górniak. Oby nie było tak, że tym głównie zapisze się w historii...
No i "Do hymnu" :beczy:
Szok roku, albo i całej dekady. Edyta Górniak śpiewa hymn narodowy podczas Mistrzostw Świata w
Piłce Nożnej w Korei. I Polska zamiera. Jesteśmy w szoku. Piłkarze oczywiście dają #CIACH# na boisku, ale
jakby bardziej niż zwykle.
Podobno przed wylotem do Korei ekipa dowiedziała się, że zamiast orkiestry symfonicznej Edycie
będzie towarzyszyć orkiestra dęta. To spora różnica w instrumentarium. Mało tego – na stadionie, jak
mówiła Górniak w programie w TVN 24, „podczas próby, która przebiegała w niezbyt miłej atmosferze,
były pewne kwestie niemożliwe do rozwiązania. Ja znalazłam się w sytuacji, w której mogłam już tylko
uciec, zrezygnować z zaśpiewania tego hymnu. Gdyby dotarła do Polski informacja, że poleciałam
specjalnie do Korei, i to prezydenckim samolotem, i na miejscu zdecydowałam, że nie ma odpowiednich
warunków do tego, żeby zaśpiewać hymn narodowy – nikt by tego nie zrozumiał”. I dodała: „Przez dwa
dni, kiedy się przygotowywaliśmy do rozpoczęcia meczu, cały czas myślałam o tym, czy powinnam
zrezygnować. Właściwie wszystkie znaki na niebie wskazywały, że nie powinnam zrezygnować”. Efekt
znamy wszyscy – dyrygent nie widział Górniak, a Górniak nie widziała dyrygenta, każdy
wystartował w swoim momencie i zaczęła się jedna z najbardziej niezapomnianych katastrof
polskiego show-biznesu. Po przylocie do Polski Górniak zwołała konferencję prasową, ale nie zmieniło
to niczego. Jak zwykle szukano winnego beznadziejnej gry polskich piłkarzy – tym razem została nim
Górniak, która na domiar złego musiała zmagać się z plotkami, które obiegały kraj z szybkością
błyskawicy i mówiły o jej gorącym, skrywanym przed wszystkimi romansie z prezydentem
Kwaśniewskim. Plotki były tak sugestywne, że w styczniu 2003 roku Kwaśniewski oficjalnie zaprzeczył
im w Sejmie: „Po pierwsze, to wszystko jest całkowitą nieprawdą. Po drugie, uważam, że
rozpowszechnianie tych pogłosek jest niegodziwe, i wobec mnie, i mojej małżonki, mojej rodziny, a także
wobec pani Górniak i jej bliskich. To jest po prostu nie do wytłumaczenia i nie do usprawiedliwienia".
Na tym poprzestanę, bo resztę chyba lepiej pamiętamy.
Co by o KPP nie mówić, stworzyła świetną kronikę. Nie czuć tego "kronikarskiego obowiązku", a hejt na Edzię też w zasadzie nie tak straszny jak ten z FB.
Awatar użytkownika
Flux
VIF czyli Very Important Fan
VIF czyli Very Important Fan
Posty: 5549
Rejestracja: 26 kwie 2009, 11:03
Lokalizacja: Polska

Re: Inni o Edycie

Post autor: Flux »

Andrzej Piaseczny w Ogniu pytań. Edyta Górniak czy Justyna Steczkowska?

http://m.plejada.onet.pl/rh8ylq

To już druga osoba wbija Edycie szpilę w tym programie :lol3:
Awatar użytkownika
rav33
Impossible
Impossible
Posty: 1624
Rejestracja: 18 gru 2006, 17:53
Ulubiony album: EG
Ulubiona piosenka: Under her spell
Lokalizacja: Wrocław

Re: Inni o Edycie

Post autor: rav33 »

KPP napisała prawdę, nie owiaja w bawełnę. Myślę, że divę to musiało mocno zaboleć...
MacLean
Impossible
Impossible
Posty: 1809
Rejestracja: 25 kwie 2009, 0:21
Lokalizacja: Warszawa

Re: Inni o Edycie

Post autor: MacLean »

Flux pisze:Andrzej Piaseczny w Ogniu pytań. Edyta Górniak czy Justyna Steczkowska?

http://m.plejada.onet.pl/rh8ylq

To już druga osoba wbija Edycie szpilę w tym programie :lol3:
A co to za szpila, jeśli ktoś po prostu woli Steczkowską? 8P
Nie każdy kto woli Jusię wbije szpilę Edycie, jak Ty, Brutusie :P
Awatar użytkownika
Flux
VIF czyli Very Important Fan
VIF czyli Very Important Fan
Posty: 5549
Rejestracja: 26 kwie 2009, 11:03
Lokalizacja: Polska

Re: Inni o Edycie

Post autor: Flux »

Po tym wszystkim, co razem przeszli, Piaseczny nadal woli Steczkowską? Potwarz! :PP

Dla przypomnienia: https://www.youtube.com/watch?v=0uFUQ7XJwCM
Awatar użytkownika
DAAMI
Nieśmiertelni
Nieśmiertelni
Posty: 2480
Rejestracja: 25 lis 2011, 16:24
Ulubiony album: My
Ulubiona piosenka: Grateful
Lokalizacja: Teraz - Tu

Re: Inni o Edycie

Post autor: DAAMI »

Dziś przeglądając fb natknąłem się na komentarz jednej dziewczyny i na odpowiedź Donatana :ha:

