Uroda

Opublikowano 15 stycznia 2013

0

Uroda (15/01/2013)

„Najlepszym kosmetykiem jest woda, sen i seks”

Na co dzień ubiera się skromnie i praktycznie, natomiast na scenie przeistacza się w boginię seksapilu. Skończyła niedawno 40 lat, jednak czuje się i wygląda o wiele młodziej. Pomaga jej w tym m.in. joga i spełnienie w miłości.

Na scenie i w teledyskach, szczególnie na ostatniej płycie, twoje stylizacje są bardzo odważne?

Przede wszystkim są różnorodne, tak jak różne są piosenki na albumie „My”. Lubię zabawę modą, lubię eksperymentować i lubię wyglądać kobieco, chociaż raczej tylko na scenie. W mojej codziennej garderobie dominuje bawełna, wygoda i praktyczność. Kiedy staję przed kamerą, otwieram tę część swojej osobowości, która w codziennych sytuacjach raczej się nie przydaje (śmiech). Na co dzień działam w sposób racjonalny i przemyślany, nie korzystam z szaleństw i swego rodzaju dzikości, jaka czasem towarzyszy w mojej muzyce i na moich występach. Scena i życie codzienne to są dwa światy, które uzupełniają się w moim sercu.

Janusz Józefowicz powiedział kiedyś, że jesteś zwierzęciem scenicznym…

(Śmiech) Pamiętam! Rzeczywiście tak powiedział i to porównanie jest bardzo trafne do dziś. Poziom adrenaliny w organizmie, jaki mam podczas występów, dla kogoś spoza świata muzyki mógłby może być nawet dawką śmiertelną. Dla mnie natomiast jest paliwem niezbędnym do życia. Oczywiście czuję się szczęśliwa, kiedy jestem z bliskimi, kiedy mogę dotknąć stopami morza. Jednak scena to miejsce, w którym czuję się najlepiej.

Jak powstają Twoje sceniczne stylizacje?

O muzyce myślę obrazami. Zwykle przynoszę pomysł, który potem rozbudowujemy wspólnie podczas pracy z grupą stylistyków, makijażystów i fryzjerów. Jestem równolegle otwarta na ich pomysły i często z nich korzystam. Dużo podróżuję po świecie i tam czerpię wiele inspiracji. Pracując nad nową płytą, ubieram poszczególne piosenki w obrazy. Jestem otwarta na różne style, epoki, gatunki tkanin i na kreatywność moich stylistów. Na przykład w teledysku do piosenki „On The Run” występuję w ciężkiej, 17-kilogramowej kolczudze, która nie tylko była ciężka, ale także nagrzana słońcem na planie zdjęciowym poparzyła mi skórę. Nie narzekam, bo cel autentyczności osiągnęliśmy. Nie zawsze byłam tak odważna. Myślę, że Fashion Magazine, przyznając mi Oskara Mody, zrobił to właśnie za moją otwartość na sztukę mody w muzyce.

Jacy są twoi ulubieni projektanci?

Lubię wielu polskich projektantów. Na zdjęciach ilustrujących album „My” występuję w kreacji zaprojektowanej przez Gosię Baczyńską. Jest to przepiękna sukienka uszyta z białych piór. Czułam się w niej wyjątkowo. Uwielbiam także projekty Agnieszki Maciejak, która przygotowuje często kreacje dla moich wideoklipów i na tak poważne wystąpienia, jak zeszłoroczny koncert z panem Josém Carrerasem. Bardzo lubię współpracę z Bohoboco, Violą Piekut, Grzegorzem Kasperskim, Łukaszem Jemiołem i Kubą Boneckim. Są to niesłychani zdolni projektanci, którzy przygotowują dla mnie najbardziej kobiece kreacje.

Jakich ubrań jest najwięcej w twojej scenicznej garderobie?

Butów.

Zdradź swoje ulubione marki?

Lubię szpilki Christiana Louboutina, ale kupuję też buty nieznanych marek, na które trafiłam przypadkiem podczas podróży. Zresztą kiedy kupuję ubrania, nigdy nie kieruję się ich metką, jedynie urodą i wygodą. Moi styliści wiedzą zawsze, z których kolekcji ze świata przywiozłam jakieś rzeczy. Ale dla mnie nie są to wartości, dla których znajduję uwagę. Mam obok siebie fachowców w tym temacie. Jedno co sprawdziłam i co jest pewne, to że nie ma na świecie szpilek, w których można przetańczyć całą noc. Szpilki to wygoda najwyżej na dwie, trzy godziny. Mam takie powiedzenie: skąd wiedzieć, że wyglądasz modnie? Musi być Ci niewygodnie (śmiech).

