Wprost

Opublikowano 4 października 2010

0

Wprost (04/10/2010)

Zakopany talent

Gdy Edyta Górniak wchodzi na scenę, publiczność wstrzymuje oddech w oczekiwaniu niezwykłego show. Nie zawodzi się, bo Edyta jest prawdziwą gwiazdą. Jest tylko jeden problem: zamiast robić światową karierę, dorabia w „Tańcu z gwiazdami”.

A by nie było wątpliwości: nasza jedyna krajowa diwa estrady tańczy rewelacyjnie. Tak dobrze, że bukmacherzy przyjmują zakłady, iż to właśnie ona wygra „Taniec z gwiazdami”. Bo nie tylko zbiera doskonałe noty od jurorów, lecz także najwyraźniej podoba się telewidzom, którzy masowo ślą SMS-y z poparciem dla niej i jej partnera, czeskiego tancerza Jana Klimenta.

Każdy ruch Górniak na parkiecie z napięciem śledzą plotkarskie portale i kolorowe magazyny, a potem donoszą z lubością o jej „namiętnym paso doble”, „genialnym, chłodnym tangu” czy „delikatnym quickstepie”. Dlaczego świetnie tańczy? Tabloidy stawiają odważną diagnozę. Bo przed treningami je jajecznicę. Jaką? Z dwóch jaj na maśle.

A gdy piosenkarka opuszcza kilka treningów (była chora, miała gorączkę), media pewnie we współpracy z producentem podkręcają atmosferę. „Edyta zrezygnuje z udziału w programie, bo boi się przegrać z Patricią Kazadi, która świetnie sobie w ?Tańcu? radzi i nieoczekiwanie zaczęła wyrastać na jej największą rywalkę” – spekulują. Gdy jej menedżerka mówi, że Edyta będzie tańczyć dalej, dalej idą też tabloidy. Piszą mianowicie, że w czasie styczniowej gali Konfrontacji Sztuk Walki piosenkarka zaśpiewa polski hymn, za co dostanie 40 tysięcy złotych. Szybko okazuje się jednak, że nie zaśpiewa.

Nie o kronikę na temat Górniak tu idzie i nie o analizę wiarygodności tabloidów. Raczej o to, że Edyta wciąż jest dla nich łakomym kąskiem. Szkoda tylko, że potrawa serwowana jest akurat w takim lokalu.

Wszystkim, którzy pytają, po co piosenkarce udział w „Tańcu z gwiazdami”, jej menedżerka Maja Sablewska odpowiada – to rodzaj detoksu. – Edyta przeszła w ubiegłym roku wiele. Media jej nie oszczędzały. Wywlekano historie z jej życia prywatnego, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Taniec daje jej wolność. Pokazuje prawdziwą Edytę – silną, zdeterminowaną i pewną siebie. Edyta chce pokazać wszystkim kobietom, że nawet w najgorszej sytuacji nie wolno się poddawać. Ja wiem, że jako menedżerka powinnam kazać jej wydać płytę. Ale wiem również, że aby ta płyta była niezwykła, artystka musi pokazać wszystkim, że jest szczęśliwą kobietą. Właśnie dlatego tańczy.

„Spełniająca się kobiecość” to jednak w „Tańcu z gwiazdami” wątek od lat solidnie zgrany. O co więc idzie naprawdę?

Zbyt wiele zbyt szybko

„Taniec z gwiazdami” to kolejny rozdział wielkiej medialnej kariery Edyty Górniak. Bo w ostatnich latach robi ona nie artystyczną, ale właśnie medialną karierę. Była jurorką w programie „Jak oni śpiewają”, a od lat jest królową kolorowych magazynów. W zeszłym roku jej twarz zdobiła okładki najpopularniejszych pism aż 43 razy, a w ciągu trzech miesięcy tego roku kolejnych 11! Gazety rozpisywały się o jej rozwodzie z Dariuszem Krupą, konflikcie z Dodą, o nowej menedżerce i o nowym mężczyźnie. I jeszcze o fryzurach, kreacjach oraz galach i imprezach, które uświetniła obecnością. O wszystkim, tylko nie o muzyce.

Piotr Ostrach, były menedżer i przyjaciel artystki: – Edyta miała największy potencjał ze wszystkich wokalistek, które zaczynały śpiewać w latach 90., nieprzeciętną urodę i niesamowity głos. Teraz funkcjonuje przede wszystkim jako celebrytka.

Robert Sankowski, krytyk muzyczny: – Czy Edyta Górniak marnuje talent? Nie ona jedna. Wszyscy teraz biorą udział w reklamach, jeżdżą na lodzie, skaczą na trapezie albo są jurorami w programach. Agnieszka Chylińska, Kasia Kowalska i Justyna Steczkowska wydają płyty, ale ludzie nie bardzo chcą je kupować. A gwiazdami są, bo pojawiają się w telewizji i kolorowych magazynach.

Stanisław Trzciński, właściciel wytwórni STX Records: – Edyta Górniak kojarzona jest teraz z telewizyjnymi programami dla mas. Stała się celebrytką, rezygnując z kariery artystycznej. Myślę, że to jej świadomy wybór. Ma wokół siebie taką otoczkę medialną, że trudno byłoby jej znów zabłysnąć muzycznie. Zresztą może już jej na tym nie zależy.

