Playboy

Opublikowano 1 kwietnia 1998

0

Playboy (04/1998)

Szczera rozmowa z naszą eksportową gwiazdą muzyki pop o mężczyznach jej życia, rywalkach z estrady i o tym, kiedy nie służy jej seks.

PLAYBOY: Kiedy przylatujesz dziś do Polski samolotem z Londynu, Tokio czy Nowego Jorku, jakie towarzyszą ci uczucia? Przyjemność, rozrzewnienie, lęk, podniecenie, duma?

GÓRNIAK: Pozytywne podekscytowanie. To są takie momenty w życiu, które wiążą się z nadzieją, iż będą radosne. Serce bije mocniej, szybciej się oddycha i trudno uspokoić tysiące myśli. Wtedy wydaje się, że samolot kołuje bez końca. Myślę, że kiedy teraz przylatuję do Polski, czuję się tak, jakbym wracała na chwile do swoich wspomnień, do marzeń z dzieciństwa, do miejsc które przypominają mi, że to wszystko, co zdarzyło się w moim życiu, zdarzyło się naprawdę.

PLAYBOY: Gdzie jednak jest to miejsce na świecie, do którego należysz? Gdzie czujesz się najlepiej, najszybciej osiągasz spokój, potrafisz się zrelaksować, nie musisz się tak bardzo starać; możesz poprzestać na tym, że jesteś? Czy w ogóle jest takie?

GÓRNIAK: Nie ma. Może dlatego, ze nie mam domu w pełnym tego słowa znaczeniu. Ostatnio większość czasu spędzam w samolotach. Może dlatego, że niemal każdej nocy zasypiam w innym hotelu, w innym łóżku, bez tej jednej ukochanej poduszki. Codziennie mam inny widok z okna. Nie zdążam przyzwyczaić się do żadnego miejsca. Czasem jednak udaje mi się zrelaksować, kiedy przebywam z przyjaciółmi. A najszybciej, oczywiście, słuchając dobrej muzyki.

PLAYBOY: Gdy latasz samolotem, zwracasz uwagę jakimi liniami lecisz? Masz swoje ulubione?

GÓRNIAK: Tak! Na trasach międzykontynentalnych najbardziej lubię Virgin.

PLAYBOY: Dlaczego?

GÓRNIAK: Bo zapewniają wyjątkowy komfort w czasie podróży, a nawet przygotowują miłe niespodzianki dla pasażerów – na przykład podczas lotu na wysokości kilku kilometrów nad ziemia rozdają lody. Każdy lot rozpoczynają dźwiękiem przypominającym gwizdek lokomotywy. Zawsze jest dobre jedzenie. Załogę stanowią zwykle młodzi, fajni, dowcipni ludzie. Można posłuchać dobrej muzyki, obejrzeć ciekawe filmy. Lubię Virgin za to, że panuje tam luźna atmosfera, nie przypominająca zwykłego lotu samolotem. Natomiast po Europie najbardziej lubię latać LOT-em, bo wtedy czuję się bliżej domu i mogę spróbować typowo polskich potraw. Poza tym polskie stewardessy są najładniejsze i miło się na nie patrzy, a na dodatek kilka razy zostałam zaproszona przez kapitana do kabiny pilotów podczas lądowania…

PLAYBOY: Co czujesz, gdy wchodzisz do sklepu muzycznego w dowolnym mieście świata i widzisz nową płytę Celine Dion?

GÓRNIAK: Od razu ją kupuję.

PLAYBOY: Kupujesz, idziesz do domu, słuchasz. I co wtedy czujesz? Zazdrość czy przyjemność?

GÓRNIAK: Zawsze przyjemność! Muzyka nigdy nie wywołuje we mnie uczucia zazdrości. Tylko miłość rodzi takie uczucie. W sztuce odwrotnie – podziwiam ludzi, którzy potrafią tworzyć coś pięknego.

PLAYBOY: A takie uczucie: ojej, świetnie zaśpiewała, szkoda, że ona tak to zrobiła, bo teraz jeśli ja podobnie zaśpiewam, będzie wyglądało, że ją naśladuję…

GÓRNIAK: Nie, przecież wiadomo, ze wszystko w sztuce się powtarza: dźwięki, tematy, instrumenty. Cokolwiek zrobię i tak okaże się, że było to już przez kogoś zaśpiewane. Celine Dion i ja różnimy się środkami wyrazu, sposobem przekazywania uczuć. Jesteśmy zupełnie inne. Jeśli się mnie do niej porównuje to chyba tylko ze względu na skalę głosu i tego samego producenta.

PLAYBOY: No i na rodzaj repertuaru.

