Nareszcie udało mi się wybrać na koncert Mietka. Wrażenia absolutnie bezcenne. Docelowo był to koncert kolęd i pastorałek, ale nie tylko. Mieczu wplatał również utwory ze swojego repertuaru, jak
O niebo lepiej czy
Czekaj na wiatr. Absolutnie powalająca forma wokalna. Perfekcyjny od pierwszego do ostatniego dźwięku. Ludzie po kilku pierwszych wyśpiewanych słowach spoglądali jak osłupiali na sąsiadów, obserwując opadnięte kopary. Wszystkie przejścia między rejestrami, fraza, wokalizy, barwa, tembr głosu, siła, kontrola. Nie bez powodu mówi się o Szcześniaku że to najlepszy polski wokalista. Wiedziałem, że będzie brzmiał fantastycznie, ale realia przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Osobne słowo należy się opracowaniu muzycznemu. Mietek z ekipą nie potraktowali sprawy po macoszemu i nie odbębnili wszystkim znanych wersji. Naszpikowali występ wpływami z różnych kultur muzycznych, główną inspiracją muzyczną był Izrael. Kolędy często miały zmienione tempo, były łamane ciekawymi rozwiązaniami harmonicznymi, chórami kojarzącymi się z gospel. Znalazło się oczywiście miejsce dla słuchaczy, żeby się włączyć do kolędowania. Publiczność (tudzież wierni, całość miała miejsce w kościele) nie szczędziła braw. W przerwie między piosenkami Mietek sporo mówił, ale przede wszystkim o muzyce, nie jak nasza gwiazda życiowe mądrości wprost z kącika czytelniczek Bravo Girl. Występ trwał w sumie dwie godziny i jak miłą niespodzianką okazał się bis w postaci tego kawałka:
http://www.youtube.com/watch?v=QBAx4kUuDmY
Mam z tym związane osobiste wspomnienia. Po zakończonym koncercie artysta rozdawał autografy i pozował do zdjęć. Nie ma lepszej pamiątki po udanym koncercie niż podpis z dedykacją na albumie. Jeszcze szybka fotka, gratulacje i wspomnienie...
Kaczych opowieści 