Robisz czasem zakupy w sklepach w Warszawie?

Odwiedzam czasem sklepy, w których jest mało ludzi, mam tu na myśli małe niezależne butiki. Wiem, że w galeriach handlowych można kupić ciekawe rzeczy, ale staram się często ich nie odwiedzać ze względu na obecność fotoreporterów, którzy zwykle polują tam na osoby publiczne. Zakupy pod ostrzałem fleszy nie są niczym przyjemnym. Częściej więc robię zakupy poza Polską. Nie jestem też zakupoholiczką. Kupuję ubrania cztery razy w roku, przed każdym sezonem pogodowym.

Co ostatnio sobie kupiłaś?

W Azji kupiłam ubrania do ćwiczeń jogi. Są uszyte z bardzo delikatnej i miękkiej bawełny, którą można prać tylko ręcznie.

Masz słabość do dodatków?

Ostatnio największą słabość mam do okularów przeciwsłonecznych, mam ich całą szufladę. Używam ich nie tylko, by ochronić oczy przed słońcem, ale także kiedy nie chcę, aby ludzie zaglądali w moje oczy. Zauważyłam, że moda na kształt okularów bardzo szybko się zmienia. Lubię różne marki m.in. Ray-Ban. Ostatnio kupiłam piękne, lekko pozłacane okulary. Kupując je, nie zwróciłam uwagi na markę. Moi styliści sprawdzili, że pochodzą z limitowanej kolekcji Dolce&Gabbana.

Jak przygotowujesz się do występu?

W skupieniu. Ale rozumiem, że pytasz o makijaż. W zależności od okoliczności i charakteru wystąpienia zapraszam do współpracy różnych wizażystów i stylistów włosów. Każdy z nich korzysta ze swojej bazy doświadczenia i różnych marek kosmetyków. Czasem spisuję nawet ich nazwy, ale zwykle gubię kartkę. Profesjonalne kosmetyki, których używają wizażystki, często przywiezione są z różnych zakątków świata, fantastycznie pracują ze światłem, kamerami i ze skórą.

A na co dzień jak dbasz o skórę?

Regularnie raz, czasem dwa razy w miesiącu, chodzę do pani kosmetolog, która dokładnie ogląda moją skórę i proponuje mi zabiegi dostosowane do jej potrzeb. Myślę nie tylko o twarzy, ale o całym ciele. Skórę trzeba uważnie obserwować, a także nawilżać od środka. Woda jest bardzo ważnym elementem nawilżenia. Zimą szczególnie doskwiera mi suchość skóry. Korzystam z zabiegów złuszczających i nawilżających. Lubię gruboziarniste peelingi z soli i cukru, a także zabiegi z algami na całe ciało. Im gorzej pachną, tym lepiej działają (śmiech).
Kiedy przygotowuję się na kolację z moim partnerem, kładę na ciało balsam Soraya ze złotymi drobinkami. Skóra wygląda wtedy pięknie, zwłaszcza przy świecach. Szczególną uwagę przywiązuję także do skóry dłoni. Nie ruszam się z domu bez kremu do rąk. Lubię kosmetyki proste, nie kupuję tych po kilka tysięcy złotych. Szkoda mi na nie pieniędzy. Poza tym uważam, że najlepszym kosmetykiem jest woda, sen i seks (śmiech). Uważam również, że uroda jest ważna wyłącznie równolegle z higieną, dobrocią i mądrością. Uroda sama w sobie nie stanowi żadnej wartości ani klucza do czegokolwiek, co jest trwałe.

Które gabinety spa lubisz odwiedzać?

Nie chciałabym zdradzać tych miejsc ani nazwisk pań kosmetyczek. Chodzę do nich od dawna i czuję się u nich bezpiecznie. Ich dyskrecja jest dla mnie równie cenna, jak ich fachowość. Uważam, że nasze ukochane panie kosmetyczki są dla nas skarbem. W profesjonalny sposób pomagają nam zadbać o siebie i trochę oszukać czas.

Z jakich zabiegów na twarz najczęściej korzystasz?