GÓRNIAK: Od momentu, kiedy pojawiły się Whitney Houston i Celine Dion, wszystkie ballady miłosne będą się kojarzyły z tymi piosenkarkami, ktokolwiek je zaśpiewa. Zawsze cieszę się z nowych płyt artystek, które lubię i podziwiam. Rzadko się rozczarowuje. Chętnie ich słucham, chętnie sobie z nimi śpiewam w samochodzie czy w łazience. Nigdy jednak nie mam odczuć w rodzaju: kurcze, ona tak zaśpiewała, a ja tak nie potrafię! Zawsze pamiętam, co zresztą zostało mi po współpracy z Januszem Józefowiczem, o tym, co potrafię, ale też – czego nie potrafię. Te płyty czasem bywają dla mnie inspiracją. Łączę kilka pomysłów różnych artystów i próbuję to wykorzystać w tym, co robię.

PLAYBOY: A czego nie potrafisz?

GÓRNIAK: Nie potrafię wielu rzeczy. Nie potrafię być obojętna na ludzi niewrażliwych, na to, co dzieje się na świecie. Nie potrafię lubić osób aroganckich i zgorzkniałych. Jeśli jednak chodzi o śpiewanie są rzeczy, których wciąż nie umiem. Na przykład opanować tremy. Pracuje nad tym i mam nadzieje, ze kiedyś w końcu ja pokonam.

PLAYBOY: Śpiewanie to rodzaj rzemiosła, które należy doskonalić przy pomocy ćwiczeń i dobrego nauczyciela muzyki. Czy masz takiego?

GÓRNIAK: Staram się sama dbać o siebie. Po tylu latach pracy potrafię zwykle przewidzieć, kiedy mój glos będzie brzmiał lepiej, a kiedy gorzej. Natomiast mam opiekuna mojej duszy artystycznej. Jest nim Chris Neil, producent mojej najnowszej płyty.

PLAYBOY: Czy twój glos zależy w jakiś sposób od stanu ducha, od emocji?

GÓRNIAK: To bardzo ciekawe pytanie i jeszcze nikt nigdy mi go nie zadał. Przede wszystkim od tego. Niestety – choć może to piękne – glos nie jest instrumentem, który wystarczy, niczym gitarę, podłączyć do prądu, żeby można na niej grać. Glos wydobywa się z żywego organizmu, a zatem jego brzmienie zależy od wielu uwarunkowań: od temperatury powietrza, od wilgotności, od tego, ile godzin się spało i co jadło się poprzedniego dnia. Również od stanu ducha. Bo dobry glos – o czym nie każdy wie – składa się z kilku elementów: ze zdrowych strun głosowych, z dobrego i krytycznego ucha, z silnej przepony, a także z tego, co się dzieje w głowie i w sercu. Jeśli któryś z tych elementów nie zagra, co się często zdarza, natychmiast można to odczuć. Zwłaszcza podczas nagrywania płyty, kiedy wokalista jest dosłownie nagi. Słychać wtedy każdy oddech, zamyślenie, rozkojarzenie, najdrobniejszy nawet feler. Podczas koncertu da się czasem coś ukryć w hałasie, w światłach, ale w studiu nagraniowym nigdy.

PLAYBOY: Może są na to sposoby w rodzaju tych, jakie stosuje się na przykład w psychologii? Może trzeba się opiekować swoim głosem, narzucając sobie określony rytm życia, nie nerwowe sposoby zachowania?

GÓRNIAK: Tego trzeba się uczyć i zajmuje to wiele, wiele lat. Najtrudniejsze w moim zawodzie jest uregulowanie trybu życia. Wielu rzeczy wciąż jeszcze nie potrafię, mam jednak w sobie dużo determinacji. Zdarzyło mi się parę razy dać koncert następnego dnia po otrzymaniu jakiejś niedobrej wiadomości, na przykład dotyczącej zdrowia mojej mamy lub mężczyzny, z którym żyłam. I muszę powiedzieć, że zawsze wtedy działo się ze mną coś dziwnego: walcząc sama ze sobą, ze swoimi słabościami zauważałam, że im więcej mnie to kosztuje, tym lepiej śpiewam.

PLAYBOY: Czyli stres ci służy?

GÓRNIAK: Właśnie. To dziwne, prawda?

PLAYBOY: Trochę okrutne.

GÓRNIAK: No właśnie. Chciałabym zawsze dawać dobry koncert, ale nie kosztem stresu. Trzeba czekać na dzień, kiedy to będzie możliwe. Nagrywanie płyty trwa długo, bo w zależności od samopoczucia zmienia mi się barwa i siła głosu. Czasami zdarza się, że w ciągu kilku miesięcy nagrań tych najlepszych dni jest zaledwie dziesięć, piętnaście.

PLAYBOY: Współpracowałaś ze słynnym tenorem, Jose Carrerasem, może on podpowiedział ci, jakie są sposoby starych wyjadaczy, żeby panować nad głosem?

