Playboy

Opublikowano 1 listopada 1994

0

Playboy (11/1994)

20 pytań

Najładniejsza gwiazda polskiego show businessu opowiada o swojej pierwszej płycie, festiwalu Eurowizji, niepewności oraz o… kotlecie schabowym.

Edyta Górniak ma dwadzieścia jeden lat. Kiedy miała siedemnaście, po raz pierwszy wytrąciła z sennej równowagi publiczność opolskiego festiwalu. Dostrzeżona przez Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosę, rok później śpiewała już w musicalu Metro i przez sześćset wieczorów doprowadzała tłumy do wrzasku. Jako dziewiętnastolatka wraz z zespołem musicalu patrzyła jak amerykańska publiczność w teatrze Minskoff na Times Square w Nowym Jorku wstaje do owacji. W teatrze Studio Buffo Stokłosy i Józefowicza wystąpiła w dwóch spektaklach „lirycznych i sentymentalnych”. „Do grającej szafy grosik wrzuć” – ciepłe wspomnienie piosenek i osobliwego uroku lat pięćdziesiątych oraz „Brel” – namysł nad czasem minionym, tęskne wejrzenie w dzieciństwo i utraconą młodość. W tych spektaklach Edyta udowodniła, że potrafi zaśpiewać wszystko. Ale pod jednym warunkiem. Charlie Parker mówił, że jeśli czegoś nie przeżyjesz, to twój instrument nigdy tego nie zagra. Każda z jej piosenek musi dojrzewać w niej samej. Przyznaje, że chwilami trudno jest jej ustalić granicę między życiem a sceną. Prawdopodobnie także dlatego każdy z jej występów jest tak przejmujący, tchnie magnetyzmem. Pozostaje nam tylko czekać, aż zacznie komponować własne utwory. Wystąpiła jako pierwsza reprezentantka Polski na festiwalu Eurowizji w Dublinie, 30 kwietnia 1994 roku. Piosenka „To nie ja” w jej interpretacji zdobyta drugie miejsce, zaraz po zespole gospodarzy. Dwa miesiące później, w rodzinnym Opolu otrzymała nagrodę za wybitną osobowość estradową. Latem skończyła nagrywać w londyńskich studiach pierwszą autorską płytę.
Jest być może pierwszą prawdziwą gwiazdą w polskim show businessie. Piękna i obdarzona niebywałym głosem. Ma tysiące fanów. Już w tej chwili dla jej dobra należałoby udostępnić Edycie limuzynę z ochroną. Scenariusz jej drogi „ze szkoły pszczelarskiej w maleńkim miasteczku na końcu świata przed wiwatujące tłumy w stolicy sztuki estradowej” już nadaje się na film. Film ten nakręciła gdańska prywatna ekipa telewizyjna i był emitowany w drugim programie TVP. Współpracownik PLAYBOYA Marcin Kydryński, który spotykał Edytę w większości przełomowych momentów jej kariery, tym razem rozmawiał z nią w Warszawie

PLAYBOY: Przypuśćmy, że zaczynasz pisać autobiografię i musisz rozpocząć ją jednym, najmocniejszym wspomnieniem z dzieciństwa.

GÓRNIAK: Pierwsze czternaście lat życia spędziłam zamknięta w pokoju na klucz. Na świat patrzyłam przez okno. Nigdy nie mogłam tego świata poczuć naprawdę. Może właśnie dlatego, kiedy teraz wychodzę na scenę… Tak, zaczęłabym w ten sposób.

PLAYBOY: Jak ważna jest dla ciebie rodzina? Ta, którą masz i ta, którą być może będziesz miała?

