Na żywo

Opublikowano 22 kwietnia 2003

0

Na żywo (22/04/2003)

Edyta Górniak o kulisach swojej miłości. „Mój Paul mnie nie skrzywdzi jak inni”

On niszczy zmory

Po raz ostatni rozlicza się ze swoimi były parterami. I po raz pierwszy opowiada o swojej wielkiej miłości do pewnego Anglika imieniem Paul. „To uczucie, mam nadzieję, że ostatnie w moim życiu, jest da mnie najlepszą terapią na wszystko” – mówi Edyta.

Znasz uczucie oczekiwania na telefon, który wciąż nie dzwoni?

Odkąd jestem z Paulem – już nie. Ale moje życie z innymi partnerami polegało na bezustannym czekaniu, które nie wiązało się z zazdrością albo brakiem zaufania, tylko z lekiem o zycie mężczyzny. Umierałam z niepokoju, gdy mój chłopak jechał z Zakopanego do Warszawy w zimie na letnich oponach i przez 12 godzin nie dawał znaku życia. Chodziłam od okna do okna i nerwowo patrzyłam na zegarek. W końcu dzwoniłam na policję i drżącym głosem pytałam, czy na tej trasie był wypadek auta z jego rejestracją.

A co czułaś, kiedy on nie mówił kocham?

O Boże, byłam w związku, w którym przez dwa lata nie usłyszałam takiej deklaracji. Straszne.

Myślałaś, że on kocha, tylko nie umie, nie jest w stanie tego powiedzieć?

Długo się oszukiwałam. Myślałam, że to jest kwestia odwagi i czasu, który muszę pozostawić, żeby ktoś się oswoił z moją osobą, bo często słyszałam, że onieśmielam innych. Ale się nie doczekałam. Związek skończył się dla mnie poczuciem odepchnięcia, upokorzenia. Przestałam siebie szanować, za to że pozwoliłam się tak potraktować.

Kiedy mężczyzna zwykle mówił „kocham”?

Jak mnie tracił. Niestety, chyba tak to już jest, że mężczyźni najczęściej wyrażają uczucia w desperacji, w strachu, w obliczu utraty komfortu, do którego się przyzwyczaili, a który kobieta im zapewnia.

Należysz do kobiet, które dają za duże poczucie bezpieczeństwa?

Obawiam się, że tak, i chyba wiem, z czego to wynika. Wychowałam się w domu, w którym na wszystko trzeba było porządnie zasłużyć. Jeśli nie słyszałam pochwały czy nie dostawałam znaku, że coś dobrze zrobiłam, to dla mnie oznaczało to, że muszę się bardziej starać.  To miało ogromny wpływ na to, że w dorosłym życiu, zwłaszcza gdy byłam źle traktowana w związkach, wierzyłam, że jeszcze nie zasłużyłam na miłość. Że nie jestem dość dobra, dość kochająca, dość wyrozumiała. I dawałam coraz więcej. Wtedy naturalnie mężczyzna wnosił w nasze wspólne życie jeszcze mniej.

Dlaczego zawsze mówisz o swoich partnerach tak źle? To nie jest eleganckie ani lojalne.

Jeśli ktoś o to pyta, szczerze odpowiadam, bo inaczej nie potrafię. Może t nie jest eleganckie, ale oni wiedzą, że ja i tak jestem dyplomatyczna, że ich oszczędzam, że jestem łaskawa.

Piotr Gembarowski cieszy się, że oskarżasz go publicznie o to, że Cię podsłuchiwał?

Pewnie się nie cieszy, bo to chyba nie powód do dumy, prawda? Akurat on ma tylko to na sumieniu. Rozpoznał kod telefonu, dzięki czemu mógł mnie regularnie podsłuchiwać. I jest na tyle zuchwały, by teraz publicznie zaprzeczać, choć przede mną się przyznał, kajał i prosił o wybaczenie, tłumacząc, że nie miał złych intencji.

A czy Robert Kozyra powinien się cieszyć, że oskarżyłaś go jedynie o zdradę?