GÓRNIAK: Nie śmiałam go o to pytać, aczkolwiek powiedział mi o pewnych cukierkach leczniczych, które skutecznie likwidują chrypkę.

PLAYBOY: A jednak! To cukierki, które każdy może kupić, czy trzeba je samemu ukręcić?

GÓRNIAK: Można kupić, tylko trzeba wiedzieć, gdzie.

PLAYBOY: Jeżeli w czasie koncertu zorientujesz się, ze zespól, który ci towarzyszy, fałszuje, jesteś w stanie przerwać piosenkę?

GÓRNIAK: Zdarzyła mi się taka sytuacja. Ale nie przerwałam. Starałam się zachować zimna krew. Miedzy innymi dlatego rozstałam się z zespołem Woobie Doobie. Najmłodszy członek tego zespołu robił przeróżne rzeczy. Na przykład potrafił zagrać piosenkę dwa razy wolniej albo dwa razy szybciej w zależności od tego, jaki miał humor tego dnia (dotyczyło to oczywiście piosenek, których nie był autorem). Czasami przyjeżdżał na piętnaście minut przed koncertem, do końca trzymając mnie w niepewności, czy koncert w ogóle się odbędzie. A ja nie mogłam nic zrobić, to było okropne.

PLAYBOY: Nigdy nie przerwałaś koncertu z powodu własnej niedyspozycji?

GÓRNIAK: Raz. Tylko raz!

PLAYBOY: I co wtedy czułaś?

GÓRNIAK: Z jednej strony wstydziłam się, z drugiej – zauważyłam, że dla widzów to jest ciekawe, bo stanowi dowód, że śpiewam na żywo i oto oni, tylko oni, są świadkami wyjątkowego zdarzenia.

PLAYBOY: Wolisz koncerty, czy prace w studiu nagraniowym?

GÓRNIAK: Zawsze w studiu! Tu jest komfort, który polega na tym, ze mogę kilka razy powtórzyć określony fragment piosenki, aż poczuję, że zaśpiewałam go uczciwie, prawdziwie i czysto. Poza tym, w słuchawkach mam najczystszy dźwięk, jaki w ogóle istnieje; wszystkie instrumenty słychać bardzo selektywnie. A na żywo – dominuje hałas, wszystko się może wydarzyć, przez co rośnie stres. Proporcjonalnie do liczby widzów na widowni. A jeszcze dochodzi stres za osoby, które współpracują, czyli techników, muzyków, światło, dźwięk. Nigdy nie wiadomo, czy coś się nie stanie, na przykład czy scenografia się nie zawali, tak jak to się zdarzyło podczas mojego koncertu w Opolu, kiedy spadły na scenę źle zamontowane światła. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

PLAYBOY: Odnoszę wrażenie, ze mężczyźni w twoim życiu zawsze zjawiali się jako alternatywa dla śpiewania. Swoje ciało częściej traktujesz jako instrument muzyczny niż jako źródło zmysłowej przyjemności. Kiedyś wręcz przyznałaś, ze nie możesz się kochać na siedem dni przed koncertem, bo musisz oszczędzać pewne mięśnie potrzebne ci do śpiewania. Jakie to mięśnie?

GÓRNIAK: Chodziło mi, oczywiście, o mięśnie przepony, którym zawdzięczam siłę głosu, a które podczas pracy powinny być odpowiednio napięte. Tymczasem seks je rozluźnia.

PLAYBOY: Istnieje jednak teoria, ze seks stanowi dla nich dobry trening…

GÓRNIAK: Nie, nie, chodzi o zupełnie inny rodzaj pracy mięśni. Gdybyś zapytał, powiedzmy trębacza, jak on się przygotowuje do występu, usłyszałbyś zapewne, że przed ważnym koncertem nie może się całować, bo mięśnie twarzy zbyt się rozluźniają, co przeszkadza w grze. Wszyscy wiedzą, że sportowcy przed wyjazdem na olimpiadę mają obowiązek zdrowo się odżywiać, nie rozpraszać i gromadzić energię – czyli też decydują się na wiele wyrzeczeń, tyle że nie mówią o tym na głos. Luciano Payarotti nosi szalik w najbardziej upalne lato. Jak sadzisz, dlaczego? Chroni to, co jest mu potrzebne do pracy. To, co często dla ludzi pracujących w innych zawodach bywa niezrozumiałe, dla nas jest zupełnie naturalne.

PLAYBOY: Czy twoi mężczyźni rozumieli swoja odpowiedzialność za jakość twoich koncertów?

GÓRNIAK: Liczyło się tylko dwóch partnerów…

PLAYBOY: … obaj związani są z publicznymi występami.

GÓRNIAK: Tak, bo Darek Kordek jest aktorem, a Piotr Krasko dziennikarzem telewizyjnym. Musze przyznać, ze miałam szczęście i trafiłam na wyrozumiałych partnerów. Moje oszczędzanie mięśni przepony nigdy nie powodowało kłótni. Zwłaszcza Piotr był dla mnie bardzo wyrozumiały i nigdy nie miałam wrażenia, ze tego nie akceptuje.