Trzeba przyznać, że Edyta Górniak osiągnęła w Polsce prawie wszystko. Dwa lata temu w plebiscycie z okazji 60-lecia Empiku uznano ją za największą osobowość ostatnich 60 lat, a jej debiutancki album „Dotyk” z 1995 r. zyskał miano najważniejszej płyty tego okresu. Problem w tym, że ta pierwsza płyta jest zarazem ostatnią, na której znalazły się wielkie hity. Później jedynym przebojem była śpiewana razem z Mietkiem Szcześniakiem „Dumka na dwa serca” promująca film „Ogniem i mieczem”. Było to 12 lat temu! I to mniej więcej tyle, jeśli idzie o dorobek piosenkarki.

Czemu tak mało? Przyczyn jest wiele. Z pewnością piosenkarka ciężko przeżyła to, że nie udało jej się zrobić kariery na Zachodzie. W 1997 r. podpisała kontrakt z brytyjskim oddziałem firmy EMI i wydała anglojęzyczny album „Edyta Górniak”, którego producentem został Christopher Neil, pracujący na sukces słynnej Kanadyjki Céline Dion. Ale płyta nie podbiła świata. – Była na pierwszych miejscach list przebojów w Japonii, Portugalii i Hiszpanii, światowa centrala EMI nie zdecydowała się jednak na promowanie jej w Wielkiej Brytanii, która jest najważniejszym rynkiem muzycznym. A szkoda, bo Edyta była w wyśmienitej formie – mówi autor tekstów piosenek Jacek Cygan, który wiele lat współpracował z piosenkarką.

Cios był tym dotkliwszy, że po Eurowizji rozpieszczana przez publiczność i media Edyta uwierzyła, że jest fenomenalna. – Sądzę, że upadek z tak wysokiego konia był dla niej traumatyczny – mówi Stanisław Trzciński.

Były menedżer Piotr Ostrach: – Zbyt szybko osiągnęła zbyt wiele. Zrobiła karierę błyskawicznie, w przeciwieństwie do Kayah, która do wszystkiego dochodziła stopniowo.

Wymagająca i kapryśna

Edyta Górniak nie miała też szczęścia do współpracowników. Na początku było z tym nieźle. W odniesieniu błyskawicznego sukcesu pomogło jej wielu ludzi – debiutujący na drugim planie Piotr Rubik, Wojciech Olszak, Jacek Cygan. Potem takich ludzi w jej otoczeniu zabrakło – twierdzi Stanisław Trzciński.

A przecież – jak mówi Robert Kozyra, były dyrektor Radia Zet i były partner piosenkarki – każda gwiazda to wielkie przedsiębiorstwo. Musi mieć ludzi, którzy znajdą najlepsze piosenki,wyprodukują je i stworzą wizerunek artysty. Problem polega na tym, że Edyta wokół siebie takich ludzi nie ma. Zabrakło jej dobrych piosenek i dobrych menedżerów.

Pytanie, ile w tym jej winy. Współpraca z nią, delikatnie rzecz ujmując, nie należy do najłatwiejszych. – Jest przekonana o swojej nieomylności i nie potrafi zdać się na wiedzę innych profesjonalistów – mówi Trzciński.

Były menedżer Piotr Ostrach: – Jest perfekcjonistką do przesady. Potrafi jedną piosenkę nagrywać nieskończoną liczbę razy, bo cały czas wydaje jej się niewystarczająco dobra.

Jest jeszcze jeden problem. Edyta Górniak oczekuje od otoczenia bezgranicznego uwielbienia. Jeśli ktoś odważy się ją skrytykować – koniec znajomości. – Edyta szybko zakochuje się w ludziach i równie szybko się odkochuje. Zazwyczaj bez powodu. Również bez powodu często dochodzi do wniosku, że wszyscy są przeciw niej – mówi Piotr Ostrach. Jest i kwestia z obszaru psychoanalizy. Wokalistka zdaniem wielu rozpaczliwie szuka miłości i ciepła, bo miała trudne dzieciństwo: ojciec odszedł, gdy miała pięć lat, a gdy była nastolatką, została zgwałcona przez kolegę ojczyma.

Ekshibicjonistka

Skomplikowana osobowość utrudnia artystce karierę muzyczną, ale za to sprawdza się w kolorowych pismach. A piosenkarka chętnie sprzedaje swoją prywatność: opowiada, że w dzieciństwie chodziła z matką na zmianę w jednej parze butów, bo nie było ich stać na drugą. Albo żali się, że mężczyzna, który ją zgwałcił, teraz szantażuje ją kasetami z kompromitującym nagraniem.

W najgorszej sytuacji są partnerzy piosenkarki. Obecni muszą się liczyć z tym, że Edyta opowie publicznie o intymnych szczegółach ich pożycia, a byli powinni się przygotować na to, że po rozstaniu zostaną oskarżeni o zrujnowanie jej życia. Gdy rozwodziła się z Dariuszem Krupą, w wywiadach opowiadała, że mąż zabrał jej dowód osobisty i klucze do domu, aby nie mogła wychodzić, skarżyła się, że terroryzował ją emocjonalnie.