To pytanie brzmi jak atak, więc muszę przypomnieć, że to nie on jest ofiarą. Długo go chroniłam, biorąc winę za rozpad związku na siebie i jako oficjalny powód rozstania podałam to, że zaczyna się pierwsza trasa promocyjna w Europie i że trudno jest pogodzić mi życie prywatne z zawodowym. Ściągnęłam na siebie komentarze, że jestem wyrachowana, bo wybieram pracę, nie miłość.

Jak się dowiedziałaś o zdradzie? Zastałaś go in flagranti?

Wolę o tym nie mówić. Tak czy inaczej, długo nie rozumiałam, jak mógł tak świadomie nadużyć mojej wrażliwości, przywiązania, miłości? Ale cóż, od początku wiedziałam, że on jest zuchwałym człowiekiem i że ma mnóstwo kompleksów, z których bardzo staram się go wyleczyć. Jego arogancji wypływa z poczucia strachu i niskiej samooceny.

Dostało się też Piotrowi Kraśko. Za co?

Proszę wierzyć, że mnie w swoim czasie też się dostało. Piotr był w naszym związku nielojalny. Przezywałam to, bo bardzo go kochałam. Jeszcze trzy, cztery lata temu myślałam, że Piotr był miłością mojego życia i że już nigdy nikogo tak nie pokocham. Każda miłość była już uboższa. Gdy spotkaliśmy się po ponad sześciu latach, on był już żonaty, a w moim życiu pojawił się Paul, moja obecna miłość.

Zdrada zdradzie jest równa?

Tak.

Obojętnie czy mężczyzna zdradza kobietę z mężczyzna czy facetem?

O zdradę z mężczyzną trudno być zazdrosną. Jeśli przegrywam z kobietą, wierzę że w czymś była lepsza. Nie twierdzę jednak, że wszystkie moje sympatie, bo partnerami nie mogę ich nazwać, były beznadziejne. Oni po prostu byli…

…okrutni?

Tak. Każdy z nich winny jest na inny sposób. Ale też nie jest łatwą partnerką, więc po mnie może być im już tylko łatwiej uszczęśliwić innych ludzi. Jednak gdy w Anglii poznałam Paula, musiałam na nowo uwierzyć, że potrafię kochać. Bałam się, że już zawsze będę za ostrożna, że się nie otworzę, nie zaufam. Że będę zbyt cyniczna.

Przed Paulem pogodziłaś się z samotnością?

Tak, bez bólu. Większy strach czułam na myśl o dotyku nowego mężczyzny, o ponownym budowaniu więzi, o tłumaczeniu, dlaczego boję się ciemności. Paraliżowało mnie to. Przestałam czekać na miłość i polubiłam ten spokój, swobodę myślenia, to, że nikt mnie nie ocenia. Naprawdę miała wrażenie, że odżyłam. Byłam szczęśliwa. Dlatego gdy przyszła ta miłość, bardzo długo ją odpychałam. Przez jakiś czas krzywdziłam Paula, ale w końcu uwierzyłam, że mogę być kochana.

Jaki jest Twój Paul?

Nie wiem, jak go opisać… On jest bardzo ciepłym człowiekiem, ma dobre oczy, dobry uścisk dłoni. Dla mnie jest wyjątkowy, niezwykły. Ale myślę, że gdyby szedł ulicą, kobiety nie zwróciłby na niego większej uwagi. Jest szatynem, ma mały brzuszek, bo uwielbia piwo, szczególnie polskie. Lubi też polską kuchnię. Dla niego wreszcie nauczyłam się gotować. Po raz pierwszy robię to bez stresu i sprawia mi to olbrzymią przyjemność.

On umie mówić o miłości? Umie ją okazywać?

Bardzo. Po raz pierwszy kocham człowieka, który i mnie kocha, nigdy wcześniej tego nie doświadczyłam. Ta miłość jest dla mnie najlepszą terapią. Ufam Paulowi bezgranicznie, on mnie na pewno nie skrzywdzi jak inni.

Przyznałaś niedawno, że twoja kobiecość jest zablokowana. Czy Paul to przełamał? Czy potrafisz już czerpać satysfakcję z seksu?

Nigdy nie traktowałam tej strefy w kategoriach satysfakcji, ale po raz pierwszy czuję, fizycznie i psychicznie, że to duchowe przeżycie dla obojga.