PLAYBOY: Co najlepszego przeżyłaś dzięki niemu?

GÓRNIAK: Piotr dal mi poczucie bezpieczeństwa, na które czekałam wiele lat. W swoim czasie dal mi dużo miłości, czułości i siły, której wcześniej w sobie nie czułam. Myślę, ze każda kobieta tego potrzebuje, tak jak mężczyźni – wydaje mi się – maja naturalna potrzebę opiekowania się słabszą, przynajmniej fizycznie, kobietą.

PLAYBOY: Z czego czerpiesz poczucie bezpieczeństwa?

GÓRNIAK: Z rzeczy wydawać by się mogło błahych. Z gestów, słów, tego, w jaki sposób zasypiam z ukochanym mężczyzną, z tego, czy czuję w pobliżu jego oddech. W moim życiu poczucie bezpieczeństwa po raz pierwszy pojawiło się razem z Piotrem. To było dla mnie bardzo nowe i bardzo dziwne uczucie.

PLAYBOY: Kiedy jest się razem, zaczyna się planować przyszłość. Znajdowałaś w tym przyjemność czy uciekałaś od tego tematu?

GÓRNIAK: Przyjemność, jasne że przyjemność! Uwielbiam planować, wymyślać, marzyć, a potem realizować te marzenia. Jeżeli już coś sobie wymyślę, staram się tak długo nad tym pracować, aż do tego doprowadzę. Najchętniej marze o tym, czego nigdy nie miałam, czyli o prawdziwym domu i wiem, ze nie będę go miała tak długo, dopóki nie założę własnej rodziny.

PLAYBOY: Ale jak już ją założysz, będziesz musiała zmienić cały dotychczasowy tryb życia. Jak wtedy pogodzisz szczęście osobiste ze śpiewaniem?

GÓRNIAK: Teraz o tym nie myślę. Jestem perfekcjonistką, co jest przydatne w moim zawodzie, ale przeszkadza w życiu. Wszystko, co robię, chciałabym robić jak najlepiej. Chciałabym być jak najlepsza piosenkarka, jak najlepszą żoną i matką. To znaczy, ze musiałabym mieć czas i możliwości, żeby stworzyć taki dom.

PLAYBOY: Czyli najpierw musisz zakończyć ten etap, który teraz zaczęłaś?

GÓRNIAK: Tak. Albo przerwać go na jakiś czas, ale ponieważ ostatnio życie popchnęło mnie gwałtownie do przodu, po raz kolejny musiałam dokonać życiowego wyboru.

PLAYBOY: Na czym on polegał?

GÓRNIAK: Miedzy innymi na tym, żeby opuścić Polskę i wyjechać do Anglii, rozpocząć prace z ludźmi, którzy maja zupełnie inna mentalność i zacząć myśleć, mówić i śpiewać w innym języku.

PLAYBOY: Wyjechałaś do Anglii, żeby nagrywać płyty o charakterze międzynarodowym, ale to co robisz, zupełnie nie jest w duchu brytyjskiego rynku muzycznego. Jesteś więc podwójnie poza krajem: poza Polska i poza Anglia. Czy to, co nagrywasz, odczuwasz jako swój styl, czy też jest to wypadkowa wyliczeń marketingowych producenta?

GÓRNIAK: Odkąd pamiętam, zawsze byłam osobą zdecydowaną i wierzyłam w swój instynkt. Nie zdarzyło mi się wiele razy, żeby ktoś kompletnie zmienił moje zdanie na temat scenografii, kostiumów czy interpretacji piosenki. Nigdy w swoim życiu nie zaśpiewałam piosenki, która mi się nie podobała. Zwłaszcza teraz nie ma takiego argumentu, który mógłby mnie do tego przekonać: ani pieniądze, ani kontrakt, ani żadna presja. Nie czuję się piosenkarką, która uprawia zawód. Zawsze będzie to moja wielka pasja, wielka miłość; największa, jaką miałam w życiu.

PLAYBOY: Zaśpiewałaś kiedyś piosenkę Love is on the line, którą skomponowała piosenkarka Kylie Minogue. Czy nie przyszło ci wtedy do głowy, że sama mogłabyś układać piosenki dla siebie?

GÓRNIAK: Przyszło. Próbowałam i nie udało mi się. Wszystko, co przychodziło mi do głowy, robiło wrażenie, że już gdzieś to słyszałam.

PLAYBOY: Masz w swojej karierze doświadczenie teatralne w musicalu Metro. Teatr bardzo pomaga w określeniu osobowości estradowej i utrwaleniu jej na wiele lat. Czy nie myślisz o tym, żeby wrócić na scenę, może poszukać dla siebie miejsca także w filmie?

