W typowo analitycznej, socjologicznej książce Marka Krajewskiego pt. "POPamiętne", która została napisana w formie słownika, pod literą O widnieje hasło "Oświadczenie Edyty Górniak". Jest to bardzo interesująca publikacja i tak się składa, że mam ją w domu, więc jeśli tylko będę tam przy okazji, na pewno spróbuję zeskanować, czy ewentualnie przepisać ten fragment, bo naprawdę zasługuje na uwagę. Jak widać Edyta stała się przedmiotem badań socjologicznych
[ Dodano: |4 Wrz 2010|, o 11:22 ]
17 lipca 2004 roku Edyta Górniak obwieściła koniec swojej kariery muzycznej i wycofanie z życia publicznego. Wszystko ją do tego upoważniało: od kilku lat jej gwiazda słabła, a ona sama powoli zbliżała się do statusu celebrity – interesowano się głównie jej życiem prywatnym, a nie dokonaniami artystycznymi, bo tych po prostu brakowało. Artystka uczyniła swoją profesją nie śpiewanie, ale pokazywanie się i koncentrowanie na sobie uwagi. Ostatnia próba tego działania odniosła swój skutek – o Edycie Górniak mówią znów wszyscy. Odejście piosenkarki zostało zaanonsowane opublikowanym na jej stronie internetowej oświadczeniem, w którym oskarża ona dziennikarzy pism brukowych o zniszczenie jej jako artystki i osoby, o cierpienia zadawane jej bliskim, o to, że mają oni krew na rękach, a w końcu również o to, że przez nich ustała u niej laktacja. Tekst jest tak samo ostry (zawiera bardzo ciężkie oskarżenia i przekleństwa, dziennikarze porównywani są w nim do szczurów, robactwa, Edyta Górniak zarzuca im zupełny brak etyki i utratę człowieczeństwa), jak i megalomański. Estradowa, mimo wszystko, artystka porównuje się w nim do Czesława Niemena: "Teraz już rozumiem, dlaczego Świętej Pamięci Czesław Niemen przestał dla Was śpiewać. A ile był dla was wart, dowiedział się po śmierci. Cóż za refleks! Może i ja się w taki sposób dowiem". Tekst, który opublikowała, jest bardzo przejmującym dokumentem napisanym przez człowieka zaszczutego przez media i pełnym prawdy oskarżeniem tych mediów. Trudno żyć w fikcji wyprodukowanej przez brukowce, czytać nieprawdę o sobie, oglądać własne życie zapośredniczone przez szpalty gazet i ekran telewizora. Trudno zaprzeczyć, że prasa postępuje nieetycznie i nieludzko w poszukiwaniu sensacji na pierwsze strony gazet, że reporterzy są wścibscy i żerują na najbardziej prywatnych chwilach życia gwiazd. Trudno jednak godzić się z dwoma innymi rzeczami: po pierwsze z wiarą w to, że media mogą mówić prawdę (ta jest tu z resztą rozumiana jako zgodność z oczekiwaniami samej artystki i jako ekspozycja bezkrytycznego uwielbienia dla niej), po drugie, z wiarygodnością samego tekstu. Nawet jeżeli został on napisany przez osobę doprowadzoną na skraj wyczerpania nerwowego przez działania mediów, to artystka po części jest odpowiedzialna za ten stan, oskarżenia wypowiada zaś jako osoba, która żyje z koncentrowania uwagi na sobie. Tekst czytany przez psychologa (Jacek Santorski w Faktach TVN) mówi o agresji wywołanej przez przyparcie do muru i chęć zmiany tej sytuacji. Interpretowany przez medioznawcę jest albo wyrazem naiwności artystki (wierzącą w pozatelewizyjną prawdę wygłaszaną w telewizji i w prywatność osób medialnych), albo cyniczną grą o znalezienie się w centrum zainteresowania. Dla etnografa stanowi doskonały dokument przemian obyczajów we współczesnej Polsce. Socjolog dojrzy w nim natomiast element interesującego rytuału, którego celem jest utrzymanie zachwianego statusu.
Pozwolę sobie dodać mały komentarz:
moim zdaniem autor po części ma rację, bo uczciwie trzeba powiedzieć, że czasem Edyta sama prowokowała "dziennikarzy" swoim zachowaniem - powinna zdawać sobie sprawę z konsekwencji takiego działania, zwłaszcza, że nie była nowicjuszem w naszym polskim piekiełku, zwanym szumnie szołbiznesem. Z drugiej strony jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że Krajewski - mimo próby niewątpliwie bezstronnej analizy - podszedł do tematu i do osoby Edyty zbyt instrumentalnie, wręcz stereotypowo, czyli rzeczywiście po części widział ją (tu paradoks) tak jak ją opisywały brukowce. Jasne, trudno wymagać, żeby opisał jej problem z takiej perspektywy, z jakiej my go widzimy, ale mógł się jednak bardziej postarać rozpatrując osobę Edyty.