(Usunąłem fragmenty o pobycie autora w górach - MacLean)
W takich warunkach przygotowywałem się do napisania tekstu do muzyki, do której już tekst
napisałem. Było tak: całą jesień 1994 roku pracowaliśmy nad nowymi utworami na płytę Edyty
Górniak. Z moich rzeczy mieliśmy już nagrane To nie ja byłam Ewą, Jestem kobietą i Niebo to my. W
grudniu, tuż przed świętami, przyjechał z Poznania Krzysztof Antkowiak i razem z Edytą nagrali
wokal do Pada śnieg. A ja skończyłem ostatni numer na płytę, pisząc tekst do muzyki Piotra Rubika.
Była to liryczna ballada, którą na kasecie śpiewał mi po norwesku kompozytor z towarzyszeniem
pianina. Piosenka otrzymała tytuł Pozłacana i nie będę nic o niej mówił, gdyż tekst szczęśliwie ocalał
i można go sobie przeczytać oraz prześpiewać do znanej ogólnie melodii. Ale w styczniu 1995 roku, w
której to chwili właśnie jesteśmy, melodia była znana tylko paru osobom, a najbardziej chyba mnie,
gdyż musiałem zmierzyć się z nią po raz drugi. Oto zadzwonił do mnie do Krynicy Rafał Paczkowski,
producent muzyczny płyty, i powiedział, że zrobił podkład muzyczny do tej piosenki, który poszedł w
takim kierunku, że tekst Pozłacana nie pasuje. Proszą z Edytą, żebym napisał nowy tekst. Tak więc
nastrojony cudownym dniem na stoku udałem się pod wieczór na dworzec autobusowy, dokąd
zaśnieżonym PKS-em przyjechał z Warszawy nowy podkład. Natychmiast włożyłem kasetę w
magnetofon i nie mogłem ukryć zachwytu. Podkład był rewelacyjny, miał piękną linię basu, świetne
bębny, bujał się wewnętrznym rytmem. I było jeszcze coś, co od razu rzucało się w uszy: utwór był
zmysłowy. Mogłem to ocenić, gdyż na kasecie miałem roboczy wokal Edyty. Nie było wątpliwości,
Edyta z Rafałem mieli rację – tamten tekst nie pasował. Następne dwa dni i dwie noce obyły się bez
„rogaczyka” i soku spod ogórków. Pierwszą linijką, którą wymyśliłem, było: „Zakląłeś mnie w
dotyk”. Uważny czytelnik, porównując te dwa teksty do tej samej melodii, od razu spostrzeże, że
zupełnie inaczej rozwiązałem problem tak zwanego szlagwortu. W pierwszym słowo „pozłacana”
występuje w zwrotkach, w drugim słowo „dotyk” umieściłem w refrenie, w którym powtarzana
pierwsza linijka stała się wizytówką piosenki. Specjalnie mówię o tym tak szczegółowo, gdyż bardzo
rzadko mamy takie możliwości, by położyć obok siebie dwa teksty, aktualny i ten, który odpadł, i
zobaczyć, czym się różnią. I tak, pracując głównie nocami, napisałem Dotyk, który miał się okazać
tytułową piosenką całej płyty.
Za trzy dni wysłałem tekst do Warszawy. Oczywiście faksem, z PKS-u zrezygnowałem ze względu
na ogromne opady śniegu. Edycie i Rafałowi bardzo się tekst spodobał. Nic więc dziwnego, że
artystka nagrała go z wyjątkową siłą, zmysłowo, z pazurem. W piosence pojawiły się świetne chórki, a
pomysł Edyty, by zacząć ją tajemniczym szeptem – powiedzianą, a nie zaśpiewaną linijką: „Zakląłeś
mnie w dotyk”, robił zmysłowe otwarcie. Płyta Dotyk wyszła w kwietniu 1995 roku i okazała się
niesamowitym sukcesem. Do dzisiaj sprzedało jej się ponad milion egzemplarzy. Gdyby to policzyć
według obecnych nakładów upoważniających do otrzymania tytułu platynowej płyty, to wychodzi, że
Dotyk jest trzydziestokrotną platyną!
W kilka tygodni po nagraniu Edyta nakręciła w Londynie bardzo odważny teledysk do tej piosenki,
w którym wygląda zachwycająco. Pamiętam, że w rocznicę wydania płyty odbył się u nas na Sadybie
wieczorek jubileuszowy. Zamówiłem w dawnym Hortexie na placu Konstytucji u cukiernika artysty
tort, na którym dumnie stała grylażowa płyta. Wieczorek uświetnili Edyta i Rafał Paczkowski z żoną
Moniką. Piliśmy szampana i rozmawialiśmy o przyszłości. Edyta pokazywała nam demo nowych
piosenek, którymi chciała zacząć światową karierę. Jej producentem miał być Irlandczyk Christopher
Neil, pracujący między innymi dla Whitney Huston. Bardzo jej kibicowaliśmy. Został mi w oczach
taki obrazek: Edyta siedzi na podłodze przy odtwarzaczu płyt kompaktowych, puszcza nagrania i
opowiada. I z każdym słowem jest od nas coraz dalej.
Pogrubione: symboliczne.