GÓRNIAK: Gdybym dostała bardzo dobry scenariusz, w którym reżyser niekoniecznie chciałby mnie rozebrać…

PLAYBOY: Taki jest twój warunek? Że w żadnym wypadku się nie rozbierzesz?!

GÓRNIAK: Nie rozbiorę się. Mogę uchylić rąbka tajemnicy, ale nie wszystko. Poza tym scenariusz musiałby być naprawdę ciekawy, a rola mi bliska, na tyle żebym ją dobrze rozumiała, albo może – czuła. Nie jestem przecież zawodowa aktorka. Gdyby chodziło o postać, która byłam choćby przez chwile w życiu, to pewnie udałoby mi się przypomnieć sobie, jaka wtedy byłam i dzięki temu wyglądałoby to naturalnie na ekranie. Ale, oczywiście, teatr zawsze był i będzie mi bliski, bo wszystko dla mnie zaczęło się właśnie tam. Z tego, czego się w nim nauczyłam, korzystam do dzisiaj. Wydaje mi się nawet, ze podświadomie staram się moje koncerty traktować w sposób trochę teatralny.

PLAYBOY: Przypomnę ci teraz trzy dni z twojego życia: premiera Metra na Broadwayu, twój występ na Festiwalu Eurowizji, pierwszy dzień, kiedy w sklepach znalazła się twoja ostatnia płyta. Który z tych dni najsilniej przeżyłaś?

GÓRNIAK: Myślę, ze Konkurs Eurowizji wygrałby ze wszystkimi przeżyciami, jakie dotąd miałam. To był jeden z najtrudniejszych egzaminów w moim życiu. Wiedziałam, ze jeśli go zdam, to już potem niewiele rzeczy będzie w stanie mnie przestraszyć.

PLAYBOY: Rzeczywiście miałaś wtedy kłopoty z gardłem, czy to były po prostu nerwy?

GÓRNIAK: Nerwy swoja droga, ale naprawdę miałam zakażone struny głosowe i mięśnie wokół nich. Czyli osłabiona była polowa wszystkiego, czego potrzebuje, żeby wydać z siebie dźwięk. A na dodatek presja świadomości, że tyle osób na mnie liczy i że – z drugiej strony – tylu innych życzy, żeby mi się nie udało.

PLAYBOY: Skąd wiesz, ze byli tacy, którzy ci źle życzyli? Jesteś tego pewna?

GÓRNIAK: Oczywiście, nie było ich wielu, ale za to starannie o sobie przypominali. Niestety, bez względu na to, ile usłyszę komplementów, ciepłych i serdecznych słów, to zawsze będę pamiętać o tych nieżyczliwych i złośliwych. To tak, jak idąc przez las, podziwiając piękne, zdrowe drzewa, zawsze szybciej zauważam to jedno umyślnie zniszczone, i to o nim pamiętam bardziej niż o pozostałych. Nigdy nie udawałam, że jestem ideałem. Od większości ludzi różnie się tylko tym, ze nie wstydzę się występować przed wielotysięczna publicznością. Poza tym jestem taka sama jak inni, mam wiele problemów, wad, kompleksów, przezywam stresy. W Londynie jest mi dużo łatwiej odgradzać się od nieżyczliwych mi ludzi. Dlatego wokół mnie mam teraz samych przyjaciół. To bardzo wpłynęło na jakość mojej płyty i na to, że się wewnętrznie uspokoiłam i w ogóle zmieniłam.

PLAYBOY: Umiesz, będąc w towarzystwie, odciąć się komuś, kto pozwala sobie na złośliwości na twój temat, tak żeby mu w pięty poszło?

GÓRNIAK: Nie. Kilka razy zdarzyło mi się usłyszeć nieżyczliwe komentarze na mój temat i od tamtej pory przestałam chodzić na przyjęcia. Potrafię zrozumieć, ze ktoś mnie z jakichś powodów nie lubi. Nie rozumiem jednak tego, ze ludzie czerpią przyjemność z okazywania mi tego. Mam wtedy wrażenie, ze im gorzej o kimś mówią, tym lepiej sami się czują. Ja należę do tych, którzy czują się dobrze, gdy są świadkami czegoś, co się innym udaje. Mam wiele odwagi, żeby bić się o przyjaciół, ale o sama siebie nie potrafię.

PLAYBOY: Wiec powiedz, jakie uczucia towarzysza ci, gdy wychodzi nowy kompakt Natalii Kukulskiej?