GÓRNIAK: Zawsze czułam, że rodzina jest święta, choć sama nigdy jej nie miałam. Nie doświadczyłam tego, co nazywają domowym ciepłem. Było to dla mnie nieosiągalne, choć tak bardzo potrzebne. Podglądałam jedynie szczęście innych. Musiałam szybko dorosnąć. Zbyt szybko zapomnieć o najprostszych życiowych przyjemnościach, nauczyć się pokrętnej dyplomacji. Dlatego kiedy myślę o rodzinie, którą chciałabym kiedyś stworzyć, wiem, że musi to być dom. Ten, którego nigdy nie miałam naprawdę, za którym tak bardzo tęsknię. Wiem, że przyjdzie moment, kiedy będę musiała wybrać. To, co robię teraz, nie da się pogodzić z prywatnością, którą chcę pielęgnować, której chciałabym strzec. Coraz częściej zastanawiam się, czy nie zostawić sceny i nie zostać młodą mamą. Nie mam po-dzielnej uwagi. Jeśli oddaję się czemuś – to bez reszty.

PLAYBOY: Niektórych artystów kojarzy się z „ich” piosenkami. Czy są na świecie utwory, które brzmią i znaczą tak, jakby były twoje lub napisane dla ciebie?

GÓRNIAK: Jest kilka takich. Właściwie większość tych, które stanowią o niepowtarzalności Stinga, Sade. Chciałabym móc śpiewać ich piosenki. Jest w nich tak wiele najprawdziwszej emocji, choć przecież nie można się w nich zaprezentować wokalnie. Albo na przykład piosenka Ja-mesa Browna This Is The Mens World. Żałuję często, że nie dla mnie ją skomponowano. I Ticket To The Moon Electric Light Orchestra. Too Much Love Will Kill You Briana Maya. Bardzo moja. Muszę ją kiedyś zaśpiewać.

PLAYBOY: Krzysztof Penderecki hoduje drzewa, Wiesław Ochman zbiera obrazy. Czy ty, obok muzyki, masz jakąś wielką pasję?

GÓRNIAK: Mam, choć ostatnio poświęcam jej niewiele czasu, ale kiedyś do tego wrócę. Od dawna interesuję się biografią Marilyn Monroe. Nie dlatego, że była piękna. Myślę, że gdybyśmy się spotkały, nie musiałabym tłumaczyć jej wielu rzeczy, tak jak innym. Miałabym wspaniałego przyjaciela. Tak się złożyło, że było w moim w życiu wiele podobnych sytuacji. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale ona jest we mnie gdzieś głęboko, tak jak muzyka. Tak wiele osób kłamie o Marilyn. Chciałabym lepiej ją poznać, by móc pokazać ją światu w prawdziwym świetle.

PLAYBOY: Czy masz myśli samobójcze?

GÓRNIAK: Prosiłabym cię o następne pytanie.

PLAYBOY: Spytano kiedyś Monroe, jak czuje się kobieta, która wie, że dwa miliardy mężczyzn chciałyby się z nią przespać. Jak ty radzisz sobie z popularnością?

GÓRNIAK: Nie radzę sobie. Kiedy jestem na scenie, otwieram się i odsłaniani przed ludźmi. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Wtedy, świadomość, że wszyscy widzą, co się we mnie dzieje, że wiedzą o mnie niemal wszystko, nie przeszkadza mi. Dopiero, kiedy na ulicy podchodzą do mnie ludzie i mówią o tym jak ważne jest dla nich to, co robię, nie wiem zupełnie jak reagować. Z jednej strony to cudowne mieć świadomość, że moja praca nie poszła na marne, z drugiej – słysząc to, czuję się kompletnie sparaliżowana i skrępowana… Czuję jakby wszyscy znali moje najskrytsze myśli, jakby znali wszystkie moje grzechy. Wtedy boję się, bo myślę, że wiedzą jak mnie zniszczyć. Nie potrafię patrzeć im w oczy. To okropne uczucie.

PLAYBOY: Kiedy podchodzi złośliwiec i zagaduje: „A w Ameryce się nie udało, co?” -jak mu odpowiadasz?

