Oto jestem. Widzę, że dużo się tu o mnie pisze…To miłe…
Wiem, że sporo już zostało powiedziane na temat tego koncertu, jednak nie mogę oprzeć się pokusie i pozwolę sobie na szczegółowsze nieco opisy…
Wróciłam z wybitymi łokciami, obitymi żebrami, zdartym gardłem, jednak cała, „zdrowa” i niezmiernie szczęśliwa…..
Swoją opowieść pozwolę sobie zacząć od małych podziękowań. Bez kilku osób, którzy nie zawiedli i pomogli, nie byłoby mnie na tym fenomenalnym wydarzeniu. Trochę prywaty nie zaszkodzi, więc moim znajomym Mariuszowi, Tomkowi i Kasi Wielkie podziękowania…
Różne zbiegi okoliczności sprowadziły mnie w końcu także do Łomży, gdzie zaskoczyło mnie kilka rzeczy. Przyjaźni, sympatyczni ludzie, ładne, przytulne okolice. Jednym słowem super!
Od rana czekając na występ Edytki miałam możliwości pozwiedzać, i jestem pod wrażeniem. Potem była próba. Edytki nie było bardzo długo. Chłopcy grali sami i dopiero przed 14:00 Darek pojechał po Edi. Oczywiście perfekcyjne dopracowanie szczegółów jest podstawą udanego koncertu, dlatego cieszę się ogromnie, że takie próby zawsze mają miejsce, to największa satysfakcja dla fana. Na próbie pojawiła się mama Darka, więc mało czasu było dla innych, a jednak dostrzegła mnie stojącą gdzieś obok. Podeszła, pomachała specjalnie do mnie.
Powiedziała, iż nie może pogadać, bo czas ją goni. Rzeczywiście byli spóźnieni. Impreza cała miała zacząć się o 14:00, podczas gdy wtedy na dobre zaczynała się próba Edytki. Ale liczy się fakt, iż jej reakcja na mój widok była super.
(Nie doczekałam się do takiego spotkania, jak na wiankach w Warszawie, ale i tak cudownie było.
Do śmiechu doprowadziło mnie jak Skuter potknął się o coś i runął jak długi, obdzierając sobie przy upadku kolana.
Co do samej imprezy? Hmmm… na początku drętwo rzecz jasna i długo, długo nie zapowiadało się ciekawie. Do momentu, kiedy na scenę wkroczył zespół „Skaner”. Ich muzyka przygnała nad łomżyńską muszlę – gdzie odbywał się koncert, solidny deszcz. Przemoczone ubrania nie popsuły zabawy publiczności, która nie zważając na aurę, skakała, tańczyła i śpiewała piosenki zespołu. Ja wciąż czekałam tylko na „gwoździa programu” – <czyt. Edytę>, lecz niesamowitą frajdę duchową sprawił mi Stan Borys. Przepiękne teksty w połączeniu z muzyką wpijały się wprost w moją duszę i jeszcze takie emocjonalne wykonania zaprowadziły mnie prawie pod niebo. Naprawdę byłam mile zaskoczona. A „Anna” i „Jaskółka uwięziona” – brak słów po prostu. Publiczność bardzo ciepło przyjęła artystę. Śpiewali i bawili się nie tylko starsi uczestnicy Gościńca Łomżyńskiego. Po tym występie adrenalina podskoczyła mi do maximum, zbierające się nad naszymi głowami deszczowe chmury mogły przekreślić całą imprezę, lub solidnie zmniejszyć widownię. Całe szczęście modły pomogły i chmury rozwiał wiatr. EDYTKA zaczęła z 10-cio minutowym opóźnieniem i kiedy ją ujrzałam jak zawsze serce omal nie wyskoczyło mi z piersi.. Powiedziała, że cieszy się ogromnie, że śpiewa w Łomży, bo to dla niej szczególne miejsce, drugi dom, rodzina, przyjaciele, wspaniali i ciepli ludzie… Wspomniała o Darku i Allanku, że stąd jest jej największe szczęście – ukochany mężczyzna i szkrab, bez którego nie wyobraża sobie życia… i łzy przerwały jej mowę… Już wtedy wiedziałam, iż uczestniczę w wyjątkowym wydarzeniu. Było to bardzo przejmujące… Nie mogła wrócić do siebie przez dłuższą chwilę, a kiedy już się jej to udało powiedziała, że na tym koncercie w szczególny sposób oddaje siebie… Swoją duszę… i że chciałaby abyśmy to odczuli. Rzeczywiście wyjątkowy charakter koncertu i niecodzienne zaangażowanie odczuli wszyscy… Cała zgromadzona publiczność, pokazała się z najlepszej strony. Nie zawiedliśmy. Tak jak EDYTKA, daliśmy z siebie wszystko. Edi rozbawiła się na maxa! Wręcz szalała na scenie, tak jakby weszła w nią wielka siła, mobilizująca i stawiająca na nogi… Błysk w oku nie znikał, z każdą chwilą nasilał się coraz bardziej. Było to widoczne… Emanowało z niej tak wiele miłości, szczerości, wrażliwości i ciepła, że na pewno każdy wziął coś dla siebie. Obdarowała nas wszystkich częścią siebie… Do Darka zwróciła się słowami, że wyjdzie za niego i będzie go kochać aż do „końca śmierci”. Wyjątkowe wyznanie.” Do końca śmierci”… brzmi jak poezja….. Żarty rozśmieszały publikę do łez…. Wspólnie wykonany przez Darka i Klerusia taniec rozwalił wszystkich… Fenomen w moim odczuciu.