GÓRNIAK: Trudno mi powiedzieć, bo słyszałam tylko dwie piosenki i widziałam klip w TV Polonia, która odbieram w Londynie. Mam mieszane uczucia. Natalki dobrze nie znam, wiem o niej tyle co wszyscy; pamiętam, co się stało wiele lat temu. Jesteśmy w pewnym sensie do siebie podobne. Ona nie miała domu i ja nie miałam domu. Jej brakowało matki, mnie brakowało ojca, wiec obie wychowywałyśmy się w niepełnym komforcie psychicznym. Być może to spowodowało, że obie jesteśmy podobnie wrażliwe na muzykę.

PLAYBOY: Myślisz, ze to jest twoja główna konkurentka na polskim rynku muzycznym? Planując swoje występy bierzesz pod uwagę to, co ona robi?

GÓRNIAK: Nie, muzyka Natalki i ona sama nie jest inspiracja dla tego, co robię. Natalka nie wywołuje u mnie żadnych emocji. Piosenki, które słyszałam do tej pory, nie zrobiły na mnie szczególnego wrażenia. Jedna z nich przypomina mi inna znana w świecie melodie. Poza tym jest miedzy nami pewna różnica wieku powodująca, że Natalka myśli zupełnie inaczej o tekście piosenki i o interpretacji niż ja. Wiec nie sadze byśmy mogły ze sobą konkurować. Inspiracja są dla mnie raczej inni artyści w Polsce.

PLAYBOY: Jacy?

GÓRNIAK: Justyna Steczkowska. Bardzo chciałabym, żeby kiedyś coś dla mnie napisała. Ten gatunek muzyczny, który ona wspólnie z Grzegorzem Ciechowskim tworzy, jest mi bardzo bliski. Mimo że śpiewamy zupełnie inaczej, dla nas obu piosenki są jak małe spektakle.

PLAYBOY: Jeździsz teraz dużo po świecie, poznajesz nowych ludzi. Słuchają twoich piosenek, czytają twoja biografie. Dowiadują się o debiucie na Broadwayu, gdy miałaś 19 lat, o drugim miejscu na Festiwalu Eurowizji (i maja zapewne od razu skojarzenia z Celine Dion, która również na tej imprezie zaczynała swoją karierę), o tym, ze jesteś gwiazda w Polsce. Co z tych wszystkich rzeczy robi na nich największe wrażenie?

GÓRNIAK: Czytają biografie, gratulują wydanych płyt, ale wydaje mi się, ze bardziej są ciekawi przyszłości i tego, co robię teraz niż tego, co było kiedyś. Zdecydowanie większe wrażenie niż Festiwal Eurowizji robi na nich to, że śpiewałam piosenki w filmie Pocahontas i że dałam wspólny koncert z Jose Carrerasem.

PLAYBOY: Jak zaplanowano twój podbój świata?

GÓRNIAK: Najpierw była Japonia. Potem Polska, Republika Południowej Afryki i teraz po kolei wszystkie kraje europejskie. W Japonii miałam kontakt z publicznością, która reagowała – domyślam się – bardzo emocjonalnie, bo w trakcie koncertu słyszałam szelest wyjmowanych chusteczek. Japończycy są niesłychanie wrażliwi na muzykę i dużo wiedzą o naszej kulturze. Kochają Chopina, znają polskie filmy. Pytali mnie, dlaczego polskie kino jest takie smutne.

PLAYBOY: Na tej samej zasadzie my pytamy, dlaczego filmy japońskie są takie okrutne.

GÓRNIAK: Właśnie. Teraz kolej na Europę. Na pewno ostatnim krajem, w którym odbędzie się promocja, będzie Anglia.

PLAYBOY: Dlaczego?

GÓRNIAK: Bo jest najtrudniejszym rynkiem. Jest zupełnie wyjątkowa i nie przypomina reszty Europy. W Anglii przeważa i zawsze wygrywa muzyka rockowa.

PLAYBOY: A Spice Girls? Przecież Anglicy popadli w kompletna histerie na ich temat. W sklepach można kupić nie tylko płyty Spice Girls, ale także sygnowane podobiznami dziewczyn z zespołu dezodoranty, szminki, zeszyty, piórniki, tornistry, koszulki, kurtki, czapki, ołówki…

GÓRNIAK: Mnie to śmieszy. Potrafię zrozumieć, dlaczego tak się stało, ale nie podziwiam dziewcząt z zespołu Spice Girls ani za ich muzykę, ani za to, co mówią w wywiadach, ani za to, jak wyglądają.

PLAYBOY: Z czego jednak wynika ich histeryczna popularność na tym -jak mówisz – specyficznym i trudnym angielskim rynku muzycznym?

GÓRNIAK: Spice Girls najpierw stały się popularne poza Wielka Brytania. Sukces, jaki odniosły w Azji, a potem w Ameryce, niejako przeniósł się na Anglie.

PLAYBOY: Słyszałem, że masz już zebrany materiał na następną światową płytę. Składa się on z piosenek, które zaczęły napływać po nagraniu obecnej pod wpływem zachwytu nad twoim głosem.

