Wcale nie chcę dogryzać Gosi, dogryzać można komuś kto ma coś do powiedzenia, bierze udział w dyskusji, wyraża własną opinię a nie przychodzi do danego tematu rzuca swoje zdanie i odchodzi polubiając posty pro, aby w żaden możliwy sposób nie spojrzeć na kogoś zdanie i się nad nim nie zastanowić, bo to najprostsze rozwiązanie - tak zachowują się właśnie psychofani. Zauważyłem, że większość fanów Edyty na tym forum jest jak jej kalka - śmieją się z jej zachowań, a robią dokładnie tak samo (nie wiem czy to kwestia siedzenia w tym fanostwie i to oddziaływanie przez to, czy po prostu natura ludzka gdzie wytyka się komuś różne rzeczy a robi się tak samo). Tak dokładnie zachowuje się Gosia. Dlatego też odpisuję i rozmawiam z Tobą jak i Cypixem, który musi poczytać kilka postów na głos najlepiej kilka razy (może też sobie je przepisać na kartkę i powiesić na ścianie) skoro potrzebuje tłumaczenia z języka polskiego na język polski.
Nie rozumiem, to Ain't Your Mama może być #1 w Czechach i być hitem a Glon #3 w Polsce i nie być hitem? No bądź trochę spójny, to że ty nie pamiętasz jak zanucić Glonojada to problem twojej pamięci muzycznej, bo pewnie znajdą się osoby, które nucą nawet nie mając smaku i węchu przy covidzie. Szanuj cudze zdanie - twoje własne słowa, które musisz dla siebie samego zacząć pojmować.
Nie kojarzą może osoby postronne, które nie siedzą głęboko w popie. Rzeczywiście przez ostatnie lata Gaga z "dziwadła", które skopiowało wszystkich możliwych artystów poszła bardziej w ekstrawagancję odcinając się od swoich pierwszych lat kariery - ale internet nie zapomina i wszyscy fani wymienionych gwiazd przeze mnie również. Nie róbmy z Gagi jakieś oryginalnej artystki, bo nie jest i nigdy nie była. Nawiązania do wymienionych ikon przez pierwsze lata jej kariery była ewidentna. A to, że Ty to wyparłeś już z pamięci to znowu Twój problem.
No niestety podawanie Cher w kontekście rozmawiania o karierze filmowej Jennifer jest niezłym tupetem i potwarzą dla tej pierwszej.
Nie muszę sprawdzać list "dance club billboard" bo tam nawet Accelerate Christiny (które znają tylko ludzie interesujący się popem i nią samą) było #1..... rozumiem, hicior? Cher to jedyna gwiazda, która chyba miała w każdej dekadzie z 6 dekad tam #1, rozumiem hiciory i rozwój artystyczny?
A co do "Glory" Britney to dla mnie to po prostu jakieś takie jej wyzwolenie. Takie płyty jak "Glory" powstawałyby zawsze w jej dyskografii, gdyby wytwórnia nie narzucała jej wiewiórczego autotune, pracy z Dr. Lukiem i Maxem Martinem (Will.iam nielepszy jak się okazało) - kiedy jej nakazują tych producentów to wychodzi wiewiórkowa popowa kupa, a kiedy sama ich dobiera to wychodzi jej Glory albo ITZ. Nie nazwałbym "Glory" rozwojem artstycznym, tylko co najwyżej powrotem do niezależności artstycznej, gdzie sama decyduje jak chce, aby jej płyta brzmiała.
"On" czyli film
Wracając do Lopezki, tak jak ktoś napisał wyżej - wszystko robi dobrze, wszystko jest ale wybitności w tym żadnej ani muzycznie ani filmowo. Zresztą sam o tym kiedyś napisałem. Spoko piosenkarka, spoko aktorka, spoko tancerka - ale nie ma w żadnej z tych dziedzin czym się zachwycać w jej wykonaniu. Można by się pokusić o porównanie do Beyonce, która swojego czasu miała dość silne romanse z filmem - zagrała w kilku bardziej znanych produkcjach, ale kto dzisiaj o nich pamięta. Za to jej legenda wokalna (pomimo tego, że uważam jej repertuar w 80% za przeciętny) pozostanie na długo po jej zejściu z tej planety - o Jennifer Lopez nie będzie pamiętał nikt, ani o Ain't Your Mamie ani o Sposobie na Teściową. Oczywiście nie chodzi o porównanie karier filmowych w tym przypadku, bo Beyonce to zrobiła może jakąś 1/10 tego co Jennifer filmowo. Tak wmieszałem w tę dyskusję Beyonce, następnym razem wmieszam Gosię Andrzejewicz i Marilyna Mansona, aby trwała wiecznie.
Wypowiem się jeszcze na temat tego cytatu:
"To ja dodam, że za pierwszoplanową rolę w filmie "Selena" Jennifer jako pierwsza latynoska aktorka otrzymała milion dolarów." - ok, rozumiem, spoko. Tylko, że to trochę niesprawiedliwe. Być latynoską to jedno a używanie swojej latynoskości to drugie. To tak jakby powiedzieć, że sukces Christiny Aguilery (wtedy debiutantki) jest czymś historycznym, bo gdzie latynoska sprzedaje 15 milinów płyt i ma 3 single #1 na Hot100. Gdyby Jennifer zaczynała swoją karierę od bycia latynoską, czyli wydała kilka filmów po hiszpańsku, albo płyt po hiszpańsku a potem dostała "Selenę" po angielsku to spoko, ale tak nie było. Jennifer Lopez to przede wszystkim AMERYKANKA, a to że jest przy okazji latynoską to druga sprawa. Tak samo Christina, która swoją urodą to przypomina conajwyżej nie latynoskę tylko jakąś szwedkę

No i tak samo jest przede wszystkim amerykanką.
Ale tak mnie ta AYM okrążyła przez tę dyskuję, że dziś zapuszczam ten czeski hicior i robię bajabongo.