Cogito no image

Opublikowano 1 kwietnia 2002

0

Cogito (04/2002)

Nie ufam życiu

– Po 12 latach w showbiznesie powinnam przypominać raczej papier ścierny i to gruboziarnisty, niż trzymającą się prawdy i zasad moralnych istotę. Wrogowie zmuszają mnie do mobilizacji i ciągłej pracy nad sobą.

PAWEŁ TRZEŚNIOWSKI: Jesteś już po premierze płyty „Perła”…

EDYTA GÓRNIAK: Przed każdą poprzednią premierą albumu byłam pełna entuzjazmu, nie mogłam się doczekać dnia premiery. Tym razem, co ciekawe, jestem w sobie bardzo wyciszona. Gdzieś podświadomie chciałabym, aby ten moment się opóźnił. Może to wynika z obawy przed tym, jak przyjmą i ocenią moją ponad dwuletnią pracę publiczność i krytycy? Z pewnością byłoby mi żal, gdyby tyle miesięcy starań, skupienia i energii twórczej, nikomu się na nic nie zdały. Moi fani podtrzymują mnie na duchu i mocno trzymają kciuki. Natomiast wszystkie wytwórnie płytowe z rozmaitych zakątków świata oczekują ode mnie jak najwięcej i uważnie obserwują moją pracę. Muszę teraz zrobić wszystko, by przekonać ich, że nie mylili się inwestując we mnie swój czas i pieniądze.

Na ile różni się promocja i praca artystki w Polsce i poza granicami naszego kraju?

– Właściwie jest dość podobnie, jeśli chodzi o ilość godzin pracy i plany promocyjne. W Polsce mam jednak większą kontrolę nad jakością swojej pracy. Mam zaufanych fachowców w różnych dziedzinach sztuki. Z tego powodu praca w innych krajach jest dla mnie bardziej stresująca. Czasem trafiam na niezdolnych ludzi, z którymi muszę opracować program telewizyjny. Z drugiej jednak strony, bardziej denerwuje się tu w Polsce, bo przed „swoimi” jest najtrudniej występować, poza tym mam więcej do stracenia. W innych krajach dziennikarze prasowi nie zadają mi tak intymnych pytań, jakie zdarzają mi się w „domu”. Tak więc wszystko ma swoje dobre i złe strony, ale praca poza granicami Polski jest bardzo pouczająca i z pewnością wiele rzeczy się nauczyłam.

Czy w „domu” czujesz się pewniejsza? Przecież od lat masz tu zagorzałych fanów!

– Rzeczywiście mam ogromną rzeszę fanów, która towarzyszy mi od lat, mimo upływu czasu czy zmiany trendów muzycznych. To z pewnością dodaje mi dużo wiary i siły. Jednak, ponieważ nagrywam płyty stosunkowo rzadko, myślę że moi słuchacze oczekują ode mnie więcej. Łatwo jest ludzi rozczarować.

Wiele razy mówiłaś, że trudno być gwiazdą w Polsce. Czy czujesz się już na tyle odporna psychicznie, że będziesz potrafiła udźwignąć ciężar bycia osobą publiczną wszędzie tam, gdzie twoja płyta odniesie sukces?

– Nigdy chyba nie jest się na to tak naprawdę gotowym. Poza tym nie zakładam, że sukces, czyli popularność albumu „Perła” będzie tak wielki, iż zmieni moje życie. Będę się oczywiście starać przekonać do piosenek, które śpiewam, być rozważna w decyzjach i planach zawodowych, na pewno nadal będę krytyczna wobec siebie i profesjonalna. Mam więc nadzieję, że uda mi się choć powtórzyć sukces poprzedniego longplaya.

Jak to jest, że tak krucha istota potrafi sobie radzić w tak dzikiej branży jaką jest showbiznes. Tu przecież trzeba mieć twarde łokcie?

– Trzeba mieć wszystko twarde, a najbardziej pupę. (śmiech)

Przez kilka lat nie miałaś nawet menadżera. Jak jest teraz?

– Teraz moim menedżerem jest Jim Beach, który od lat prowadzi interesy zespołu Queen. Jego pojawienie się w moim życiu dodało mi dużo otuchy i wiary w to, co robię. Jednak chyba już do końca życia w pewnych sytuacjach będę płochliwa. Będę powątpiewać nawet wtedy, gdy będą stały za mną największe nazwiska z tej branży.

Nie ufam życiu i rzadko kiedy ludziom, a przecież nasze życie zależy właśnie od nich. Czasami sama się dziwię, że z moim podejściem do życia i wrażliwością przetrwałam jakoś w tej branży. Po 12 latach w showbiznesie powinnam przypominać raczej papier ścierny i to gruboziarnisty, niż trzymającą się prawdy i zasad moralnych istotę. Wrogowie zmuszają mnie do ciągłej pracy nad sobą.

Co ci pomaga w chwilach zwątpienia?

– Obecność przyjaciół, obcowanie z przyrodą, sen, dobre wino. Uwielbiam boso chodzić po trawie, podglądać ptaki i wiewiórki. Bardzo lubię też dobrą kuchnię.

Kiedy jest ci źle, wtedy się najadasz do nieprzytomności?

– Nie…(śmiech) Wtedy jem to, co najbardziej lubię i od razu czuję się lepiej. Lubię też dobre kino i muzykę. Swoich piosenek raczej nie słucham, bo wtedy nieustannie w podświadomości analizuję swoją pracę.

Jak wygląda twoja praca w studiu nagraniowym. Czy jesteś na tyle odważna, że zawsze stawiasz na swoim?

– Zawsze walczę o swoje. Teraz nie muszę mojej ekipy do niczego przekonywać i namawiać, cieszę się ich absolutnym zaufaniem. Jeśli nawet czasem podchodzą do moich pomysłów z rezerwą i wątpliwościami, to i tak po zakończeniu pracy nad projektem z uznaniem się do mnie przytulają. Bywa, że popełniam błędy, ale wtedy są to moje błędy i tylko ja jestem za nie odpowiedzialna.

A nie zdarza się tak, że ktoś, kto pracuje w tej branży już kilkadziesiąt lat mówi do ciebie: „Nie wymądrzaj się, jesteś przecież debiutującą piosenkarką”?

– Nie, zazwyczaj pracuję z ludźmi z klasą. Poza tym dla profesjonalistów, pracowitość i staranność jest naturalna. Nikt nie narzeka.

A jaki jest wpływ firmy fonograficznej na twój image?

– W Polsce wytwórnia bardzo mi pomaga. Przydziela mi specjalistów, którzy potrafią zrozumieć mój sposób pracy, myślenia i widzenia, nie próbując mnie zmienić. A kraje europejskie mają ogromny szacunek do moich osiągnięć w Polsce, więc też nie próbują mnie wymyślić od początku.

Czego ci można życzyć? Czego sama sobie życzysz?

– Chciałabym, żeby bliscy mi ludzie byli bezpieczni, zdrowi, szczęśliwi. Oczywiście marzę też o tym, aby moja dwuletnia praca przyniosła ludziom wiele radości i dodała im nowych sil. Sądzisz, że to dużo? Jeśli spełni się chociaż połowa – będę szczęśliwa.

Rozmawiał: Paweł Trześniowski

Tagi:



Komentarze




Dodaj komentarz

W górę ↑