Gala

Opublikowano 1 grudnia 2003

0

Gala (01/12/2003)

Koniec z plotkami. Naprawdę będzie mamą!

Kronika zapowiedzianej ciąży

Spodziewa się dziecka. Sukcesy i sława nie dały jej szczęścia. Zawsze tęskniła za tym, czego nigdy nie miała. Za szczęśliwą rodziną. Niedługo jej największe pragnienie się spełni. Czy macierzyństwo odczaruje zły los w życiu gwiazdy?

Niedawno kupiła sobie płaszcz. Ciepły, jesienny, kaszmirowy. O dwa numery za duży. Ukrywa pod nim swój skarb. Na razie nie chce dzielić się ze światem nowiną, że jest w ciąży. Ktoś mógłby ją posądzić, że wykorzystuje własne, nienarodzone jeszcze dziecko do tego, żeby znów było o niej głośno. Ktoś mógłby zrobić jej krzywdę. A ona wystarczająco już wycierpiała.
– Chciałbym mieć dziecko – te słowa od kilku lat powracały w wywiadach, których udzielała Edyta. Kiedy? Z kim? – dopytywali się zniecierpliwieni dziennikarze. – Jutro po południu o osiemnastej! – ironizowała gwiazda.
– Regularnie co rok słyszę, że jestem w ciąży – dodawała za chwilę z powagą. – To jest strasznie trudne i trochę irytujące, że w czasie gdy najbardziej marzę o macierzyństwie, mówi się o tym, że będę matką.

Wreszcie gruchnęła informacja: Górniak ma romans z Aleksandrem Kwaśniewskim. „Zaszła w ciążę z prezydentem!” – huczało w całej Polsce na bazarach i salonach. – Byłam zdumiona, że tylu ludzi dało wiarę tej absurdalnej plotce – mówi Edyta ze smutkiem. Czuła się tak, jakby ktoś opluł jej wyobrażenia o macierzyństwie, zdeptał kobiecą godność. – Najgorsze było to, że mówiono, że podobno usunęłam ciążę, czyli zamordowałam własne dziecko. Chyba większego oszczerstwa pod adresem kobiety nie można rzucić.
Od tamtej pory brzuch Edyty Górniak stał się organem szczególnej publicznej troski. Przybyło wróżbitów odczytujących stan błogosławiony gwiazdy z jej odsłoniętego pępka. Podczas nagrywania teleturniej Jak łyse konie ktoś za kulisami zwrócił uwagę, że piosenkarka ostatnio jakby przytyła. Znów zapachniało sensacją. Nagranie przerwano. Wściekła Górniak zażądała usunięcia wszystkich scen, na których jej brzuch wygląda zbyt okazale. Tłumaczyła to tym, że przed programem zjadała kiełbasę.

To było kilka tygodni temu. Według naszych informacji artystka od prawie pięciu miesięcy spodziewa się dziecka. A więc jednak nie kiełbaska.

Kiedyś zbuduję rodzinę.

– Nidy nie miałam takiej rodziny, jaką mieć powinnam. Kołacze się we mnie nadzieja, że kiedyś ją zbuduję, bo bardzo tego pragnę – to słowa Edyty Górniak sprzed kilku lat.
Pierwszym mężczyzną, który zdradził jej zaufanie był ojciec. – Pamiętam dwa momenty, w których złamał się świat mojego dzieciństwa – wyznaje piosenkarka. – Pierwszy, kiedy po wizycie świętego Mikołaja znalazłam w koszu jego brodę. A drugi, kiedy opuścił nas tata.

Dorastała w biedzie. Przez kilka lat mieszkała w obskurnym robotniczym baraku. Kiedy jej matka wychodziła z domu, ona musiała w nim zostać. Dzieliły się jedną parą butów. W szkole nikt nie chciał z nią siedzieć w ławce, bo miała ciemniejszą skórę niż inne dzieci. Jedyne, co zostawił jej po sobie ojciec, Cygan, którego na długie lata wymazała z pamięci.

Dziś ma dom w Portugalii, apartament w Londynie, garderobę pełną butów i sukienek po kilka tysięcy złotych oraz prawie milion sprzedanych płyt na koncie. Kolejna wersja bajki o Kopciuszku, który stał się księżniczką? Tak, tylko tym razem spełniona, ale bez happy endu. Ceną za sukces okazała się samotność. – Są chwile, kiedy wracam do hotelu po koncercie i zastaję pusty pokój – powiedziała w jednym z wywiadów gwiazda. – Ta cisza jest przerażająca.

Przyciągam słabych mężczyzn.

Szukała takiego ideału. Bezskutecznie. Związek z partnerem z Metra Dariuszem Kordkiem przetrwał dwa lata. Nie udało się również z Piotrem Kraśką, którego po zerwaniu oskarżyła o manipulowanie własnymi uczuciami. Kolejnym, który – według Edyty – nią manipulował, był Piotr Gembarowski. Podobno zainstalował w mieszkaniu gwiazdy podsłuch, żeby poznać jej sekrety. Antidotum na złą miłość miał być Robert Kozyra, szef Radia Zet. Poznali się podczas wywiadu w Londynie i już kilka tygodniu później w jednym z pism zwierzali się, że planują małżeństwo. Niem pismo ukazało się w druku, czar prysł i para się rozstała. – Mam wrażenie, że przyciągam do siebie mężczyzn słabych psychicznie, którzy czują moją siłę i chcą ją sobie „pożyczyć” – mówiła rozgoryczona kolejnymi niepowodzeniami. W odwecie słyszał, że jest kapryśna, zmienna i rozchwiana emocjonalnie. Trudna do kochania. Rzeczywiście, wydawało się, że sama nie wie, czego chce od życia. Z jednej strony próbowała polubić polubić, ugłaskać własna samotność („Nikomu nie jest potrzebny człowiek, który nie jest partnerem, przyjacielem, ani nawet dobrym kochankiem. O wiele łatwiej żyje się z kimś, kogo się dobrze zna, czyli z samym sobą”.) Z drugiej, przeklinała dziwacznie fatum, na które łatwo było zrzucić brak szczęścia w miłości: – Chciałabym przerwać łańcuch niepowodzeń, które spotykają kobiety w mojej rodzinie – mówiła.
– Moja babcia miała nieudane małżeństwo, podobnie było z pierwszym małżeństwem mojej mamy. Po serii moich nietrafionych wyborów bałam się, że nie spotkam człowieka, który zrozumie mój styl życia, szalony wysiłek, zmęczenie, depresje i euforie.