Nie lubię zabiegów ujędrniania skóry, ponieważ dają mi uczucie napiętej skóry. Uwielbiam nawilżanie. Korzystam z masek z alg. Poza tym dwa razy do roku poddaję się zabiegowi mezoterapii z wykorzystaniem koktajlu witaminowego. Zabieg nie jest przyjemny, ale skóra wiele po nim zyskuje. Kiedy jest nawilżona, lepiej sobie radzi z problemami i łatwiej współpracuje z makijażem. Unikam natomiast zabiegów rozjaśniających skórę, których w salonach niestety jest najwięcej. Mogę polecić domowe sposoby, które sprawdziłam na sobie. To zwykły zielony ogórek i cytryna. Dbam również o swoje zdrowie i dwa razy w roku robię totalny detoks całego organizmu, dzięki czemu wzmacnia się moja odporność, a skóra nabiera blasku.

Jak wygląda taki detoks?

Przez kilka dni jem produkty wyłącznie białe lub wyłącznie zielone. Jem je bezpośrednio po ich zerwaniu. Nie są one w żaden sposób modyfikowane, zamrażane. Do tego przez dwa tygodnie piję zioła chińskie i jem dużo owoców.

To dość nietypowe podejście do jedzenia…

Dla Europy nietypowe, bo niepakowane. Jeśli przez tydzień je się posiłki składające się z produktów zupełnie czystych, organizm dostaje zastrzyk energii. Dodatkowo piję zioła, które oczyszczają krew ze wszystkich toksyn. W dzisiejszych czasach są one niestety wszędzie.

Jak wygląda Twoja dieta?

Lubię kuchnie azjatyckie: chińską, japońską i tajską, ale sama nie mam czasu na gotowanie. Od lat jestem wegetarianką, unikam przetworzonej żywności. Pod koniec ubiegłego roku skończyłam 40 lat i zastanawiałem się, co tak naprawdę pozwoliło mi zachować zdrowie i urodę. Mam świadomość, że to, co wskazuje moja metryka, nie zgadza z tym jak się czuję i jak wyglądam. Mój partner powiedział mi przed urodzinami: „Zastanawiam się, kto ma 40 lat bo na pewno nie Twoje ciało” (śmiech). Myślę, że złożyło się na to kilka czynników: mój wegetarianizm, joga którą regularnie ćwiczę i szczęście w życiu osobistym. Budzę się, nim wstanie słońce. Lubię patrzeć na wschód słońca i witać nowy dzień, pijąc zieloną herbatę.
To wszystko daje mi witalność i siłę. Jestem teraz w pięknej relacji, realizuję się zawodowo, nieustannie wierzę w dobro, nie jestem zgorzkniała. I to także dobrze wpływa na moje samopoczucie i poprzez to być może na urodę.

Jak świętowałaś swoje 40 urodziny?

Razem z partnerem byliśmy w Tajlandii, w dżungli, ze zwierzętami.

Jaki jest twój stosunek do medycyny estetycznej?

Kilka lat temu, kiedy byłam mężatką, czułam się bardzo niepewna, wyglądałam na zmęczoną, nieustannie chodziłam ze zmarszczonym i przygnębionym czołem. Poszłam do lekarza medycyny estetycznej i powiedziałam mu, że nie mogę patrzeć na ten swój smutek i muszę coś zmienić. Lekarz powiększył mi wtedy usta. I rzeczywiście wtedy trochę mi to psychicznie pomogło. W tamtych czasach nie umiałam racjonalnie ocenić, że to, co zrobiłam, było dla mojego wyglądu fatalne. Dopiero z upływem lat, kiedy odbudowałam poczucie własnej kobiecości i wartości, zobaczyłam na zdjęciach, jak mocno się wówczas oszpeciłam. Od tamtej pory jestem bardzo ostrożna. Dopóki nie będzie absolutnej konieczności, nie pozwolę sobie na ingerencję skalpela. Mam też dużo szczęścia, bo mam dobre geny…

Jakich perfum używasz?

Do tej pory w moim życiu miałam trzy ulubione zapachy. Pierwszym był Escape Calvina Kleina, kolejnym She Giorgio Armani i ostatnim Lalique. Od trzech lat już jestem na etapie poszukiwania nowego dla siebie zapachu. Odwiedziłam różne perfumerie w Polsce, za granicą i z żadnym zapachem nie mogę się scalić. Nie lubię słodkich ani kwiatowych perfum, wolę orientalne.

Kiedyś na scenie można było cię zobaczyć w kolorowym makijażu, ale chyba ostatnio to się zmieniło?

Rzeczywiście, już nie maluję się na kolorowo. Stawiam na odcienie ziemi, brązy, szarości, czasem biel. Bywa, że zmieniam swoje upodobania.