GÓRNIAK: Że mnie się udało. Najprostszy dowód na to, to fakt, że jestem w miejscu, w którym jestem.

PLAYBOY: Zareklamuj w trzech zdaniach swoją pierwszą płytę.

GÓRNIAK: Nie chcę się reklamować. Wszystko zrobiłam najlepiej jak potrafię. Nie skłamałam na tej płycie. Dziękuję wszystkim, którzy zechcą ją kupić. Nie powiem nic więcej.

PLAYBOY: Na ile masz prawo do samostanowienia?

GÓRNIAK: Jestem w komfortowej sytuacji. Ludzie, z którymi pracuję w Londynie, są bardzo krytyczni, tak jak ja sama. Mamy do siebie zaufanie. Wiedzą, że nie wybiorę dla siebie muzyki, której nie poczuję, w której nie przekażę prawdy. A jeśli znajdę coś, co jest moje, to „pójdzie” i oni o tym wiedzą. Nie próbują mnie też namawiać na utwory, które są mi obce. To moje decyzje, ale konsultuję się z wieloma osobami i zawsze z moim menedżerem. Chcę im ufać. Oni dobrze znają tamten rynek i wiele mogą doradzić. Prawdę mówiąc, różnice w upodobaniach są tak wielkie, że aby zadowolić wszystkich, na każdy kraj musiałabym nagrać inną płytę. Po Eurowizji dostałam wiele nowej, ciekawej muzyki, ale różnej stylistycznie. Charakter płyty wciąż ewoluuje.

PLAYBOY: A propos charakteru. Ci, którzy z tobą pracowali, mówią: chimeryczna, histeryczna, nieznośna, trudna. Jak podsumowałabyś swój charakter?

GÓRNIAK: Wiem, że tak mówią. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że wynika, to jedynie z faktu, że zawsze chcę, żeby wszystko poszło jak najlepiej. Jestem w pracy skupiona. Jeśli ktoś tego nie rozumie albo to bagatelizuje, wtedy staję się agresywna. Jestem pedantyczna. Nie obijam się. Poświęcam pracy całą energię, koncentruję na niej wszystkie myśli. Jeśli ktoś obok mnie nie traktuje tego co robi w ten sposób, lecz się tym bawi, wtedy bywa źle. Naprawdę. Krzyczę, robię potworne awantury. W tym zawodzie trudno utrzymać równowagę. Artyści są nadwrażliwi. Jeśli coś mi się nie udaje, obwiniam siebie. Wtedy płaczę. Marudzę. Przychodzi desperacja, że nie umiem czegoś przekazać, że nigdy tego nie poczuję, że to bez sensu, że za trudne. I jeszcze jedno: stale się spóźniam. Kobieta zawsze dłużej wychodzi z domu. A potem wszyscy chcą mnie złapać na chwilę, te chwile się wydłużają, ja staram się być dla wszystkich miła i to trwa i trwa. Fani w drzwiach. Staram się z nimi rozmawiać. Choć zbyt często oczekują ode mnie pomocy, której nie umiem udzielić. Nie potrafię przejść obok nich obojętnie, ale nie mogę też rozwiązywać ich kłopotów. Jestem za słaba. A więc spóźniam się, ale w pracy jestem zdyscyplinowana. Lubię pracować. Lubię wyzwania. Wysokie poprzeczki.

PLAYBOY: Słuchając twoich wypowiedzi można odnieść wrażenie, że śpiewanie to praca, przy której trud górniczy to żart. Gdzie miejsce na radość tworzenia? Na radość w ogóle?