Nie posłuchałam mamy.

Kilka lat temu mama Edyty powiedziała jej, że najważniejsze dla kobiety to urodzić dziecko, zanim będzie za późno. Nawet jeśli ojcem miałby być mężczyzna, na którym nie będzie mogła się w życiu oprzeć. – Nie posłuchałam mamy – uśmiecha się Edyta, która niedawno skończyła 31 lat. – Postanowiła poczekać do momentu, kiedy będę wiedziała, że moje dziecko będzie mogło mieć trochę lepsze dzieciństwo niż ja. Chciała, żeby jej partner był osobą na tyle silna psychicznie i dojrzałą emocjonalnie, żeby mogła pozwolić sobie na słabości, żeby mogła być zmęczona po trasie koncertowej. I żeby miała prawo się czegoś bać albo zwyczajnie czegoś nie wiedzieć.

Spełnieniem marzeń o księciu na białym rumaku okazała się 36-letni, nierzucający się Anglik z brzuszkiem (tak się prezentował według opisu Edyty). Tajemniczy Paul zagościł w publicznych wypowiedziach wokalistki niczym Marsjanin. Nikt go nigdy nie widział, ale wszyscy chcieli wierzyć, że istnieje. Jedynie złośliwy domniemywali, że jest tylko wyidealizowanym fantomem stworzonym w wyobraźni artystki na użytek mediów, by odwrócić uwagę od kontrowersyjnego wykonania Mazurka Dąbrowskiego w Korei. – Paul istnieje – zapewniała Edyta, odliczając dni do ślubu, który mieli poprowadzić księża różnych wyznań. – Jest najważniejszą osobą w moim życiu. On chce i potrafi dźwigać ciężar przeszłości, jaki ciągnę za sobą. Walczy z moimi zmorami. Przez te wszystkie lata nie bałam się tak bardzo o efekty mojej pracy artystycznej, jak o to, czy uda mi się znaleźć człowieka, który będzie chciał dzielić ze mną życie. Mam nadzieję, że Paul ze mną wytrzyma.

To byłby piękny koniec tej historii. Widocznie jednak życie nie przewidziało dla Edyty łatwego scenariusza.

Mogę nie śpiewać i zajmować się dzieckiem.

Ojcem jej dziecka nie będzie Paul. Nowy mężczyzna w życiu gwiazdy nazywa się Dariusz Krupa. Jest gitarzystą w jej zespole i wziętym muzykiem sesyjnym. Udzielał się w kilkunastu różnych projektach muzycznych, można go było również zobaczyć w składzie zespołu przygrywającemu Wojciechowi Jagielskiemu w programie Na zdrowie oraz w teleturnieju Jak łyse konie.

Jak się poznali? Co ich połączyło? Czy dziecko, które przyjdzie na świat w marcu, to owoc chwilowej, szalonej namiętności czy pieczęć dojrzałego uczucia? Edyta obiecuje, że odpowie na te pytania we właściwym czasie. Jej przyjaciele i współpracownicy również milczą jak zaklęci. – Teraz w jej życiu wszystko się odmieni – twierdzi jedna z anonimowych osób. – Nareszcie Edyta poukłada swoje poszarpane emocje. Poskleja to, co przez lata było w rozsypce. Ona spełniła się już jak piosenkarka, ale nie spełniła jako kobieta i matka. Dla niej to początek nowego życia. Czy nowe życie oznacza rezygnację z kariery estradowej? Przecież Edyta wielokrotnie podkreślała, że dziecko pokrzyżowałoby jej promocyjne plany. –  Gdybym się na nie zdecydowała, nie miałabym czasu na nic innego i ulegałabym pewnie zmiennym nastrojom, a to też nie służyłoby mojej pracy – mówiła. – Z drugiej strony, jeśli będę musiała wybierać między sukcesem a szczęściem, nie będę się zastanawiać.

Najwyraźniej właśnie dokonała wyboru. – Wyobraża sobie pani, że mogłabym już nie śpiewać i zajmować się na przykład tylko dzieckiem? – zapytał ją kilka miesięcy temu jeden z dziennikarzy. – Tak i mam nadzieję, że nastąpi to już niedługo – odparła.
– Jako matka chciałabym być mądra i cierpliwa – dodała. – Zawsze będę starała się mieć czas dla swojego dziecka, żeby mu wszystko wytłumaczyć. Bo z mojego dzieciństwa, niestety, pamiętam najczęściej: „Nie teraz, nie mam czasu”. Na wszystko musiałam szukać odpowiedzi sama.

Tekst Marek Biegański

Gala, nr 49 (124)



Komentarze




Dodaj komentarz

W górę ↑