GÓRNIAK: Tak, zajmuje się tym Chris, bo wierzy, ze dojdzie do wspólnego nagrania następnej płyty. Ja na razie o tym nie myślę. W ogóle nie do końca poważnie traktuje te wspaniale plany, które przede mną roztaczają mój producent i wytwórnia. Oczywiście, milo mi słyszeć życzliwe komentarze i czytać w fachowej prasie pochlebne recenzje, ale próbuje zachować do tego wszystkiego dystans. Na razie nastawiam się przede wszystkim na prace. Plan promocji jest tak ułożony, ze praktycznie każdego dnia musze być pełni dyspozycji, pogodna, zdrowa i w dobrym humorze. Każdy z nas ma takie dni, kiedy najchętniej schowałby się przed całym światem. Ja teraz nie mam takiej możliwości.

PLAYBOY: Nie rozumiem twojej niepewności. Czy kontrakt, jaki podpisałaś z EMI, nie gwarantuje ci nagrania następnej płyty?

GÓRNIAK: Oczywiście tak, ale zapewniam cię, ze jeśli ta płyta nie okaże się sukcesem Finansowym, wytwórnia łatwo ze mnie zrezygnuje.

PLAYBOY: Czy myślisz o tym, żeby – idąc za przykładem Celine Dion – nagrywać na zmianę jedną płytę po angielsku, a jedną w swoim języku ojczystym?

GÓRNIAK: Możliwe. Wszystko zależy od tego, jak się potoczą losy obecnej płyty. Ona określi moja pozycje, moje zamiary i możliwości na przyszłość.

PLAYBOY: Mieszkasz w Londynie. Miewasz chyba także wolne chwile, gdy wychodzisz na ulice, spacerujesz, patrzysz na ludzi…

GÓRNIAK: No właśnie, nareszcie mogę patrzeć na ludzi nie będąc obserwowana. W Londynie nie musze się obawiać fleszy ani tego, ze ktoś mnie speszy swoim wzrokiem. A obserwując ludzi wiele się można nauczyć. Cieszę się z tego, ze mogę sobie chodzić na spacery, siedzieć na trawie i czuć się swobodnie.

PLAYBOY: Czym różnią się ludzie z londyńskiej ulicy od tych, których widzisz w Polsce?

GÓRNIAK: Miedzy Angielkami a Polkami jest wyraźna różnica. Angielki uważają, ze im gorzej się ubierają, tym są modniejsze. Nie przepadam za taka moda ani za makijażem, który wygląda, jakby ktoś wylał garnuszek wody na twarz. Koniecznie tusz musi być rozmazany i koniecznie kobieta musi wyglądać, jakby nie przespała kilku nocy. Angielki, w przeciwieństwie do Polek, nie ozdabiają miast, w których mieszkają.

PLAYBOY: A mężczyźni?

GÓRNIAK: Są schludniejsi niż Polacy. Częściej chodzą w garniturach i krawatach, co sprawia wrażenie dbałości i elegancji.

PLAYBOY: Czy to Warszawa, czy Londyn, czy Nowy Jork pozostajesz młoda, atrakcyjna dziewczyna. Czy faceci zaczepiają cię na ulicy, podrywają, proponują wspólna kolacje?

GÓRNIAK: Ostatnio kilka razy zdarzyła mi się taka sytuacja, czym byłam bardzo zaskoczona. Zawsze, gdy wcześniej wyjeżdżałam z Polski, byłam w towarzystwie swojego partnera, z którym trzymaliśmy się za ręce. Z kolei w Polsce zawsze mam wrażenie, że jeśli patrzy na mnie nieznajomy mężczyzna, to nie dlatego, ze mu się podobam jako kobieta, ale dlatego, ze kojarzy mnie z piosenka, estrada czy telewizja. W jego oczach pojawia się pytanie: czy to ta, czy nie ta? Dopiero niedawno, podczas samotnych spacerów po Londynie zauważyłam, że mężczyźni się za mną oglądają. Przypomnieli mi w ten sposób, ze jestem młoda kobieta. Nie wiedząc o mnie kompletnie nic, próbują nawiązać rozmowę, zaprosić mnie na obiad, na kawę, na dyskotekę. To śmieszne uczucie, bo najpierw byłam dzieckiem, a potem od razu osoba publiczna. Cały czas pracowałam, starałam się być zdyscyplinowana i zapominałam o tym, ze jeszcze jestem młoda kobieta, która powinna pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa i dać się czasem zaprosić na obiad czy do kina.

PLAYBOY: Jak wtedy reagujesz? Sprawia ci to przyjemność?

GÓRNIAK: Chyba tak, jak każdej kobiecie, jeśli to odbywa się w miły sposób. Poza tym świetnie się wtedy bawię. Nie to, że się pozwalam podrywać, ale chętnie nawiązuję kontakt, śmieje się; na pytanie, czym się zajmuję, wymyślam różne rzeczy…

PLAYBOY: Nie przyznajesz się, że śpiewasz?