Obrazek
MacLean
Impossible
Impossible
Posty: 1809
Rejestracja: 25 kwie 2009, 0:21
Lokalizacja: Warszawa

Re: Inni o Edycie

Post autor: MacLean »

Taki przystojniak i talent muzyczny to rzeczywiście może o niej tylko pomyśleć :-)
Awatar użytkownika
rav33
Impossible
Impossible
Posty: 1624
Rejestracja: 18 gru 2006, 17:53
Ulubiony album: EG
Ulubiona piosenka: Under her spell
Lokalizacja: Wrocław

Re: Inni o Edycie

Post autor: rav33 »

nagrał coś z Marylą i wkrótce wypuszczają singla i teledysk.
Awatar użytkownika
endeven
Że kim ja jestem?
Że kim ja jestem?
Posty: 5202
Rejestracja: 02 maja 2008, 12:58
Ulubiony album: Dotyk
Ulubiona piosenka: Glow On
Lokalizacja: Wrocław

Re: Inni o Edycie

Post autor: endeven »

Edyta na Porcys, szok :)
http://www.porcys.com/short/song/edyta- ... stic-edit/
Słucham sobie coś na Spoti, aż tu nagle w ramach reklamy wjeżdża Edyta Górniak i poleca edit swojego singla "Glow On". I okazuje się, że Dustplastic całkiem zajebiście podeszli do tematu. Typy w komentach na YouTubie wskazują na podobieństwo do Random Access Machine i mają trochę racji, bo faktycznie jest tu sporo z estetyki lat 80. (nie wspominając o okładce). Tak czy inaczej, producencki duet remiksuje trochę w stylu dawnego Aeroplane − wiedzą, co to groove, mają wyczucie do zmian akordów i jeszcze potrafią to wszystko powiązać z fajnymi melodiami i wokalem. Czyli co, jeden z polskich singli roku? Na luzie.T.Skowyra
nie wiedziałem gdzie to wrzucić.
Ostatnio zmieniony 21 kwie 2015, 1:21 przez endeven, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Blur
Chyba nie piszę za dużo, co?
Chyba nie piszę za dużo, co?
Posty: 4487
Rejestracja: 28 lip 2007, 22:23
Ulubiona piosenka: Room For Change
Lokalizacja: Warszawa

Re: Inni o Edycie

Post autor: Blur »

Oczom mym nie wierzę :o
Awatar użytkownika
Flux
VIF czyli Very Important Fan
VIF czyli Very Important Fan
Posty: 5549
Rejestracja: 26 kwie 2009, 11:03
Lokalizacja: Polska

Re: Inni o Edycie

Post autor: Flux »

Miło, że ją docenili, ale ocena mocno na wyrost.
Awatar użytkownika
endeven
Że kim ja jestem?
Że kim ja jestem?
Posty: 5202
Rejestracja: 02 maja 2008, 12:58
Ulubiony album: Dotyk
Ulubiona piosenka: Glow On
Lokalizacja: Wrocław

Re: Inni o Edycie

Post autor: endeven »

Bardzo miło, że Ją docenili. W końcu jakiś poważniejszy portal stricte muzyczny, poza wszystkimi onetami etc. Nic tylko się cieszyć, że plusuje. Kolo czuje taka muzę, zna się na rzeczy, podszedł bez uprzedzeń. dla jednych na wyrost, dla innych nie.
Awatar użytkownika
Virtual Tom
VIF czyli Very Important Fan
VIF czyli Very Important Fan
Posty: 7740
Rejestracja: 08 gru 2004, 8:38
Ulubiony album: Edyta Górniak
Ulubiona piosenka: Anything
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Inni o Edycie

Post autor: Virtual Tom »

endeven pisze: aż tu nagle w ramach reklamy wjeżdża Edyta Górniak i poleca edit swojego singla "Glow On".
Wstyd, redaktor, nie ma premium i jeszcze się tym chwali :placzka:
Awatar użytkownika
endeven
Że kim ja jestem?
Że kim ja jestem?
Posty: 5202
Rejestracja: 02 maja 2008, 12:58
Ulubiony album: Dotyk
Ulubiona piosenka: Glow On
Lokalizacja: Wrocław

Re: Inni o Edycie

Post autor: endeven »

So what??
MacLean
Impossible
Impossible
Posty: 1809
Rejestracja: 25 kwie 2009, 0:21
Lokalizacja: Warszawa

Re: Inni o Edycie

Post autor: MacLean »

Zapendowska była gościem w programie Jagielski Na Żywo.
Znana specjalistka od emisji głosu spec. impostacja tłumaczy, dlaczego EG nie udało się zrobić międzynarodowej kariery.
http://www.ipla.tv/Wojtek-jagielski-na- ... od-6245234
Na yt niestety jeszcze nie ma 8P

Programy z Elą zaczynają mnie trochę bawić, bo choć bardzo ją lubię, widzę że prowadzący z pytania o Edytę robią zawsze punkt kulminacyjny wywiadu :P Ela może wymieniać swoich idoli, gdzie zwykle padnie nazwisko Soyki, Łobaszewskiej, Rodowicz. Może chwilę pochwalić się sukcesem MBTM jakim były kariery Eneja czy LEMONA, ale o tę Edytkę zawsze spytają. Odnoszę już wrażenie, że Zapendowską to męczy :lol3:
ODPOWIEDZ