Fizyczne chyba też?

Tak, ale przede wszystkim duchowe. Ponieważ dużo medytujemy i czytamy książki o buddyzmie, o anatomii duszy, które pomagają nam się zbliżyć na każdej płaszczyźnie. Seks to jest uczta duchowa.

Seks to branie i dawanie. Nauczyłaś się już brać?

Nie mogę powiedzieć w czasie przeszłym, że się nauczyłam, ale nie są to już moje pierwsze lekcje. Jestem w trakcie, na tym pierwszym etapie.

Umiesz z Paulem, rozmawiać o swojej przeszłości?

Tak. On wiele rzeczy odgadł sam, bo jest spostrzegawczy, inteligenty i wrażliwy. Gdy zdarzały mi się pewne zachowania, których on nie rozpoznał wcześniej, to nie pytał: o co chodzi? Zamiast tego słyszałam: kto Cie tak skrzywdził? On wie, że wszystko z czegoś wynika, ma swoje źródło. Dużo rozmawiamy, czasem do trzeciej – czwartej w nocy. On jest ciekawy moich myśli. Może to wynika z różnych kultur i mentalności, bo on jest Anglikiem, może z miłości, a może jeszcze z czegoś innego.

Z niepokoju?

Paul chciałby wszystko zrozumieć, żeby być dla mnie najlepszym partnerem. Zawsze to powtarza. Mówi, że nigdy nie chce w moje świadomości stać w jednej lidze z innymi mężczyznami. Chce być lepszy od wszystkich, których spotkałam w życiu. Trochę się ściga, walczy z moimi zmorami.

A ty? Przestałaś się bać?

Boję się, że pewnego dnia rozpoznam w Paulu albo w sobie jakąś wadę, która będzie dla nas zagrożeniem. W sprawach zawodowych jestem wymagająca w stosunku do siebie i do otoczenia. Natomiast w innych kwestiach jestem wyrozumiała. Do tego stopnia, że pozwalam niemalże deptać po sobie. I dla mnie, nim jeszcze związałam się z Paulem, wystarczyło, że mężczyzna miał jedną zaletę np. że mnie nie zdradzał, że był uczciwy. Jak w jednym związku mężczyzna był skąpy, to w drugim chodziło mi tylko o to, żeby skąpy nie był.

I na inne wady byłaś ślepa?

Nie, ale pozwalałam na nie, bo chciałam być wyrozumiałą partnerką.

Jak długo trwa wasz związek?

Prawie dwa lata.

To mężczyzna, któremu chcesz dać dziecko?

Chciałabym urodzić dziecko i z nim je wychować.

On także marzy o dziecku z tobą?

Marzy i prosi mnie, żeby to się stało, zanim skończy 40 lat, bo chciałby jeszcze z dzieckiem pograć w piłkę.  Zostały nam cztery lata, bo Paul ma teraz 36. Nasi przyjaciele mówią, że właśnie tacy ludzie jak ja i Paul powinni mieć dzieci, bo świat potrzebuje dzieci z kochających się rodzin. Ale mimo, że o byciu mamą marzę od 22. roku życia, to na razie nie mogę sobie na to pozwolić.

Dlaczego nie?

Mam podpisany kontrakt, który mnie zobowiązuje do profesjonalnego podejścia do pracy.

A gdyby się stało?

To by znaczyło, że Bóg tak chciał i byłabym najszczęśliwsza na świecie, miałabym pretekst, żeby odpocząć i m.in. dokończyć autobiografię. Za każdym razem idę do ginekologa z nadzieją, że jestem w ciąży. Ale odkładam macierzyństwo także dlatego, że żyjemy w niebezpiecznym świecie.

Co myślisz na temat małżeństwa?

Kiedyś ceremonia ślubna oznaczała dla mnie ostentacyjne okazanie swojej miłości wobec przyjaciół, rodziny. Oznaczała deklarację, że to druga osoba to ktoś, o kogo ja będę dbać, troszczyć się. Jednak dziś ślub kojarzy mi się z kontraktem, przestał być romantyczny. Mimo to rozmawialiśmy z Paulem o tym, w jakiej religii chcielibyśmy dostać błogosławieństwo.

Udało wam się coś ustalić?