A jak malujesz się na co dzień?

Nie robię makijażu oczu. Moje oczy, kiedy są pomalowane, bardzo się zmieniają. Stają się kokieteryjne, a ja sama jestem wtedy bardziej widoczna. Maluję się zazwyczaj w samochodzie, kiedy odwożę syna do szkoły. Korzystam głównie z podkładu, czasem kiedy mam zmęczone oczy, używam korektora. Poza tym lubię też delikatny róż na policzkach.

A szminka?

Mam dwa ulubione kolory. Bordo i naturalny beż. Na co dzień rzadko używam szminek. Z kolei kiedy śpiewam, zjadam szminkę lub zostawiam ją na mikrofonie. O wiele trwalsza jest konturówka, którą często wypełniam usta w całości. Kolor zostaje wtedy na dłużej.

Nie lubisz mocnego makijażu na co dzień?

Prowadzę firmę, często uczestniczę w biznesowych spotkaniach a w branży muzycznej pracuje wiele mężczyzn. Mam wrażenie, że uroda ich rozprasza. Nie maluję się m.in. dlatego, że nie chcę żeby mężczyźni, z którymi prowadzę rozmowy, wpatrywali się we mnie. Wolę, żeby skupili się na merytoryczne spotkania. Nie mam potrzeby na co dzień eksponowania swojej kobiecości.

Ciekawe podejście. Wiele kobiet wykorzystuje w biznesie urok osobisty, by osiągnąć swoje cele.

Wiem, ja też nie robię, mam silne argumenty (śmiech). Na spotkania staram się przychodzić ubrana i pomalowana w taki sposób, by nie odwracać uwagi od tematu spotkania.

Jak dbasz o włosy?

Kiedy zaczęłam rozjaśniać włosy, nie byłam świadoma, jak bardzo zabieg ten zmienia ich strukturę. Wcześniej nigdy nie używałam nawilżających odżywek do włosów, bo nie miałam na to czasu. Teraz po kąpieli zawsze stosuję odżywki i czasem zostawiam je na włosach do rana.

Kto zajmuje się twoimi włosami?

Poznałam wspaniałych artystów, którzy dbają o moje włosy. Jeden fryzjer zajmuje się koloryzacją i pielęgnacją, inny odpowiedzialny jest za cięcie, jeszcze inny za stylizację fryzur wyjściowych. Na przestrzeni lat mojej pracy artystycznej do różnych moich wystąpień zapraszam różnych stylistów. Jedni specjalizują się w kokach, inny w upięciach w stylu retro, a jeszcze inni specjalizują się w uczesaniach awangardowych. Każdy jest świetny w swojej dziedzinie. Grono współpracowników mam dość duże. Gdyby zliczyć wszystkich razem, jest ich około 70 osób. Nigdy naturalnie w tak dużym składzie nie pracuję jednorazowo, jedynie w konfiguracjach. Wyjątkiem była największa produkcja muzyczna, w jakiej wzięłam udział, czyli „Koncert urodzinowy” dla HBO, przy którym pracowało prawie 200 osób. Pracuję  z naprawdę utalentowanymi ludźmi.

Jak dbasz o figurę?

Nie lubię sportu, nie lubię biegać. Natomiast doskonale odnalazłam się w jodze. Dla jednych może być ona wyłącznie podtrzymywaniem fizycznej kondycji, łatwiejszym aerobikiem. Ale to najpłytszy sposób jej odbioru.

Gdzie ćwiczysz jogę?

Cztery lata temu w Tajlandii odkryłam dwie niesamowite szkoły jogi, do których latam regularnie. Nie zdradzę jakie to szkoły. Tak długo jak nikt ich nie będzie znał, będę tam miała swoje miejsce na ziemi. Joga w swojej istocie umacnia ducha poprzez ciało. W codziennym życiu publicznym, w życiu pod presją i nieustającą oceną mojej osoby, szkoła jogi, podróże, moje szczęśliwe partnerstwo, uśmiechnięty, zdrowy syn i moja oddana publiczność nadają mojemu życiu najpiękniejszy balans.

Rozmawiała Katarzyna Zielonka
Zdjęcia: Aldona Karczmarczyk / Van Dorsen Talents
Stylizacja: Maciej Spadło / Van Dorsen Talents
Fryzury: Piotr Wasiński / Van Dorsen Talents
Makijaż: Wilson / Warsaw Creatives
Manicure: Magdalena Szczypiorska / MyDay Studio



Komentarze




Dodaj komentarz

W górę ↑