Z jednej strony jest więc ekshibicjonizm, z drugiej okazywana raz na kilka lat dbałość o swą prywatność. Kilka lat temu Edyta procesowała się z tabloidami, które opublikowały jej zdjęcia zrobione w szpitalu tuż po porodzie, a zatrudnionych przez tabloidy nazywała „szczurami, które mają krew na rękach”.

– To jest postać tragikomiczna. Przypomina mi Michaela Jacksona, któremu też życie wymknęło się spod kontroli. Oboje byli na topie i zostali za to ukarani – mówi dziennikarz muzyczny Michał Figurski.

– Masy chcą szaleńców. Gwiazda musi budzić emocje, bo ludzie mają ją kochać lub nienawidzić – dodaje Piotr Ostrach.

Edyta Górniak najwyraźniej zna tę zasadę. W programie „Jak oni śpiewają” to ona dostarczała widzom najwięcej rozrywki. Potrafiła wyjąć zza pazuchy maskotkę i mówić cienkim głosikiem, udając, że to nie ona, ale maskotka ocenia zawodników. Gdy zaśpiewała Grażyna Szapołowska, Górniak zalała się łzami, tuliła misia i stwierdziła, że piosenka przypomniała jej zmarłego ojca oraz jego cygańskie korzenie. Chodziła z poduszką pod sukienką i udawała, że jest w ciąży. Media zacierały ręce.

– Teraz bardzo skrupulatnie wybieramy media, z którymi współpracujemy. Ten medialny detoks zajmie nam pewnie z rok, ale doprowadzimy do tego, że jeśli Edyta udzieli jakiegoś wywiadu, to tylko poważnego – zapowiada menedżerka Maja Sablewska.

Ma być rewolucja

Aby nie było wątpliwości: pierwsza dama polskiej piosenki nadal potrafi śpiewać. I robi to rewelacyjnie. Jacek Cygan był na kilku jej koncertach i – jak mówi – były wyśmienite. – W ubiegłorocznego sylwestra Edyta wystąpiła razem z orkiestrą BBC, zaśpiewała kilka standardów po angielsku. Dyrygent niemal przed nią uklęknął. A muzycy bili jej brawo na stojąco. Kilka miesięcy temu na swoim jubileuszowym koncercie w Sopocie Edyta też kolejny już raz pokazała, jak wielki ma potencjał.

Sama piosenkarka od wielu miesięcy obiecuje nową płytę. Najpierw miała się ukazać na wiosnę, potem mówiono o jesieni, teraz – o przyszłym roku. – Nie spieszymy się. Marzy nam się krążek na miarę „Dotyku” z 1995 r., którego siłą było to, że album był spójny i przebojowy, mimo że każda piosenka była utrzymana w innym klimacie. Nie chcemy wydać kolejnej płyty, która sprzeda się dobrze, ale na tym koniec. Edyta musi wrócić w wielkim stylu, z prawdziwymi hitami. Chcemy rewolucji, a nie ewolucji – mówi jej menedżerka.

Robert Sankowski: – Jestem ciekaw, co zrobi Edyta Górniak. Czy spróbuje zmienić wizerunek, czy zasklepi się w starym i pozostanie diwą, która przez kolejne 20 lat będzie śpiewać swoje stare przeboje na zamkniętych koncertach, jak Céline Dion w Las Vegas? Z tego są świetne pieniądze, ale to nie jest sztuka.

Jacek Cygan: – Wydanie płyty wymaga determinacji, zaangażowania i wiary w powodzenie projektu. To trudne, bo artysta może odnieść wrażenie, że taka płyta jest nikomu niepotrzebna. Ani w radiu, ani w telewizji nie lansuje się polskich artystów. Zdarza się, że wybitny artysta wydaje płytę, a radiostacje mówią, że piosenki są nieradiowe. Artyście ręce opadają, traci motywację. Ale wierzę, że Edyta wyda płytę i że to będzie dobra płyta.

Zbigniew Hołdys: – Edyta nie ma wyjścia. Jeśli nie chce za życia przejść do historii, tylko nadal być artystką i tworzyć muzykę, musi nagrać płytę, która rzuci wszystkich na kolana. Z tego, co wiem, ciężko nad tym pracuje.

Piotr Ostrach: – Gdyby Edyta coś nagrywała, byłoby o tym w branży słychać. Na razie jest cisza.

Po cóż głośno mówić o ciszy? Każdy, kto słyszał śpiewającą Edytę Górniak, wie, że mogłaby być wielką, światową gwiazdą. W ostatnich kilkunastu latach niemal wszyscy się z tą nadzieją pożegnali. Chyba jednak wciąż nie pożegnali się definitywnie. Bo może jednak, na przykład za rok…

Tekst Iga Nyc
Współpraca Renata Kim, Jerzy Ziemacki

Wprost, nr 41 (1444)



Komentarze




Dodaj komentarz

W górę ↑