Face&Look

Opublikowano 10 maja 2017

0

Face&Look (10/05/2017)

Edyta Górniak w słonecznym Los Angeles

Edyta Górniak, najpopularniejsza polska wokalistka, kompozytorka, autorka tekstów, ikona stylu. Jej 4-oktawowy głos zna publiczność w Polsce i w Europie. Wydała 8 płyt, w tym dwie międzynarodowe. Obecnie mieszka z synem w Los Angeles.

Od początku swojej kariery otrzymała Pani wiele prestiżowych nagród, na przykład aż piętnaście razy była Pani nominowana do nagrody polskiego przemysłu fonograficznego Fryderyka i dwukrotnie była Pani jego laureatką. Otrzymała też Pani m.in. nagrodę Wiktora i Telekamerę z głosowania telewidzów. Jakie nagrody są dla Pani bardziej wartościowe: te przyznawane przez profesjonalistów z branży muzycznej czy przez słuchaczy?

Wszystkie nagrody i wyróżnienia cieszą mnie tak samo, jednak dużo bardziej cieszy mnie, kiedy ludzie identyfikują się z moimi wykonaniami muzycznymi.

Kilkakrotnie nagrywała Pani piosenki do filmów, m.in. „Ogniem i mieczem”, „To nie tak jak myślisz, kotku”, oraz polskich wersji filmów Disneya: „Mulan” i „Pocahontas”, które żyją w pamięci słuchaczy i widzów do dziś. Czy tworzenie utworu na potrzeby filmu różni się od piosenki na płytę?

Jedynie w taki sposób, że muzyka filmowa jest związana tematycznie bezpośrednio z filmem. Inaczej mówiąc, jest ściśle określony kierunek utworu.

Była Pani trenerem i Jurorem uczestników programu „Jak Oni śpiewają”, „Bitwa na głosy” i „Hit Hit Hurra” czy „The Voice of Poland”. Jak czuła się Pani w roli mentorki młodzieży?

Staram się w tych programach być wsparciem dla uczestników, których często tak wielkie produkcje telewizyjne paraliżują. Cieszy mnie, kiedy widzę postępy i rozwój, także osobowościowy, nie tylko muzyczny, tych młodych ludzi. Staram się jednak też pamiętać i szanować, przekazując swoją wiedzę, że każdy ma własną drogę rozwoju.

Ma Pani urodę i talent – 4-oktawowy głos, a przez krytyków jest pani porównywana do Whitney Houston, Mariah Carey czy Celine Dion. Czy to, że mieszka Pani obecnie w Los Angeles, to krok do światowej kariery, na którą Pani zasługuje?

Nie przyjmuję takiej presji (śmiech). Jestem raczej ostrożna niż zdesperowana. Przyjmę z pokorą to, co wybierze dla mnie Bóg.

Brała Pani udział w koncertach nie tylko muzyki pop, ale też występowała z legendarnym José Carrerasem czy Aleksandrą Kurzak – czy prywatnie też lubi Pani operę?

Nigdy na żywo nie słyszałam opery prócz tych dwojga wspaniałych artystów, z którymi miałam wielką radość współpracować.

Jest Pani piękną zadbaną kobietą. Jednak dbanie o urodę to dla wokalistki także rodzaj inwestycji zawodowej. Przed sesjami czy występami współpracuje Pani zapewne z profesjonalistami od wizerunku, ale proszę powiedzieć naszym czytelniczkom, jak na co dzień dba o siebie Edyta Górniak.

Są miesiące, kiedy żyję w takim pędzie, że niewiele zostaje mi czasu dla samej siebie, bo ważniejsze jest wszystko dookoła. Jeśli jednak mam czas, to staram się chodzić na zajęcia jogi, staram się zwracać uwagę, ile dziennie wypijam wody i co zjem, aby pożywić komórki.

Pani stroje prywatne, a zwłaszcza kreacje sceniczne, czasem bywały szeroko komentowane. Czy na co dzień korzysta Pani z porad stylistów czy słucha ich sugestii tylko przy oficjalnych okazjach?

Tylko podczas wyjść oficjalnych.

Rzadko występuje Pani w reklamach, jednak zdecydowała się Pani wystąpić w kampanii promującej lakiery do paznokci ChiodoPRO, co przekonało Panią do tej współpracy?

Kilka elementów. Możliwość współpracy kreatywnej – ogromnie dla mnie cenne. Jakość produktów i to, że lakiery są produkowane w Niemczech według najwyższych standardów europejskich. Przepiękna paleta kolorów pastelowych na ten sezon, którą wspólnie z ChiodoPRO udało nam się opracować, właśnie miała swoją premierę podczas międzynarodowych targów w Poznaniu. Muszę i lubię dbać o dłonie, ponieważ przez pół życia ludzie patrzą na nie, kiedy składam pamiątkowe podpisy lub kiedy trzymam mikrofon. Dlatego jestem szczęśliwa, że mogłam połączyć się wizerunkowo z profesjonalistami.

Rozmawiała: Marianna Nowicka
Zdjęcia: Iza Grzybowska

Face&Look, nr 27/2017



Komentarze




Dodaj komentarz

W górę ↑