Skuter, z tańcem brzucha i udawaniem Michała Wiśniewskiego również powalił ludzi na kolana.
No i ten jego tekst „Jesteście zaje…” spowodował ogrom braw, które długo nie ustawały. Po którejś z kolei piosence EDYTKA powiedziała: „Nie mogę się skupić na śpiewaniu, bo czuję zapach kiełbasek. Z chęcią bym sobie zjadła… eeetam… miałam się odchudzać, ale ja lubię tę swoją oponkę, przynajmniej jest się, do czego przytulić…”.
Kiedy znów porwał ją taniec zaczęła tańczyć przy Darku i namiętnie, długo go pocałowała. (Moim zdaniem ok. 1 min.)
Pokazała wszystkim, jak wielkie i głębokie żywi do niego uczucie. Zachowywała się chwilami tak spontanicznie, jakby zapomniała, że stoi przed nią wiele osób. Było to niezwykłe. Tak naprawdę wiele rzeczy w ciągu tego koncertu było wyjątkowych… Pod koniec zwróciła się do publiczności z prywatną prośbą. Powiedziała, że babcia Olimpia wyraziła chęć zabrania Allanka na wakacje do siebie, i jeżeli go przywiezie, czy nikt nie zrobi mu krzywdy? Poprosiła, by się nim opiekowali… a jeżeli ktoś by mu coś zrobił, wtedy ona plask, plask w twarz i już, no albo w kroczę ewentualnie…, Kiedy skończył się występ, publiczność oszalała! Wszyscy krzyczeli w niebogłosy, prosząc o jeszcze…Nie trzeba było długo czekać. Cieszyłam się jak małe dziecko, (niektórzy z Was mieli okazję widzieć moje spontaniczne reakcje) było wspaniale… Ludzie krzyczeli „Edytko, kochamy Ciebie, zostań z nami…nagle na scenę za rękę Edytę wprowadziła kobieta, która zaprosiła gości. Pojawili się: kobieta i nieduży chłopiec(4-5 lat). Mały mężczyzna, elegancko ubrany, trzymał w rękach wielki bukiet kwiatów, który wręczył Edi. Kobieta zaś powiedziała EDYTCE, iż za to, że wybrała to miejsce na urodzenie Allanka specjalnie dla niego przygotowany został ANIOŁEK, którego owa pani EDYTCE wręczyła. Powiedziała, żeby to był ANIOŁ STRÓŻ dla niego, który ma go prowadzić zawsze w dobrym kierunku, chronić i pomagać w życiu. EDYTKA popłakała się wtedy po raz drugi… Wzruszenie odebrało jej możliwość podziękowania… Aż Darek chciał już do niej podejść, ale uspokoiła się… Pani na scenie powiedziała, iż Łomża nie wypuści jej bez kolejnego bisu…, więc zaśpiewała. Pod koniec piosenki znikła ze sceny, i pomyślałam, że to koniec, że czas wracać pomału do rzeczywistości, kiedy nagle Edyta zbiegła w naszym kierunku po schodach i przed barierkami uściskiem ręki, co niektórym dodała tylko energii, siły, wiary… Miałam to szczęście… Energia i siły witalne wróciły mi natychmiast, i chciałabym tylko, by starczyło mi ich na jak najdłuższy czas…
Po koncercie był pokaz sztucznych ogni, następnie EDYTKA z Darkiem wsiedli do samochodu, za którym ciągnął się tłum ludzi. Wszyscy im machali… Ja szłam przy drzwiach, od strony Edytki i na odchodne krzyknęłam ” Do zobaczenia w Krakowie! A Ona spojrzała na mnie uśmiechając się tylko do mnie, pokiwała głową na znak, że usłyszała i ruchem rąk wskazując kciuki w górę przytaknęła..
Tak, więc będzie czekać… Z taką myślą opuściłam miejsce, z którego do dziś ciężko wrócić mi do rzeczywistości…
P.S., Co do Anety. Szkoda, że nie wiedziałam, że Ty to Ty…, Ale podobno po Empiku, stwierdziłaś, iż poznałaś mnie ze zdjęć na forum (pamiętam, bo czytałam Twojego posta dlatego coś mi się tu nie zgadza. W maju, czy w czerwcu wiedziałaś jak wyglądam, a teraz mówisz, że widzisz mnie po raz pierwszy. Może po prostu się wstydziłaś, krępowałaś, albo nie wiem co… W każdym razie trudno… Przykro się mówi, żyje się dalej…, a obiecałaś po empiku, że następnym razem się ujawnisz. Coś nie dotrzymujesz słowa kochana…