To były wstępne rozmowy. Ale na szczęście mamy podobne wyobrażenie na temat ślubu.

Jak Paul zareagował na plotki o twoim romansie z prezydentem?

Po raz pierwszy usłyszałam o swoim rzekomym romansie z prezydentem w listopadzie ub. roku, podczas pobytu w USA. Ktoś z polaków zapytał pół żartem, pół serio, czy to prawda. Zaczęłam się śmiać bo myślałam, że to żart. Opowiedziałam o tym Paulowi, temat został zamknięty. Potem chyba już w styczniu poszliśmy w Londynie na kolację ze znajomymi Polakami  i podczas tej kolacji też padło to pytanie. I też żartowaliśmy. Ale to był ostatni raz gdy się z tego śmialiśmy…

Nie zwątpił w twoją uczciwość ani na chwilę?

Oczywiście, że nie. Ale cała ta sprawa wpłynęła na atmosferę w naszym domu, bo byłam coraz bardziej spięta. Trudno taką nie być, gdy otwiera się skrzynkę mailową i czyta pytanie: czy jest pani w ciąży, a jeśli tak, to w którym miesiącu, jakiej płci jest dziecko i jak będzie miało na imię? Co gorsza, takie pytania zadawali niby inteligentni dziennikarze z poważnych gazet. Nie wiem, czego oczekiwali. Że pójdę do ginekologa, zrobię skan swojego brzucha i prześlę im faksem?

Dlaczego od razu tego nie zdementowałaś?

To było tak absurdalne i obraźliwe, że nie chciałam się w to mieszać. Myślałam: mieszkam w innym kraju, w innej rzeczywistości, mam swoje życie i jak ktoś taką plotkę wymyślił, to niech w tym tkwi. Ale przypomniałam sobie, że prezydent stanął w mojej obronie po tym, jak Polacy agresywnie zareagowali w stosunku do mnie po występie w Korei. Wtedy postanowiłam się zrewanżować. Chciałam uchronić dobre imię pana prezydenta.

Nie współczułaś prezydentowej, Jolancie Kwaśniewskiej na tyle, żeby z nią porozmawiać?

Chciałam zadzwonić do pani Kwaśniewskiej, żeby ja uspokoić. Ale bałam się, że w tym czasie telefony będą na podsłuchu i gdy zadzwonię, to wzbudzę kolejne podejrzenia.

Czy ta plotka w jakiś sposób ci zaszkodziła?

Ona nie była w stanie zagrozić mojej miłości z Paulem, bo zbyt mocno jesteśmy związani, zbyt dobrze się znamy. Ale dla mnie to było uwłaczające, bo oskarżono mnie, że jestem nieszczera, niegodna zaufania i niewierna wobec Paula. A potem posądzone mnie jeszcze, że dokonałam aborcji, że zamordowałam własne dziecko. Cóż gorszego można powiedzieć o kobiecie? Słyszałam, że był przygotowanych wiele materiałów na ten temat. Gdyby one się ukazały, to – tak jak zawsze odpuszczałam różne historie na swój temat – teraz doprowadziłabym do tego, żeby mnie publicznie przeproszono. Nawet gdybym miała wydać cały swój majątek na prawników.

Co powiedzieliście sobie z Paulem na lotnisku, gdy teraz leciałaś do Polski?

Wiele rzeczy. Mówiliśmy, że oboje musimy być silni i odporni. Bo gdy nie widzimy się dłużej niż dwa dni, to dosłownie fizycznie cierpimy. Gorzej jadamy, śpimy, trawimy. Prawidłowo funkcjonujemy tylko jako jeden organizm. Martwił się o mnie, bo leciałam do kraju, w którym jeszcze niedawno zamiast w oczy patrzono mi na brzuch. Poza tym i Anglia, i Polska, biorą udział w wojnie, więc rozmawialiśmy o obawach związanych z ewentualnym zablokowaniem lotnisk. Mogę was jednak zapewnić, że Paul nie bał się, że będę się starać o spotkanie z prezydentem.

Rozmawiały Katarzyna Nazarewicz i Anita Nawrocka

Na żywo, nr 9



Komentarze




Dodaj komentarz

W górę ↑