GÓRNIAK: Jedyny moment, kiedy czuję, że umiem się cieszyć, przychodzi wraz ze wspaniałymi, czułymi listami, jakie dostaję. Odkąd zaczęłam śpiewać na scenie, odkąd wyszłam z tego zamkniętego pokoju, samo śpiewanie przestało mnie cieszyć. Uczucie to zastąpił stres. Jak będzie? A kiedy schodzę ze sceny -jak było? Chwila szczęścia pojawia się, kiedy widzę, że potrafię ludzi wzruszyć, albo że bawią się na moich koncertach. Ja sama nie umiem bawić się z nimi. Kiedyś, kiedy byłam mała, śpiewać chciałam aż za bardzo. Dziś żyję w nieustannym lęku, że to, co się dzieje ze mną, tak naprawdę wcale się nie dzieje. Że to tylko moje dawne marzenie o śpiewaniu, które za moment zniknie. Czasami, tak jak ostatnio w Opolu, wydaje mi się, że jestem na scenie wciąż tą niesioną wyobraźnią dziewczynką, która bardzo chce śpiewać. Tak, dlaczego ja nie potrafię się tym cieszyć? Dlaczego tak wiele mnie to kosztuje? Dlaczego traktuję to tak poważnie? Przecież to tylko piosenki. Albo aż piosenki. Muzyka bywa dla wielu ludzi najważniejsza. Jeżeli ja mogę muzyką zmienić cokolwiek w ich życiu, jeśli mam tę świadomość, muszę się przygotowywać. Każde moje wyjście na scenę jest zarazem pierwsze i ostatnie. Tak to czuję. I to mnie spala do końca.

PLAYBOY: Odpowiadając na pytania, nigdy nie nazywasz rzeczy ani ludzi po imieniu. „Ci ludzie, pewne rzeczy”. Czego jeszcze się boisz?

GÓRNIAK: Chciałabym, jeśli to możliwe, w ogóle nic nie mówić. Nie umiem mówić, nie umiem słowami wiele przekazać, ale ludzie wciąż proszą mnie, żebym coś mówiła. Porozumiewam się za pomocą nut, dźwięków, to mój język. Jeśli już mówię, staram się nikogo nie urazić, nie pominąć. Nawet opisując sytuację mam świadomość, że dokonuję wyboru osób, zdarzeń i że kogoś to może dotknąć. Dlatego czasem mówię nie mówiąc nic.

PLAYBOY: Czy informując w wywiadach całą Polskę o tym, że każda z twoich sukienek na Eurowizję kosztowała trzydzieści milionów. Ty, tak wrażliwa na ludzkie uczucia, zwróciłaś uwagę, że pensja podstawowa lekarza w tym kraju to zaledwie dziesiąta część wymienionej sumy?

GÓRNIAK: Oczywiście, że mam świadomość tego, iż trzydzieści milionów to na przykład roczna pensja mojej mamy, ale czego w związku z tym ode mnie oczekujesz? Taki jest mój zawód. Robię to wszystko dla ludzi. Mam obowiązek spełniać ich oczekiwania. A mikrofon, do którego śpiewam, jest przecież równie ważny jak moja prezencja na scenie. Czy pomyślałeś kiedyś, że za jego cenę można utrzymać przez rok głodujące dziecko w Afryce. A przecież ty, Marcinie, byłeś ostatnio w Afryce, widziałeś głodujące dzieci. Czy w związku z tym przestałeś jeść kolacje?

PLAYBOY: Droga nieomal klasyczna: z estrady na ekran. Kiedy twój pierwszy film?

GÓRNIAK: Dostałam dwie propozycje. Powiem o nich więcej dopiero, kiedy rozpoczną się zdjęcia.

PLAYBOY: Wybacz, że generalizuję, ale czy lubisz mężczyzn?

GÓRNIAK: Generalnie nie przepadam za nimi. Mają duży kłopot, kiedy próbują mi zaimponować. Ani myślę podpowiadać im receptę na siebie.

PLAYBOY: Jak udało ci się uniknąć ulubionych rekwizytów gwiazd estrady – kokainy, środków dopingujących, proszków nasennych? Wciąż jeszcze nie jesteś na przykład alkoholiczką?