GÓRNIAK: Skądze, nigdy się nie przyznaje. Raczej mówię, że opiekuję się dziećmi albo jestem nauczycielka. Chce wtedy jak najdalej uciec od zawodu i odpoczywać.

PLAYBOY: Pomyśl teraz, co ryzykujesz. Jeśli twoja płyta odniesie międzynarodowy sukces, czego ci życzę, to będziesz znana nie tylko w Polsce i już nie zdarzą ci się takie okazje. W każdym razie będzie mała szansa, żeby się zdarzyły.

GÓRNIAK: No właśnie, kurcze.

PLAYBOY: Co wtedy?

GÓRNIAK: Powiem tak: moi wierni fani dali mi tyle dowodów miłości i akceptacji, ze nie czuje się osoba niedowartościowaną. Dlatego sytuacje, o jakich mówimy, raczej mnie bawią niż są dla mnie ważne.

PLAYBOY: No dobrze. Mówisz, ze mężczyźni oglądają się za tobą na ulicy. Ale odwróćmy sytuacje – czy tobie nie zdarzyło się obejrzeć za jakimś przystojnym facetem?

GÓRNIAK: Zdarzyło mi się, oczywiście! Tym bardziej, że poznaję wielu ciekawych ludzi, wspaniałych artystów…

PLAYBOY: I co, poznani prywatnie nie rozczarowują?

GÓRNIAK: Najczęściej zdarza się, że interesują się mną mężczyźni, którymi ja się nie interesuję i odwrotnie.

PLAYBOY: Jaki musi być mężczyzna, żeby ci się spodobał?

GÓRNIAK: Musi mieć inteligentny wygląd.

PLAYBOY: To znaczy nosić okulary?

GÓRNIAK: Niekoniecznie, ale nie lubię mężczyzn w typie słodkich modeli. Robią na mnie wrażenie bezmyślnych. O charakterze mężczyzn najwięcej można się dowiedzieć obserwując ich gestykulacje. Jak reagują na kobiety, na otoczenie. Czy są aroganccy, czy życzliwi. Bardzo zwracam uwagę na to, czy mężczyzna dba o siebie. Nie chodzi mi o to, żeby spędzał więcej czasu w łazience niż w biurze, ale ważne jest, by to, w co się ubiera, było ze smakiem skomponowane. Bo jeśli w tej sprawie wykażę dobry gust, to mogę podejrzewać, że ma dobry gust także w innych dziedzinach.

PLAYBOY: A zapach?

GÓRNIAK: Bardzo ważny. Nie może być zbyt intensywny. Wole czuć zapach mężczyzny, kiedy jestem od niego oddalona o pięć centymetrów, niż wtedy, gdy wchodzi do pokoju. Poza tym, niestety, nie lubię zarostu u mężczyzn. Nie myślę o lekkim, dwudniowym, ale o brodzie hodowanej miesiącami.

PLAYBOY: A wiek? Powinien to być równolatek?

GÓRNIAK: Raczej interesują mnie starsi mężczyźni. Maja ciekawsze twarze. Lubię mieć poczucie, że te oczy, na które patrzę, wiele widziały. To mnie bardziej interesuje niż rozbiegane oczy młodego chłopca, któremu się wydaje, że jest biznesmenem. Jest miło, gdy się ładnie uśmiecha, ale koniecznie musi mieć poczucie humoru i taktu.

PLAYBOY: Większą rolę w twoim życiu odegrali mężczyźni czy kobiety?

GÓRNIAK: Mężczyźni. Najwięksi przyjaciele, których miałam i których mam, to mężczyźni.

PLAYBOY: Czyli wierzysz w to, że może istnieć prawdziwa przyjaźń między kobietą i mężczyzną?

GÓRNIAK: Tak! Jest dosłownie garstka kobiet, które uwielbiam i z którymi lubię się spotykać. Najczęściej jednak spotykam kobiety złośliwe, zawistne, nielojalne zarówno jako przyjaciółki, jak i współpracownice. Mężczyźni także lubią plotkować, ale nie maja w sobie aż takiej zawiści. Jeśli coś ich denerwuje, to po prostu nie reagują albo powiedzą o tym parę słów i koniec. Natomiast kobiety wywlekają różne rzeczy, są drobiazgowe; małe nieporozumienie mogą ciągnąć całymi miesiącami. Z mężczyznami życie jest dużo prostsze. Poza tym – zawsze byłam dobrze traktowana przez mężczyzn: szanowana, rozumiana, czasami kochana. Więc mężczyźni są mi bliżsi niż kobiety.

Zdjęcia: Marlena Bielińska

Playboy, nr 65

Tagi:



Komentarze




Dodaj komentarz

W górę ↑