GÓRNIAK: Teraz już rozumiem artystów, którzy nie wytrzymują ciężaru pracy i paraliżują ich oczekiwania publiczności, która wciąż czeka na coś nowego. Która śledzi, nie pozwala odetchnąć. Wtedy alkohol czy kokaina wyciszają na chwilę. Sztucznie, wiem, ale to podobno pomaga. Wtedy wydaje się, że jeszcze jest czas, że wszystko się uda. W każdym razie, jeżeli pozwolę sobie spalać się tak jak dotychczas, jeśli nadal nie będę umiała panować nad swoimi emocjami, jeśli nie zacznę traktować siebie mniej serio, to owszem, będę narkomanką i do tego jeszcze się rozpiję.

PLAYBOY: Gdyby twoje życie było próbą generalną, a spektakl miał się dopiero rozpocząć, jakie wprowadziłabyś zmiany?

GÓRNIAK: Udało mi się uniknąć tych rzeczy, które wielu osób nie omijają. Udało mi się dostać na scenę bez układów, bez seksu. Gdybym mogła urodzić się raz jeszcze, chciałabym mieć rodzinę i przeżyć kilka lat w miłości. Czasem wydaje mi się jednak, że wtedy nie miałabym o czym śpiewać, że nie musiałabym tego robić. Chciałabym, aby dane mi było nie spotkać w życiu kilku ludzi, którzy mi przeszkodzili i robią to do dzisiaj, choć nie ma ich obok mnie. Zbyt często przeszłość ingeruje w moje życie, nie pozwala mi zapomnieć, uspokoić się.

PLAYBOY: Jest taka piosenka Rodgersa My Favourite Things, która opowiada o drobiazgach, które czynią człowieka szczęśliwym. Albo scena w Manhattanie, gdzie Woody Allen wylicza rzeczy, dla których warto żyć. Dla czego warto żyć?

GÓRNIAK: Dlaczego warto żyć? Ja nie wiem, czy warto żyć. Dla czego warto żyć? Dobrze, spróbuję. Moment, w którym stoisz naprzeciwko drugiego człowieka i wiesz, że czujecie to samo. Przyroda. Uwielbiam czuć się częścią przyrody. Marzę o tym, by znów położyć się na polanie i pomyśleć, że jestem kwiatem lub trawą. Dotknięcie drzewa. Muzyka. Uwielbiam lody. I ukochana moja „pomidorówka”, i kotlet schabowy, i perfumy Calvina Kleina Escape. I zestawienie bieli z czernią. I film, którego nigdy nie obejrzałam z właściwym mężczyzną -Niebezpieczne związki Stephena Frearsa.

PLAYBOY: Do jakiej chwili z „przeszłości w ubraniu”, jak pruderyjnie napisał w autobiografii Miles Davis, wracasz najchętniej?

GÓRNIAK: Dwa tygodnie przed tegorocznym koncertem w Opolu. W Kielcach. Kiedy weszłam na scenę, siedem tysięcy ludzi wstało. Zanim jeszcze zaczęłam śpiewać. Czy można chcieć więcej?

PLAYBOY: Marilyn Monroe. Cindy Crawford. Madonna. Kim Basinger. Teraz tobie Playboy proponuje pictorial z okładką. Co odpowiadasz?

GÓRNIAK: Miałabym się rozebrać? Nie. Gdyby była to kolosalna suma? Mogłabym odsłonić ramiona. Musiałabym czuć się bardzo piękną kobietą. Nie. To osobliwa forma „szanowania się”. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła nagle odsłonić się przed całym światem. Chyba że kiedyś w ataku desperacji. Przeciw czemuś, na przekór wszystkim, żeby to coś znaczyło. Nie. Nie rozkraczę się i nie wsiądę na motor. To nic nie znaczy. Natomiast nie mam nic przeciwko okładce…

Rozmawiał Marcin Kydryński
Zdjęcia Marlena Bielińska

Playboy, nr 24



Komentarze




Dodaj komentarz

W górę ↑